Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Truskawkowe pola Hiszpanii

Tadeusz Cieślak
Pani Katarzyna z ciężkim sercem opuszcza na kilka miesięcy swoje dzieci: Magdalenę i Michała.
Pani Katarzyna z ciężkim sercem opuszcza na kilka miesięcy swoje dzieci: Magdalenę i Michała.
Nabór kobiet do pracy w Hiszpanii, przy zbiorze truskawek i owoców cytrusowych wzbudziła zrozumiałe emocje. Nie tylko dlatego, że dla wielu bezrobotnych była to szansa na otrzymanie pracy poszukiwanej przez lata. Niestety z około 3000 kobiet jakie zgłosiły chęć podjęcia pracy, otrzymała ją tylko co druga.

Odwiedziliśmy trzy z nich. Dwie pojadą na plantacje do Hiszpanii. Trzecia nie dostała takiej szansy.

Pieniądze od pięciolatki

Katarzyna Kaczmarek ma 30. lat. Jest dyżurną ruchu. Od roku bezrobotna. Jedyną szansą była dla niej praca w Hiszpanii. Zakwalifikowała się na wyjazd.
- Jadę, ale to krok desperacki - podkreśla. -Nigdy tak daleko od domu nie byłam. Nie zostawiałam dwójki swoich dzieci na dłużej niż na jeden, dwa dni, kiedy posyłałam je do babci. Staram się im wyjaśnić, dlaczego je opuszczam. To straszne, że tyle kobiet musi porzucić swoje rodziny i wyruszyć za chlebem aż na koniec Europy.
Pracowała jako dyżurna ruchu, jej mąż miał stałą pracę. Stać było na drobne codzienne przyjemności. Od stycznia ubiegłego roku jest bez pracy. Mąż też nie ma stałego zajęcia. Pracy szukała wielokrotnie. Nikt jednak nie chce zatrudnić kobiety z dwójką małych dzieci. Pracodawcy obawiają się, że nie będzie dyspozycyjna, że maluchy będą chorować, a ona będzie brać zwolnienia lekarskie.
Po kilku miesiącach, gdy skończyły się im pieniądze odłożone na remont mieszkania, przyszedł czas na drastyczne ograniczenie wydatków. Dzieciom nie zawsze udaje się wytłumaczyć, że mamy mnie stać aby pójść do Mc Donalda.
-Nie posyłam Magdaleny do przedszkola, dla Michała zabrakło pieniędzy na basen. Zrezygnowaliśmy z chodzenia kina, nie kupujemy książek. Gazety tylko w niektóre dni. Nie chodzimy z dziećmi na lody, nie organizujemy urodzin i imienin. Z przyjaciółmi spotykamy się przy kawie czy herbacie - opowiada.
Dnem upadku, jak określa, była dla niej wizyta w Urzędzie Miejskim. Musiała pójść po dodatek mieszkaniowy. W tym momencie zdała sobie sprawa, jaka jest naprawdę ich sytuacja materialna. Upokorzenie - to słowo najlepiej oddaje stan ducha kogoś, kogo nagle nie stać nawet na utrzymanie własnego mieszkania.
-Moja córka odkłada drobne pieniądze. Gdy kiedyś wyszłyśmy do miasta powiedziała: "Wiem mamusiu, ze nie masz pieniążków. Jeżeli chcesz to ci dam na kiełbaskę" Co miałam odpowiedzieć 5-letniej dziewczynce...

Do Big Brothera?

Rozważała nawet możliwość wzięcia udziału w programach telewizyjnych. Dają szansę zarobienia pieniędzy. Może spróbować swoich sił w Big Brother, a szczęścia w Milionerach? Trudno spamiętać tysiące myśli i pomysłów, jakie człowiekowi w takim stanie ducha przychodzą do głowy. Ogłoszenie o naborze do pracy na plantacji w Hiszpanii dawało nadzieję. Nawet, jeżeli będzie to tylko kilkumiesięczna, dorywcza praca, pozwoli podreperować budżet rodziny.
Wizyta w Centrum Informacji i Planowania Kariery Zawodowej, gdzie prowadzono rekrutację, wywarła jednak na niej jak najgorsze wrażenie. Nie panowano nad sytuacją. Nie sposób było niczego się dowiedzieć. "Komplety chaos" - wspomina tamte kilka godzin spędzonych w budynku przy ul. Kilińskiego.
- Nie umiano nam nawet powiedzieć, jakie temperatury panują teraz na południu Hiszpanii. "Tam jest ciepło" - też mi stwierdzenie. Jeżeli mam co najmniej sześć godzin dziennie spędzić pod gołym niebem, interesuje mnie konkretna odpowiedź. Chce wiedzieć jak mam się ubrać, co ze sobą zabrać.
Miała to szczęście, że zakwalifikowała się w pierwszej turze. Wyczytano jej nazwisko, wypełniła deklaracje, podpisała wizę. Teraz oczekuje na wyjazd.
- Nie wiem czy zostanę tam dłużej niż trzy miesiące. Nawet, jeżeli Hiszpanie zaproponują mi przedłużenie kontraktu. Niech pan sam spojrzy, czy mogę ją zostawić na tak długo samą?
Mała dziewczynka wspina się jej na kolana, obejmuje za szyję. Słyszała o tym, że mama wyjedzie gdzieś daleko. Zarobi pieniążki. Rozumie to, ale nie może się opanować. Usta układają się jej w podkówkę.
Pani Katarzyna martwi się też o zarobki. W Wojewódzkim Urzędzie Pracy mówiono, że to zarobią sporo. Ona jednak, z kalkulatorem w ręku, oblicza na ile rzeczywiście może liczyć. Miesięcznie dostaną na rękę około 2500 złotych. To dużo, ale trzeba odliczyć nieuniknione koszty. Za wizę zapłaciła 130 złotych. Trzeba ubezpieczyć się na własny koszt. W PZU zaproponowali jej stawkę 0,55 euro dziennie. Przemnożone przez trzy miesiące, daje pokaźną kwotę. Nie wolno także zapominać o tym, że przez te kilka miesięcy trzeba wyżywić się samemu. Na drogę i pierwsze dni, zanim ruszy praca na polach, też coś trzeba zabrać. Podobno mają mieć wypłacane pieniądze, co tydzień, ale pewności nie ma. Hiszpanie, jak się dowiadywała, pobierają opłaty za gaz użyty do gotowania. Wiadomo na pewno, że warto zabrać ze sobą własne ubranie robocze. Hiszpanie mogą je wypożyczyć, ale także za kilka euro. Po jej wyjeździe z kraju mąż, jeżeli chce jej zapewnić zaliczenie tego okresu do wysługi lat, musi wpłacić za nią pieniądze na fundusz pracy. Jaka to będzie stawka w marcu, w kwietniu? Ubezpieczać się na kilkumiesięczny wyjazd? To decyzja, której jeszcze nie podjęła...
Poza tym uważa, że nie będą tam zatrudnione przez 6-miesięcy. To niemożliwe. Jeżeli zaczyna pracę w lutym, a sezon na truskawki, trwa tam do końca czerwca, mamy szanse na zatrudnienie tylko przez pięć miesięcy. - Nie wychodzi mi inaczej - uważa pani Katarzyna. Nie ma jednak wyboru. Musi wyjechać. To szansa dla niej i jej rodziny aby wyjść z długów i normalnie żyć.

Agnieszka (z prawej) wraz z siostrą Karoliną cieszą się, że wreszcie będą miały pracę i pieniądze.
(fot. Marcin Bielecki)

Tylko dorywczo

Zbieranie owoców na hiszpańskiej plantacji to pierwsza dłuższa praca 21 - letniej Agnieszki Palmy. Jest bezrobotna "od zawsze". Dotąd znajdowała tylko dorywcze zajęcie. -Pracowałam przez dwa miesiące w szklarni w Stobnie. Sadziłam, pieliłam, porządkowałam. Przez pięć dni pracowałam w Carrefourze. Zwolniono mnie. Nikt nawet nie powiedział dlaczego - mówi.
Jej siostra Karolina była w Carrefourze razem z nią. Także przez pięć dni. Potem nikt nie zaproponował im już żadnej pracy. Minęło kilka miesięcy i siedzą w domu. Utrzymują je rodzice.
Agnieszka ukończyła szkołę zawodową na kierunku plastyka-pamiątkarstwo. Zawodówka była przy pętli linii 8, obok Hydromy. Teraz szkoły już nie ma. Podobnie jak Hydromy.
Bezrobocie jest straszne, uważa. Myśl o tym, że jest się bez pracy, że nie ma się nawet jednej złotówki, nie daje spokoju. Trudno ją wyrzucić z siebie. Dopada człowieka rano. Gdy tylko otworzy się oczy i trwa. Przed zaśnięciem, leżąc w łóżku atakuje równie natrętnie.
- Trzeba to samemu to przeżyć, aby móc o tym z kimś porozmawiać. Dzień jest podobny do dnia. Nic się nie dzieje, a czas staje w miejscu. Wytchnienie daje spotkanie z koleżankami, przyjaciółmi. Wtedy przychodzi spokój. Ale to tylko krótkie chwile w ciągu dnia.
Jej koleżanka, bezrobotna jak i ona, przeżywa to równie mocno. Ciągle mówi o braku pracy. Może ten słowotok pozwala jej przetrwać. Ludzie różnie reagują. Jedni mówią bez przerwy, inni, tak jak ona, milczą gniotąc to wewnątrz siebie.
Ojciec nie pracuje, jej siostra nigdy nie miała pracy. Jedynie matka przynosi do domu trochę pieniędzy. Oszczędzanie weszło im w krew. Sto złotych ma w tym domu konkretny wymiar. Jak w milionach domów w Polsce...
W marzeniach widzi siebie jako właścicielkę sklepu. Niedużego, takiego w sam raz. Najlepiej, aby był to sklep spożywczy, gdzieś na rogu, w dobrej dzielnicy. Zatrudni swoją koleżankę. Tę, która tak dużo mówi o pracy. Na razie są to tylko marzenia. Pracy w Szczecinie nie ma. Odwiedziła sporo zakładów, odpowiadała na oferty. Ostatnio była szansa na zatrudnienie się w firmie Microtronic. Chętnych było jednak tak wielu, ze nie zdołała nawet zakwalifikować się na testy wymagane przez pracodawcę.
W Centrum Informacji i Planowania Kariery Zawodowej były z siostrą na godzinę przed wyznaczonym terminem. Gdy wyczytywano nazwiska z listy mocno zaciskały kciuki.
-Najpierw wyczytano nazwiska tych, które się nie zakwalifikowały. Padły i nasze. Pierwszy odruch to zaskoczenie - dlaczego my?
Są gotowe wyruszyć na kraniec Europy. Nie przejmują się ani odległością, ani rozstaniem z rodziną. Jest praca, będzie można nareszcie zarobić. Zrozumie to tylko ten, kto nie miał stałego zajęcia.
- Damy sobie radę. Ja pracowałam w szklarni, wiem jak to wygląda. Umiem gotować. Nabrałam wprawy w szkole gastronomicznej, do której uczęszczałam przez rok. Podobno Hiszpanie zapewniają pełne wyposażenie kuchni z garnkami, sztućcami. Trzeba tylko przywieźć na początek własne jedzenie.

Jak marynarz...

Nie jest tego do końca pewna. Nie wie zresztą wielu innych rzeczy. Podczas rozmów kwalifikacyjnych niewiele im wyjaśniano. Wiedzą, że mają wyjechać już w lutym. Co dnia czekają więc na wizytę listonosza lub telefon z Wojewódzkiego Urzędu Pracy.
Dniówka wynosi około 26 euro. Na razie Agnieszka nie obliczała jednak ile to będzie pieniędzy. Dla niej to i tak dużo. Nawet, jeżeli część trzeba będzie wydać na jedzenie.
-Najpierw trzeba tam pojechać, popracować i zarobić. Potem zobaczymy ile tego będzie - kwituje krótko.
Z odłożonych pieniędzy cześć odda mamie. Na codzienne życie, aby można było zapłacić rachunki. Resztę będzie miała dla siebie. Wspólnie zastanowią się z siostrą, co z pieniędzmi zrobić. Najpierw trzeba będzie pójść do banku. Wypłacą im przecież w euro. Trochę przeraża ja sześciomiesięczny pobyt z dala od domu. Wie, że będzie tęsknić. Taki ma charakter. Na pewno popłyną łzy. Już po dwóch tygodniach będzie wspominała rodzinę, przyjaciół, znajomych ze Szczecina, swoje miasto. Jednak takiej okazji, jaka im się teraz trafiła nie można odpuścić. Ludzie godzinami stali na korytarzach, aby tylko dostać się na rozmowę kwalifikacyjna. Zdaje sobie jednak sprawę, że nie jest to zajęcie z przyszłością.
- Nie zamierzam pracować jak marynarz - sześć miesięcy poza domem, sześć w Szczecinie. Mam nadzieję, ze za rok uda mi się znaleźć zatrudnienie na miejscu. Tak abym mogła rano wyjść do pracy i wrócić po południu do swoich. Nie wyobrażam sobie drugiego, tak długiego rozstania.

Dziękujemy napiszemy

Agnieszka Kuśnierek ma 26 lat. Mieszka w Gryfinie, nie ma już prawa do zasiłku. Bardzo liczyła na tę pracę w Hiszpanii. Niestety nie zakwalifikowała się. Jest z tego powodu wściekła. Znów będzie musiała walczyć o pracę na miejscu, a tu są marne szansę.
Agnieszka pracowała już jako sprzedawca w sklepie, sekretarka, kierownik administracyjny, specjalista do spraw marketingu. Od siedmiu miesięcy jest bez pracy. Poszukuje jej za wszelką cenę. Nie tylko w Gryfinie, bo tutaj rynek pracy wyczyszczony jest doszczętnie. Poprzestanie na ofertach tutejszych zakładów, równałoby się - jej zdaniem - samobójstwu. Codziennie przegląda prasę, odwiedza Powiatowy Urząd Pracy. Wysyła swoje CV i list motywacyjny, stara się odpowiedzieć na każda ofertę. Efekt jest zazwyczaj ten sam - firma albo nawet nie raczy odpowiedzieć, albo przysyła wymijające wyjaśnienie: "Dziękujemy za list....napiszemy....zadzwonimy....późniejszy termin...". Ile takich listów już otrzymała? Bardzo dużo.
- Mąż nie ma stałej pracy - opowiada.- Zatrudniają go dorywczo. Po okresie próbnym, tak to się teraz nazywa, właściciel firmy mówi mu, że nie stać go na zatrudnienie stałego pracownika. Wtedy po raz kolejny przed oczami stoi widmo braku pieniędzy.
Pomagają im rodzice. Tym samym dług, jaki mają wobec nich, rośnie z każdym miesiącem. Dla niej oferta wyjazdu na hiszpańskie plantacje była szansą przerwaniem tego kręgu niemożności.
-Dwa razy byłam w tej sprawie w Szczecinie. Z rozmów z kobietami na korytarzu dowiedziałam się, że z początkowych grup, wchodzących na rozmowy kwalifikacyjne, odpadły cztery kobiety. Z tych grup, jakie wchodziły podczas mojej wizyty, odpadało po 30. Z niektórymi nawet nie rozmawiano.

Jeśli ktoś raz pojedzie...

W pierwszych dniach hiszpańscy pracodawcy prowadzili rozmowy kwalifikacyjne z mieszkankami Szczecina. W następnych wyznaczone były terminy spotkań z mieszkankami kolejnych miast województwa. W czwartym dniu naboru przypadała kolejka Gryfina.
-Mamiono nas od początku zapewnianiem, że coś się zmieni, ze znajdzie się dla nas zajęcie. Przecież już wtedy było wiadomo, że naszemu województwu zabrano kilkaset miejsc pracy w Hiszpanii. Dlaczego nikt nam tego od razu nie powiedział? Kobiety godzinami czekały na korytarzu. Organizatorzy tej akcji starli się nas jedynie uspokoić! Czy jestem rozczarowana? Jestem wściekła!
Część kobiet, z którymi przyjechała z Gryfina była po rozmowach kwalifikacyjnych. Podpisały deklaracje. Wiara w możliwość otrzymania pracy była tam wielka, że chciały od razu wyrejestrować się z list bezrobotnych w Powiatowym Urzędzie Pracy. Z trudem odwiodły je od tego zatrudnione tam urzędniczki.
Podobno, tak mówiono na korytarzu ośrodka gdzie prowadzono rozmowy kwalifikacyjne, jeżeli ktoś raz pojedzie do Hiszpanii, ma większe szanse na ponowne zatrudnienie na plantacji. Po czterokrotnym zatrudnieniu ponoć ma się pierwszeństwo w wyborze ofert. Tak mówiły kobiety w kolejce.

Mniejszy przydział miejsc

Ona na razie na razie nie będzie miała takiej szansy. Być może dlatego, że nasze województwo otrzymało mniejszy przydział miejsc. Dlaczego tak się stało? Usiłuje się tego dowiedzieć marszałek województwa zachodniopomorskiego Józef Jerzy Faliński. Domaga się od Barbary Banasiak, pełniącej obowiązki prezesa Krajowego Urzędu Pracy wyjaśnienia w tej sprawie.
Pyta co zamierza ona zrobić z tą niezwykle bulwersującą sprawą oraz czy zamierza wyciągnąć konsekwencje w stosunku do osób odpowiedzialnych za ten skandal.
Akcja werbunkowa hiszpańskich pracodawców niestety już się zakończyła. W tym roku nie ma co liczyć na zatrudnienie na plantacjach kolejnych kobiet. Wznowienia rozmów w tej sprawie można oczekiwać dopiero w roku przyszłym.

Jakie bezrobocie w Zachodniopomorskiem

Przy obecnym stanie gospodarki do końca roku w województwie zachodniopomorskim może być ponad 180 tysięcy bezrobotnych. Teraz bez pracy pozostaje 175 300 osób. Gorzej jest tylko w warmińsko-mazurskim i lubuskim. Problem ze znalezieniem pracy mają wszyscy, niezależnie od wykonywanego zawody, stażu pracy czy wykształcenia.
Aby powstały nowe miejsca pracy wzrost gospodarczy musi sięgnąć przynajmniej 4-5 proc. Obecnie jest na poziomie 1 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński