Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trwają wielkie manewry z trzech stron. Czy to wstęp do inwazji Rosji na Ukrainę?

Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński
Jeśli Rosja napadnie na Ukrainę, musi liczyć się z walką miejską
Jeśli Rosja napadnie na Ukrainę, musi liczyć się z walką miejską fot. MIL.RU
To apogeum rosyjskich manewrów wojskowych w sąsiedztwie Ukrainy. Wielkie ćwiczenia na Białorusi, wielkie ćwiczenia w Południowym Okręgu Wojskowym, a za chwilę manewry na Morzu Czarnym i Morzu Śródziemnym. Rosja wciąż nie ma zdolności do zmasowanej inwazji na Ukrainę. Zakładając, że ta opcja wciąż leży na biurku Putina, to właśnie wspomniane ćwiczenia pozwolą szybko przejść do działań wojennych.

Zacznijmy od ćwiczeń, które rozpoczęły się jako pierwsze. To ćwiczenia wojsk Południowego Okręgu Wojskowego (POW): odbywają się na 15 poligonach w ośmiu regionach Rosji (obwód wołgogradzki, Kraj Stawropolski, Adygeja, Czeczenia, Dagestan, Karaczajo-Czerkiesja, Osetia Północna i Inguszetia) oraz w nieuznawanych republikach Abchazji i Osetii Południowej, separatystycznych regionach Gruzji. Dodatkowo, jak poinformowała Flota Czarnomorska, trwają ćwiczenia piechoty morskiej na okupowanym Krymie (scenariusz odpierania wrogiego desantu morskiego). Warto zaznaczyć, że to nie pierwsze manewry w Południowym Okręgu Wojskowym – będącym bezpośrednim wojskowym zapleczem zgrupowania zbrojnego w okupowanym Donbasie - w ostatnim czasie. Kilka tygodni temu odbyły się ćwiczenia z udziałem około 6 000 żołnierzy i lotnictwa bojowego.

Przenieśmy się jednak daleko na północ, a właściwie północny zachód. Tutaj swoją gotowość bojową pokazywać w najbliższych dniach będą oddziały aż z Dalekiego Wschodu Rosji. 10 lutego ruszyły na Białorusi wspólne białorusko-rosyjskie ćwiczenia Związkowa Stanowczość 2022. Wśród sprzętu wojskowego wysłanego na ćwiczenia znalazły się myśliwce Su-35, samoloty szturmowe Su-25SM, systemy pocisków ziemia-powietrze S-400 oraz systemy pocisków ziemia-powietrze krótkiego zasięgu Pancyr. Poinformowano, że na Białoruś wysłano brygadę strzelców zmotoryzowanych. Podczas ćwiczenia do patrolowania wykorzystano lotnictwo dalekiego zasięgu - rosyjskie bombowce Tu-22M3. Rosja i Białoruś podkreślają, że ćwiczenia obu państw mają charakter czysto obronny. Zachód podejrzewa jednak, że mogą one być częścią przygotowań Rosji do inwazji na Ukrainę. Tym bardziej, że zdaniem NATO, samych Rosjan w ćwiczeniach bierze udział nawet 30 tys. Jednak w najbliższych dniach Kijów musi z uwagą obserwować nie tylko swoją północną granicę. Nie mniej groźnie robi się na południu, na wodach Morza Czarnego i Morza Azowskiego.

Hybrydowa blokada morska

Od 20 stycznia trwa seria wielkich manewrów wszystkich rosyjskich czterech flot (Północnej, Bałtyckiej, Czarnomorskiej i Pacyfiku) i Flotylli Kaspijskiej. Niektóre już się zakończyły, ale w niedzielę zaczną się chyba największe, na Morzu Czarnym i Morzu Śródziemnym. Oficjalnie nie wiadomo, ile jednostek weźmie w nich udział. Ale pod koniec stycznia dziennik „Izwiestja” podał, powołując się na swoje źródła w ministerstwie obrony, że w ćwiczeniach na Morzu Śródziemnym weźmie udział 20 okrętów. Podobna liczba okrętów weźmie też udział w manewrach na Morzu Czarnym. Ale nie tylko potencjał sił morskich wroga jest dla Kijowa problemem.

MSZ Ukrainy zaprotestowało przeciwko decyzji Rosji o zablokowaniu części Morza Czarnego i Morza Azowskiego oraz Cieśniny Kerczeńskiej pod pretekstem ćwiczeń floty wojennej w najbliższych dniach. To krok bez precedensu, bo Rosjanie mają ćwiczyć na szlakach wodnych, którymi idzie międzynarodowy handel Ukrainy, choćby zablokują częściowo porty tzw. Dużej Odessy. Zgodnie z oświadczeniem ukraińskiego MSZ, duża część akwenów zostanie zamknięta dla żeglugi, w tym dla statków handlowych z krajów trzecich. Może to spowodować negatywne konsekwencje dla ukraińskich portów. Serwis Black Sea News opublikował mapę Mórz Czarnego i Azowskiego, które będą zamknięte dla żeglugi od 13 do 19 lutego. Dotyczy to około połowy obszaru wodnego Morza Azowskiego, Cieśniny Kerczeńskiej, obszarów na zachód i południowy zachód od anektowanego Krymu. Zablokowany zostanie dostęp do portu w Mariupolu, a dostęp do Odessy będzie utrudniony. Rosja ogłosiła, że obszar ten nie będzie bezpieczny dla żeglugi w związku z ćwiczeniami obejmującymi ogień artyleryjski i rakietowy.

Straszenie desantem

Na Morze Czarne przeprawiło się właśnie sześć dużych jednostek desantowych z Floty Północnej i Floty Bałtyckiej. Pięć okrętów klasy Ropucha i jeden klasy Iwan Gren. Trzy są z Floty Północnej (Oleniegorskij Gorniak, Gieorgij Pobiedonosiec, Piotr Morgunow), zaś trzy z Floty Bałtyckiej (Koroliew, Mińsk, Kaliningrad). A przecież już sama Flota Czarnomorska dysponuje siedmioma dużymi okrętami desantowymi. Zdaniem ekspertów z tak znacznej grupy desantowców można wysadzić na ląd nawet do trzech batalionowych grup taktycznych (ok. 3 000 żołnierzy z ciężkim sprzętem). Siły czarnomorskie są dobrze przygotowane do prowadzenia operacji desantowych, a na krymskim poligonie Opuk regularnie odbywają się batalionowe ćwiczenia taktyczne dla desantu wojsk morskich.

Zresztą dużą operację desantową Rosjanie ćwiczyli tutaj już wiosną 2021 r. W kwietniu ubiegłego roku Rosja zgromadziła na Morzu Czarnym ponad 20 jednostek desantowych, w tym osiem kutrów z Flotylli Kaspijskiej i cztery duże jednostki z Flot Północnej i Bałtyckiej. Przećwiczono wówczas desant z powietrza i morza w wykonaniu piechoty morskiej i spadochroniarzy, przy czym około 10 000 żołnierzy z ciężką bronią ruszyło w pierwszej fali na plażę poligonową na Krymie. Teraz przed zmasowanym atakiem od strony morza ostrzega choćby „Washington Post”. Tyle że nawet trzy BTG to za mało - Ukraina może skoncentrować przeciwko nim kilka brygad wojsk lądowych, kilka brygad piechoty morskiej. Samej Odessy broni 28. Brygada Zmechanizowana i pułk artylerii rakietowej. A więc przewaga liczebna byłaby kilkukrotna. Na dodatek łatwiej się bronić na lądzie, niż atakować z morza. Jeśli w ogóle, to działania desantowe byłyby tylko wsparciem dla działań na lądzie. Na przykład wspomagać próbę uderzenia z Krymu. Wówczas desant w różnych punktach wybrzeża miałby dywersyjny charakter, wiążący część sił ukraińskich.

„Zabójcy lotniskowców”

Nie ma oficjalnych informacji na temat liczby okrętów, które wezmą udział w ćwiczeniach na Morzu Śródziemnym. Oficjalnie za to wiadomo, że w ostatnich dniach wpłynęły tam dwie eskadry okrętów wojennych. Przez Kanał Sueski przybyły jednostki Floty Pacyfiku: krążownik rakietowy Wariag, niszczyciel Admirał Tribuc (oficjalnie klasyfikowany jako „duży okręt przeciwpodwodny”) oraz okręt wsparcia, tankowiec Borys Butoma. Eskadra wypłynęła z Władywostoku jeszcze w grudniu. W połowie stycznia grupa znalazła się w Iranie i wzięła udział we wspólnych rosyjsko-irańsko-chińskich manewrach morskich w Zatoce Omańskiej i na Morzu Arabskim. Przez Cieśninę Gibraltarską wpłynęła zaś grupa okrętów Floty Północnej: krążownik rakietowy Marszałek Ustinow, fregata Admirał Kasatonow i duży okręt przeciwpodwodny Wiceadmirał Kułakow (tej samej klasy, co wspomniany Admirał Tribuc: Projekt 1155). Ze swej bazy w Sewastopolu wyszedł w morze krążownik rakietowy Floty Czarnomorskiej Moskwa. Spekuluje się, że może on również dołączyć do ćwiczeń, choć nie ma na to oficjalnego potwierdzenia.

Pentagon rozmieścił tymczasem na Morzu Śródziemnym grupę lotniskowcową USS Harry Truman. Rosyjska grupa we wschodniej części morza będzie zapewne z dużą uwagą śledziła ruchy Amerykanów. Rosja nie posiada ani jednego lotniskowca gotowego do walki, ale na Morzu Czarnym i we wschodniej części Morza Śródziemnego jej siły morskie korzystają z osłony powietrznej i wsparcia baz lotniczych na Krymie, Kaukazie i w Syrii. Bombowce Tu-22M3 Backfire, zaprojektowane specjalnie do atakowania amerykańskich lotniskowców, mogą zostać wysłane do Syrii wraz z odrzutowcami MiG-31K przenoszącymi hipersoniczne pociski Kinżał. Tartus na wybrzeżu Syrii jest zwykle bazą dla 10 okrętów. Tym razem będzie ich dwa razy więcej. Trzon będą stanowić wspomniane trzy ciężkie krążowniki rakietowe klasy Atlant (Projekt 1164): Wariag, Marszałek Ustinow i Moskwa. Każdy z nich uzbrojony jest w 16 przeciwokrętowych pocisków rakietowych Wulkan. Jeszcze w czasach sowieckich nazywano te krążowniki „zabójcami lotniskowców”. Co prawda w praktyce nigdy tego nie udało się sprawdzić, ale zapewne ta trójka pozostanie na Morzu Śródziemnym, właśnie z powodu amerykańskiego lotniskowca.

Wejdą? Nie wejdą?

Sekretarz obrony USA Lloyd Austin już 28 stycznia mówił, że prezydent Władimir Putin ma zdolność bojową do podjęcia działań przeciwko Ukrainie. Ale oczywiście nie chodzi tu o pełnowymiarową wojnę. Agencja Associated Press podaje, powołując się na anonimowych urzędników amerykańskich, że inwazja może rozpocząć się pod koniec lutego, a Reuters donosi, że Moskwa zgromadziła już 70 procent sił niezbędnych do pełnowymiarowego ataku na Ukrainę. Liczba batalionowych grup taktycznych (BTG) na terenach przygranicznych wzrosła z 60 do 83 w ciągu ostatnich dwóch tygodni, podają obie agencje. Siła każdej z BTG waha się od 750 do 1 000 żołnierzy. Według rozmówców AP i Reutera, kolejne 14 grup jest w drodze. Inaczej ocenia sytuację ukraiński analityk wojskowy Jurij Butusow. Liczebność sił lądowych przeciwnika szacuje na maksimum 50 batalionowych grup taktycznych.

W pobliżu granicy rozmieszczone są jednostki lądowe z Wojsk Powietrzno-Desantowych (WDW) oraz następujących związków operacyjnych: 6. i 20. Armie ogólnowojskowe (Zachodni Okręg Wojskowy), 49. i 58. Armie ogólnowojskowe (Południowy Okręg Wojskowy), 29., 35., 36. Armie ogólnowojskowe (Wschodni Okręg Wojskowy), 41. Armia ogólnowojskowa (Centralny Okręg Wojskowy), 1. Armia pancerna (Zachodni Okręg Wojskowy), korpusy armijne Floty Czarnomorskiej i Floty Północnej. Ukraiński analityk uważa jednak, że do inwazji – jeśli w ogóle do niej dojdzie – jeszcze daleko. W ciągu ostatniego tygodnia Rosja nie rozmieściła żadnych znaczących nowych sił – czytamy w analizie z 8 lutego. Wojska nie są wprowadzane bezpośrednio na granice Ukrainy. Oznacza to, że w przypadku rozkazu do inwazji, rosyjskie siły lądowe będą potrzebowały czasu, aby przejść na linię ataku, co zostanie szybko wykryte przez wywiad. „Będziemy mieli co najmniej 7-10 dni na reakcję, zanim Rosjanie będą gotowi do przekroczenia granicy” - uważa Butusow.

Decydujący może być następny weekend (19-20 lutego), gdy będą się kończyły oficjalnie manewry na Morzu Czarnym i na Białorusi. Warto pamiętać, że do ataku na Gruzję w 2008 roku doszło właśnie po zakończeniu manewrów na Kaukazie Północnym, wykorzystując zgromadzone tam siły. Wydaje się więc, że Putin ma jeszcze około tygodnia na podjęcie decyzji. Nie tylko czy w ogóle atakować Ukrainę, ale też – co nie mniej ważne – w jaki sposób? Operacja na mniejszą skalę, np. w Donbasie, jedynie z dywersyjnym wsparciem na innych frontach może być rozpoczęta dużo szybciej od momentu wydania rozkazu, niż wielka inwazja lądowa. Jaką decyzję podejmie Putin będzie w dużej mierze zależało choćby od wyniku czwartkowych rozmów doradców przywódców formatu normandzkiego w Berlinie.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Trwają wielkie manewry z trzech stron. Czy to wstęp do inwazji Rosji na Ukrainę? - Portal i.pl

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński