Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trumna z pierwszej ręki

Emilia Chanczewska, 9 maj a2003 r.
Pracownik biura prosektorium skrupulatnie korzysta z możliwości informowania o ofercie stargardzkich zakładów pogrzebowych. Na kawę przychodzi do niego jednak właściciel tylko jednego zakładu i tylko jego ulotki reklamowe leżą w biurze.
Pracownik biura prosektorium skrupulatnie korzysta z możliwości informowania o ofercie stargardzkich zakładów pogrzebowych. Na kawę przychodzi do niego jednak właściciel tylko jednego zakładu i tylko jego ulotki reklamowe leżą w biurze. Emilia Chanczewska
Czytelniczka "Głosu" przy odbiorze ciała zmarłego teścia poczuła się nagabywana do kupna trumny. Ulotki reklamowe zakładu, który te trumny produkuje, leżą w biurze szpitalnego prosektorium.

W ostatnią środę odbył się pogrzeb teścia naszej Czytelniczki (nazwisko do wiadomości redakcji). Gdy kilka dni wcześniej, zaraz po jego śmierci poszła do szpitalnego prosektorium odebrać ciało, pracownik biura namawiał ją na skorzystanie z usług zakładu pogrzebowego i kupno trumny u stolarza, który właśnie siedział u niego i pił kawę.

- Po sprawie z Łodzi jestem uczulona na takie zachowanie - mówi Czytelniczka. - Pan Borowski wziął mnie za rękę i zaczął namawiać, że u tego pana mogę kupić piękną trumnę, że on ubierze nieboszczyka i załatwi wszystkie formalności. Tak nie może być, że na siłę ludzi namawiają!
Synowa zmarłego już wcześniej słyszała, że taki proceder ma miejsce w biurze prosektorium, dlatego zwróciła się do "Głosu" z prośbą o wyjaśnienie sprawy.

Człowiek chce pomóc

Pracownikiem prosektorium, znajdującego się na terenie stargardzkiego szpitala miejskiego jest od 1994 roku technik sekcyjny Jerzy Borowski. Jego zadaniem jest zabezpieczanie zwłok i wydawanie ich rodzinie. Mówi, że przecież ktoś to musi robić. Każdy nieboszczyk odnotowywany jest w specjalnej księdze. W tym roku odnotowanych jest już 148 zgonów (do środy w południe), w każdym roku jest ich średnio ok. 400.

- Jest mi obojętne, kto zabiera zwłoki - mówi Jerzy Borowski, któremu nasza Czytelniczka zarzuca namawianie na skorzystanie z usług konkretnego zakładu. - Czy jest to komunalny, czy prywatny zakład. A ludzie myślą, że naganiam temu stolarzowi klientów i mam za to prowizję. Kiedyś tak było, że producent trumien siedział w szpitalu i płacił za to.

Zbigniew Pawłowski - człowiek, którego w prosektorium spotkała nasza Czytelniczka - produkuje tylko dębowe trumny. Kosztują od 800 do 1800 zł. Dla porównania w "Hadesie" można kupić najtańszą trumnę za 320 zł, a najdroższą za 2400 zł. W zakładzie "Olczak" trumnę można kupić za 700 do 1600 zł, przy zapewnieniu, że jest możliwość zamówienia trumny bez ozdób, przypominającej "pudełko" za 350 zł, a górnej granicy cenowej właściwie nie ma.

Kawa w prosektorium

- Mam zakład pogrzebowy i dlatego przebywam na terenie szpitala - tłumaczy Zbigniew Pawłowski, właściciel Zakładu Usług Pogrzebowych oraz firmy, produkującej trumny. - Pracowałem tam 15 lat, więc czasem zajdę na kawę do biura prosektorium. Po łódzkiej aferze z dnia na dzień odszedłem, nie mogłem już pracować w szpitalu. Starzy klienci nadal do mnie trafiają. Prowadzę dwa osobne podmioty gospodarcze - usługi pogrzebowe i wyrób trumien. Obsługuję średnio dwa pogrzeby miesięcznie, trumien nie sprzedaję, bo nie ma komu...

Biuro prosektorium nie należy do najprzyjemniejszych i najpiękniejszych miejsc. Jest tam ciemno, każdy ze sprzętów pochodzi jakby z innej epoki. Siadając przy okrągłym stoliku dla interesantów, pokrytym ciemnym obrusem, ma się na widoku całe pomieszczenie. W oczy rzucają się różne ciekawostki, na przykład zdjęcia elegancko ubranych grabarzy. Na widoku jest także szafka z półkami, na których leżą różne wzory klepsydr. Sterty klepsydr, a na nich... rozkładane ulotki z dokładnie opisanym zakresem usług, świadczonych przez zakład Pawłowskiego i mapką, lokalizującą go.
- To stare ulotki - tłumaczy Jerzy Borowski. - Przypadkowo tu jeszcze zostały.

- Niefortunnie się stało, że tam są moje ulotki - przyznaje Zbigniew Pawłowski. - Przecież reklamuję się w prasie, w lokalnej telewizji. Uważam, że jestem dyskryminowany przez inne zakłady, nie mogę oddawać trumien do RPGK, nawet nie zostałem zaproszony na przetarg.

Winna konkurencja?

- Jak ktoś będzie nawet wciskał ulotki do rąk, a nie będzie miał dobrej opinii, to i tak nie przyciągnie klientów - mówi Czesław Łoziński, którego rodzina od 1991 roku prowadzi Usługi Pogrzebowe "Hades". - Nie wchodzę z nikim w żadne układy, ale słyszałem od ludzi, że człowiek w prosektorium nagania do jakiegoś zakładu. My nikomu się nie wcinamy, nie wchodzimy w paradę. Wierzę w życie pozagrobowe, w to że kiedyś spotkam na tamtym świecie tych, którym pomagałem w pochówku.

W żadne układy nie wdaje się także - jak zapewnił "Głos" - współwłaściciel zakładu, świadczącego usługi pogrzebowe "Olczak".
- Widziałem te ulotki, wziąłem nawet jedną ze sobą - mówi Wacław Olczak, współwłaściciel zakładu. - Nie podoba mi się to! Ludzie są uczuleni po aferze w Łodzi na takie sytuacje. Dlatego ja nie załatwiam nic w szpitalu, wolę by klient sam do mnie trafił, bo ma prawo wyboru. Słyszałem, że takie namawianie ma miejsce i to już na szpitalnych oddziałach...

Dwóch panów, oskarżanych o układy, poprosiliśmy o deklaracje, że wszystko jest w porządku.
- Mam czyste sumienie, nie wchodzę w żadne układy - zapewnia Jerzy Borowski, pracownik prosektorium. - Jestem zaskoczony tą sytuacją.
- Nie ma żadnej korupcji - potwierdza Zbigniew Pawłowski, właściciel zakładu pogrzebowego, reklamowanego w szpitalu. - To konkurencja chce mi narobić kłopotów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński