Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzeciakowski: Żyjemy i komuś bardzo to przeszkadza. Rozmowa z dyrektorem Szczecińskiej Stoczni Remontowej "Gryfia"

Przemysław Szymańczyk
Przemysław Szymańczyk
Z Arturem Trzeciakowskim, dyrektorem naczelnym Morskiej Stoczni Remontowej Gryfia S.A. rozmawia Przemysław Szymańczyk.

Oglądał pan Mad Maxa?
Oglądałem.

Mam takie wrażenie, jak przyjeżdżam na teren Gryfii, że gdybyśmy chcieli zrobić Mad Maxa w Polsce, to można go kręcić spokojnie na terenie Morskiej Stoczni Remontowej Gryfia w Szczecinie. To zderzenie rzeczywistości z wyobrażeniami, jak wygląda nowoczesna stocznia, może być bardzo ciekawe, ale i bolesne. To tylko pozory, czy też realnie jesteśmy mniej więcej tak 30, 40, a może i 50 lat zapóźnieni?
Panie redaktorze, to dosłownie pierwsze zdanie, które 3 lata temu wypowiedziałem, gdy rozpocząłem pracę w Gryfii. Na pierwszym moim spotkaniu z kadrą kierowniczą Gryfii stwierdziłem, że wjeżdżając na teren stoczni doznałem przeniesienia w czasie i cofnąłem się o jakieś 50 lat.W postapokaliptyczne wizje futurystów…

Stocznia wygląda jak zakład żywcem wyjęty z lat 70. Trudno uwierzyć, że tutaj są realizowane projekty, które premierzy krajów wysoko rozwiniętych dają jako przykład dobrze wykonanej pracy. I nie mówię w tym momencie o polskim premierze, mówię akurat o pani premier Norwegii.
Przyczyna jest dwojaka. Po pierwsze stocznia remontowa to jest działalność tak zwana brudna. My wchodząc na statki, które przez ostatnie kilka lat były eksploatowane, czyścimy je ze wszystkiego, co jest uszkodzone bądź zepsute. Równocześnie doprowadzamy je do takiego stanu, że przez kolejne 5 lat powinny bezawaryjnie funkcjonować. Miarą nowoczesności nie jest zautomatyzowanie robót, bowiem ludzi w tym procesie nic nie zastąpi. Remont jednostki to w praktyce praca „ludzkich rąk” polegająca na wejściu na statek ludzi z palnikami, którzy muszą wyciąć kawał skorodowanej blachy.

Ale proszę mnie nie przekonywać, że do tego nie jest potrzebne oprzyrządowanie. Nie są potrzebne instrumenty, które czynią tę pracę bardziej efektywną, lepszą jakościowo, wydajniejszą i na zupełnie innym poziomie niż tylko przy pomocy przecinaka i młotka….
Oczywiście. Wydaje mi się, że problemem Gryfii, problemem naszych pracowników jest to, że przez kilkadziesiąt lat w firmę po prostu nie inwestowano. Inwestowano w ewentualny zakup niezbędnych maszyn i urządzeń typu wózek akumulatorowy, nowa spawarka, natomiast kompletnie zaniedbano sprawę infrastruktury. Pod koniec lat 90-tych postawiono dok numer 5 na końcu wyspy. To była ostatnia istotna inwestycja. Gryfia znajduje się na wyspie. Teren osiada. Jeżdżenie po drogach Gryfii samochodem przypomina rajd terenowy. Ale to wcale nie oznacza, że nie stać Gryfii na trochę asfaltu. Nierówności wynikają z tego, że ten grunt przez 70 lat naszej działalności osiadał i by porządnie to zrobić, trzeba wydać miliony, a nie 50 tysięcy złotych.

Ale przecież panie dyrektorze nie chodzi tu o sam asfalt.
Absolutnie się z tym zgadzam. Jeżeli jednak chodzi o doki, bo one są najważniejsze, to są nadal funkcjonalne i spełniają odpowiednie parametry. To jest nasze podstawowe narzędzie produkcyjne. Najnowszy, najmłodszy nasz dok numer 5 ma ponad 30 lat. Ale zapewniam, że mimo podeszłego wieku, wszystkie doki, na których Gryfia pracuje mają pełną nośność. Żaden z nich nie ma związanych z wiekiem ograniczeń.

Czy w tych warunkach, da się prowadzić w sposób profesjonalny, zgodny z zasadami sztuki, remonty i modernizację jednostek?
Nam nie brakuje narzędzi niezbędnych do wykonywania remontów. My nie mamy kłopotów z maszynami, na których trzeba wykonać podzespoły, które potem zainstalujemy na statku. Nie mamy również kłopotów z oprzyrządowaniem, na którym regenerujemy części zdejmowane ze statków. Może wspomniane maszyny i urządzenia nie są najnowsze, ale one są utrzymywane w sprawności technicznej. Mamy też najważniejsze: pracowników o wysokich kompetencjach. Oczywiście są pewnego rodzaju ograniczenia, choćby infrastruktura, o którą pan redaktor pytał, wygląd stoczni, nasze budynki. Niepomalowane doki, bo nigdy nie ma na to pieniędzy. Na przykład: nie mamy w tej chwili armatorów poza polskimi, którzy u nas remontowaliby promy. Chcemy ten stan zmienić, bo przecież Gryfia kiedyś się tym zajmowała na dużą skalę.

Precyzyjnie odpowiedział Pan na pytanie, czy można w tych warunkach wykonywać porządnie swoją robotę i nie wstydzić się jej, ale czy można być w tych warunkach konkurencyjnym...będąc jednocześnie spółką Skarbu Państwa?
Gryfia funkcjonuje wyłącznie na rynku komercyjnym. My, składając nasze oferty wiemy, że armator zanim wstawi statek do nas do remontu, zapyta inne stocznie i to nie tylko trójmiejskie, które są naszą naturalną konkurencją, ale on zada pytanie na Litwie, Łotwie, czy w Estonii, zapyta Niemców, Norwegów, a jeżeli statek robi dłuższe kursy, to sięgnie na Morze Śródziemne. Czyli tak naprawdę my konkurujemy z całą Europą, jedyny wyjątek to remonty jednostek specjalnych dla Ministerstwa Obrony Narodowej. Zatem 100 proc. naszej działalności remontowej statków cywilnych to jest rynek komercyjny. Polscy armatorzy, czyli PŻM, PŻB oraz pozostali, przed postawieniem statków w Gryfii, także ściągają oferty z innych stoczni. Nie ma możliwości, żebyśmy nie byli konkurencyjni.

Z wielką pasją i zaangażowaniem opowiada Pan o firmie, w której Pan pracuje i podejrzewam, że w związku z tym ma Pan marzenia z nią związane. Jesteście w trakcie budowy czegoś, co być może w sposób znaczący zmieni funkcjonalność firmy. Mam na myśli jeden z doków. 235 ponad metrów długości i 27 tys. ton nośności. Istny game changer, a może tylko tania propaganda?
Zdecydowanie game changer. Liczby mówią same za siebie. Dzisiaj największym dokiem, którym dysponuje Gryfia, to jest już wymieniony kilkakrotnie przeze mnie dok numer 5 o nośności maksymalnej 17 tys. ton. Dok, który w tej chwili jest budowany, będzie miał zdecydowanie wyższe parametry: netto 24 tys., brutto 27 tys. ton. To oznacza, że będziemy mogli na nim dokować między innymi jednostki typu Panamax, czyli te, którymi dysponuje Polska Żegluga Morska. Teraz one idą do Trójmiasta, dlatego, że Gryfia nie jest w stanie ich przyjąć. W niedalekiej przyszłości się to zmieni. W tym w przypadku wielkość (doku) ma znaczenie. Przykładowo kiedy stocznia miała dwie lokalizacje w Szczecinie i Świnoujściu jedna „5” dawała dużo wyższe przychody niż cały zakład w Świnoujściu, mimo że tam były trzy doki. Obowiązuje prosta zasada: wraz z rozmiarem statku wzrasta wartość przychodu jednostkowego z jego remontu. Im większe statki się remontuje, tym większe przychody zyskuje. Wyższa jest także rentowność. Przed podjęciem decyzji o zamówieniu tego doku były wykonywane przeróżne analizy. Jedna z nich została zrobiona przez podmiot zewnętrzny, a dotyczyła optymalnej lokalizacji.

ZOBACZ TEŻ:

Z tej analizy wynika, że najlepszą lokalizacją jest nabrzeże gdyńskie, tutaj przy wyspie Gryfia, czyli vis a vis Stoczni Szczecińskiej. Po drugie: została zrobiona analiza rynkowa dotycząca jednostek pływających po Bałtyku. Bałtyk jest morzem bardzo mocno obciążonym. Niewspółmiernie dużo statków pływa po Bałtyku w stosunku do jego wielkości. Średnio rocznie dochodzi na nim do prawie dwustu różnego typu zdarzeń, chociażby takich jak otarcie promu o brzeg, czy wejście statku na mieliznę. Jednostka, o której ostatnio donosił także Głos Szczeciński, że przez trzy tygodnie stoi na mieliźnie, właśnie jest remontowana w Gryfii. Do tego dochodzi kwestia gabarytów jednostek, które pływają po Bałtyku. Z roku na rok są coraz większe. Jeszcze 30 lat temu statki o nośności do 5 tysięcy DWT stanowiły ponad 70% ogólnego tonażu, dzisiaj to nie całe 20 %. Musimy odpowiedzieć na to zapotrzebowanie. A przypomnę, że nasz majątek produkcyjny to doki i nabrzeża zbudowane kilkadziesiąt lat temu. Ich parametry nie są dostosowane do współczesnych warunków rynkowych. Wprawdzie posiadamy niezłe nabrzeża, ale powinny one być dłuższe i zmodernizowane. Teraz ich długość to ponad 2,5 km, a optymalne rozwiązanie to ponad dwa razy tyle. I taka stocznia remontowa, mi się marzy. Na każdy dok mieć obłożenie trzech jednostek. To znaczy jedna jednostka jest w doku, kolejna w tzw. operacji dokończenia remontu po doku, następna jednostka jest w przygotowaniu do wejścia na dok. Tylko żeby to było możliwe, to stocznia musi mieć ogromną renomę, bo rynek obarczony jest dużym ryzykiem terminowym. Musimy zbudować do nas takie zaufanie. To jest możliwe. Zrobimy to.

A propos zaufania. Nowy dok będzie gotowy na czas?
Wie pan, że byłem jednym z ostatnich prezesów Stoczni Szczecińskiej Nowa, ale nie ostatnim. Nie ja podpisywałem zwolnienia dla pracowników. Tak, nomen omen. Dlaczego o tym mówię? Biuro konstrukcyjne Stoczni Szczecińskiej Nowa, czy też Stoczni Szczecińskiej prezesa Piotrowskiego, bardzo często otrzymywało wyróżnienia i nagrody choćby za najlepszy projekt statku w Europie. Stocznię zlikwidowano, a życie nie znosi próżni. Pracownicy biura konstrukcyjnego rozjechali się po świecie. Oni byli po prostu dobrzy. Założyli też własne firmy. Nie ma już tego biura projektowego. Ja nie chcę nikogo obrazić. W tym momencie może ktoś mi powie, że to nie do końca jest prawda, bo ktoś robił taki i taki projekt, ale według mojej wiedzy większość biur projektowych, o ile nie wszystkie funkcjonujące w Polsce, specjalizują się w stosunkowo małych jednostkach. W zakresie dużych jednostek współpracują z najlepszymi stoczniami w Europie, ale wykonują tylko część projektu typu: instalacja elektryczna projekt iluś sekcji i tym podobne, ale żadnych dużych projektów kompleksowo nie realizują. Ostatni raz w Polsce projektowano duży dok 30 lat temu.

Słyszę, że się pan asekuruje i to oczywiste, bo rozmawiamy o kwestiach ważnych i wrażliwych. Podsumowując, wątek, mimo kłopotów na etapie projektu, ten dok powstanie?
Powstanie i to nie za 10, ani 5 lat. Jestem przekonany, że w przyszłym roku. Nie wiem, dokładnie kiedy dok wejdzie do eksploatacji, ale w przyszłym roku mieszkańcy Szczecina, patrząc w stronę wyspy, będą mieli ograniczony widok na Odrę o 235 metrów(uśmiech). Właściwie o taki fragment horyzontu.

Od chwili przejęcia władzy przez PiS prowadzona jest negatywna narracja dotycząca działań w branży stoczniowej podejmowanych przez rząd premiera Morawieckiego. Do jej prowadzenia zaangażowano mnóstwo trolli. Na rynku szczecińskim szczególnie jeden daje się dobrej zmianie we znaki. Wiadomo, że działają tutaj różne siły, zaangażowane są różne służby, różne podmioty są zainteresowane takim, a nie innym rozwiązaniem. Nie chcę mówić o tym zupełnie wprost. Ale, jeśli chodzi o was brzmi to tak: za wszystko to, co się dzieje w stoczni Gryfia odpowiada nieudacznik-politolog. Remonty są tak prowadzone, że powiększają straty, a wynik finansowy jest corocznie poddawany pudrowaniu. Prosiłbym pana, żeby pan merytorycznie spróbował odpowiedzieć na te zarzuty.
Ta narracja jest absurdalna. Szkoda słów ale spróbuję merytorycznie, a nie emocjonalnie… Muszę zatem wrócić do 2019 roku, gdy na posiedzeniu sejmowej Komisji Gospodarki Morskiej powiedziałem, że na odbudowę Gryfii potrzeba czasu i to nie roku, nie dwóch lat. Państwo musi wiedzieć, czego tak naprawdę chce. Czy chce odwrócić się od morza, czy też nie chce? Czy chce wydobywać węgiel, czy go importować? Czy chce mieć u siebie rozwiniętą produkcję w przemyśle zbrojeniowym, czy zdać się na renomowanych producentów światowych? To są decyzje strategiczne. Wracając do pytania. Prezes – politolog, tak to prawda, ale jest to równocześnie osoba, która od 20 lat zajmuje się gospodarką morską. I to praktycznie. Sądzę, że znacząca część jego krytyków nie dysponuje taką wiedzą i doświadczeniem. Ja natomiast jestem przede wszystkim ekonomistą, co za tym idzie oczywiście menadżerem, ale bazą i oparciem są dla mnie wyłącznie twarde dane. Opierając się na nich właśnie stwierdzam: stocznia Gryfia zarobiła w ubiegłym roku na czysto prawie 24 miliony złotych. Jesteśmy jeszcze przed zakończeniem badania przez biegłych rewidentów, więc zastrzegam, że tutaj może wystąpić jakieś odchylenie. Ale zarobiła prawie 24 miliony złotych. Tu oczywiście usłyszę natychmiast, że zarobiliśmy, bo sprzedaliśmy majątek w Świnoujściu. Co jest prawdą, tylko że nikt nie doda, że jeżeli w roku 2020, jak to bardzo mocno wyeksponowano, ponieśliśmy największą w historii stratę, bo ponad 23 miliony złotych, to tamta strata w dużej mierze była związana właśnie z transakcją sprzedaży. Każdy wydając pieniądze, zdaję sobie sprawę z tego, że są koszty i przychody. To wiedza na podstawowym poziomie. W związku z powyższym, jeżeli w przyszłości mam zarobić, to wcześniej muszę ponieść określone koszty. Gryfia zarobiła 24 miliony złotych i taki będzie wynik netto Gryfii za rok 2021.
W latach 2013- 2015 Gryfia sprzedała prawie cztery razy więcej terenu, też uzyskując z tego tytułu prawie 60 milionów złotych. Zapytam zatem dlaczego wtedy miała stratę? Mimo uzyskanych z transakcji pieniędzy wyniki były ujemne… na poziomie kilku, kilkunastu milionów złotych straty. W związku z powyższym, mówię tak: w ubiegłym roku odnotowaliśmy najlepszy wynik w historii Gryfii. Ten rok również będzie dobry.

ZOBACZ TEŻ:

Sam pan powiedział w trakcie tej rozmowy, że pracował jako menedżer w wielu strategicznych spółkach, które powiedzmy sobie szczerze, były pod specjalnym nadzorem i dosłownie, i w przenośni. Trudno sobie wyobrazić, żeby na przykład przemysł zbrojeniowy i zakłady Bumar działały będąc pozbawione ochrony służb specjalnych. Oczywistym jest, że w tego rodzaju miejscach jesteśmy poddawani różnego rodzaju naciskom. Pokusy są na porządku dziennym. Podmioty które chcą zdobyć kontrakty o wartości miliardów dolarów, zrobią wiele, by zarobić. Korupcja jest wszechobecna. Ta część przeszłości zaczyna się panu trochę czkawką odbijać? Lokalny dodatek gazety Michnika napisał o pańskim zatrzymaniu i doprowadzeniu do prokuratury w Krakowie. Dlaczego do tego doszło?
Będę musiał odpowiedzieć w sposób ogólny. Wiadomo, że nie mogę rozmawiać na temat sprawy, która się toczy, Ja nie jestem oczywiście skazany. W firmie, której sprawa dotyczy pracowało 20 tysięcy osób. Jej roczne przychody i koszty przekraczały 3 miliardy złotych. Byłem tam 7 lat. Jak członek zarządu uczestniczyłem w podejmowaniu decyzji na ponad 40 miliardów złotych. Podpisałem się pod około 10 tysiącami uchwał zarządu, z których 9 tysięcy dotyczyło postępowań przetargowych. Wiele z podejmowanych przez nas decyzji było kwestionowanych przez różne osoby i podmioty. Państwo ma odpowiednie organa, żeby sprawdzać, kto w tym momencie ma rację. Dla mnie jest to bardzo nieprzyjemne. Nie da się ukryć, że takie zdarzenie w życiu zostawia ślad. Natomiast wszystkim tym, którzy już mnie osądzili, wydali na mnie wyrok i twierdzą, że w Gryfii pracuje przestępca, chciałbym powiedzieć tylko jedną rzecz: w 2019 roku miała miejsce bardzo podobna sytuacja. Wtedy również zostałem zatrzymany.
Proszę zwrócić uwagę, że nie komentowałem wtedy doniesień medialnych utrzymanych w sensacyjnym tonie.
Ta sprawa nie ma i nie miała nic wspólnego z Gryfią. Dotyczy Katowickiego Holdingu Węglowego, czyli tej spółki, o której mówiłem. Nie komentowałem tej sprawy, ale dziś to zrobię. Ma ona ma swój podwójny finał. Po pierwsze: przestałem być prezesem stoczni Gryfia i to jest mój osobisty koszt. I po drugie: rok temu ta sprawa znalazła swój finał w postaci prawomocnego postanowienia, potwierdzonego przez sąd. Werdykt brzmiał umorzyć postępowanie. Nie ze względu na brak dowodów, a ze względu na brak znamion przestępstwa. Oczyszczono mnie z zarzutów. Dziś mogę powiedzieć to samo, co wtedy: ja nie mam nic do ukrycia. Oczekuję, że wszystko wyjaśni się jak najszybciej. Zdaję sobie sprawę, że tego typu sprawy prowadzone przez prokuraturę nie kończą się w przeciągu miesiąca, dwóch, czy trzech, więc wiem, że to pewnie znowu potrwa.

A czy zostały panu postawione jakieś zarzuty?
Zostały postawione mi zarzuty, natomiast mogę powiedzieć, że tak jak poprzednio nie miałem, tak również teraz, nie mam zarzutów korupcyjnych.

A może sięgniemy głębiej, bo rozmawiamy kwestiach strategicznych? Proszę mi powiedzieć, a może jest tak, że komuś przeszkadza Gryfia, albo komuś pan zawadza, albo coś ma się nie udać?
Panie redaktorze, jeżeli ja to powiem, to wyjdzie na to, że się wybielam. Natomiast prawda jest taka, że zanim doszło do tego zatrzymania, o którym pan mówił, kilkakrotnie w różnych gremiach mówiłem o tym, że funkcjonowanie Gryfii po prostu przeszkadza, kogoś uwiera. A w jakim znaczeniu? Pieniądze zarabiane przez Gryfię zostają w tej spółce. Nasz właściciel,(Skarb Państwa - od.aut) to powtarzam załodze zawsze, że mamy najlepszego właściciela na świecie, bo od wielu lat nie wziął z Gryfii dywidendy. Czyli generalnie rzecz biorąc, pieniądze zarobione na remontach statków, zostają w spółce. Pyta pan, czy to będzie teorią spiskową, jeśli uznamy, że Gryfii miało nie być. Myślę, że to nie jest teoria spiskowa. Średnia marża po koszcie wytworzenia bez uwzględnienia kosztów ogólnozakładowych Gryfii na remoncie statku wynosi kilkadziesiąt procent. W ubiegłym roku tylko w Szczecinie zrobiliśmy remonty statków cywilnych, za ponad 100 milionów złotych. My nie mamy problemu z pozyskiwaniem armatorów. Oczywiście będą stocznie, które będą to robiły jeszcze z wyższym zyskiem, będą stocznie lepiej zarządzane, o lepszej efektywności i o lepszym majątku itd. Nam do ideału jest bardzo daleko, ale nie można powiedzieć, że ta stocznia nie potrafi. My naprawdę potrafimy. Gdyby nie było Gryfii, to tę lukę ktoś by wypełnił. Zabieramy zatem z rynku dziesiątki milionów złotych rocznie czystego zysku. Wielu to się nie podoba.

Czy w przyszłym roku zagra tutaj orkiestra dęta w związku z oddaniem do użytku nowego doku?
Myślę, że orkiestra dęta i kwiaty to się tutaj pojawią kilkakrotnie, między innymi dlatego, że będą porządne pomieszczenia socjalne. Schludne szatnie, przebieralnie czy też natryski. 22 lata trwała ta inwestycja. Trudno w to uwierzyć.
Obiecałem stronie społecznej, że po wakacjach gdy dzieci pójdą do szkoły, to pracownicy pójdą do... szatni, więc kwiaty z tej okazji będą na pewno. Jest jeszcze coś, o czym warto wspomnieć. Taki nasz mały sukces. Najstarsi pracownicy nie pamiętają, kiedy ostatni raz w tej stoczni w ciągu roku dwukrotnie prowadzono prace przy głębiach dokowych. O dziwo, nawet nas nikt za to nie skrytykował. Czyściliśmy głębię pod dokiem numer 5, czyli pod naszą „matką- żywicielką”. Takich dobrych drobnych rzeczy nikt nie zauważa. Czy będzie dok w roku 2023? Na to liczę. Jestem optymistą. Patrzę na nasz plan na rok 2022 i wiem, że jeżeli ktoś chciałby naszą Stocznię „utopić” to będzie musiał zadać sobie wiele trudu. Gryfia przetrwała 70 lat i nadal będzie funkcjonowała, choć wiem, że niektórym to bardzo przeszkadza.

ZOBACZ TEŻ:

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński