Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trener Morza Bałtyk Szczecin nie boi się, że zabraknie kibiców

Przemysław Sierakowski
- Można książki pisać o tym, czym się różni trener grający od niegrającego - twierdzi Michał Doliński (w środku).
- Można książki pisać o tym, czym się różni trener grający od niegrającego - twierdzi Michał Doliński (w środku). Andrzej Szkocki
Prawdę mówiąc nerwy są chyba jeszcze większe, niż wtedy gdy byłem na parkiecie. Jak jest się zawodnikiem, to ten stres można opanować dobrą grą. Tutaj nie można niczego opanować - twierdzi Michał Doliński, szkoleniowcem drugoligowych Morza Bałtyk Szczecin.

- W sobotę, podobnie jak w pierwszej kolejce, przegraliście pierwszego seta. Dlaczego w taki sposób zaczynacie mecze?

- Myślę, że na razie nie ma powodu, by robić z tych pierwszych setów fatum. To jest spowodowane tym, że zawodnicy jeszcze do końca nie wierzą w swoje umiejętności. Może to jest takie typowe powiedzenie, ale tak naprawdę jest. Rozgrywający nie wiedzą, komu mogą zaufać. To wszystko przyjdzie z czasem. Mamy bardzo duże możliwości.

- Sobotni mecz, to twój debiut w roli tylko trenera Morza, do tej pory jeszcze grałeś i kierowałeś zespołem. Była trema przed rozpoczęciem spotkania?

- Prawdę mówiąc nerwy są chyba jeszcze większe, niż wtedy gdy byłem na parkiecie. Jak jest się zawodnikiem, to ten stres można opanować dobrą grą. Tutaj nie można niczego opanować. Przecież nie wyciągnę kart i nie zacznę grać z rezerwowymi w brydża (śmiech). Nie mam już tak bezpośredniego wpływu na to, co dzieje się na parkiecie. Jednak zawsze mogę zrobić zmianę, wciąż czas i uspokoić chłopaków. Wciąż się uczę.

- Lepszy widok na boiskowe wydarzenia masz z tej perspektywy, w której jesteś teraz?

- Przede wszystkim to inny punkt widzenia. Czy widać więcej? Nie wiem. Człowiek ma takie samo pole widzenia, zatem wszystko widzę tak samo. Jedyne co się zmienia, to czas na analizę tych wydarzeń. Można książki pisać o tym, czym się różni trener grający od niegrającego.

- Podglądałem trochę twoje gesty i ruchy przy linii i zauważyłem, że kilkakrotnie miałeś inną wizję rozegrania, niż twoi rozgrywający. To wynika z tego, że sam kiedyś grałeś na tej pozycji?

- Na pewno z ławki widać więcej rzeczy na bloku. Rozgrywający nie zawsze są w stanie to dostrzec. Emocje robią swoje. Niektóre akcje faktycznie rozegrałbym inaczej. Czasem, aż się prosi, żeby dograć piłkę do innej osoby. Zachowałbym jednak spokój, wszystko przyjdzie w przyszłości.

- Po dwóch kolejkach pięć punktów na koncie Morza Bałtyk. Jesteś zadowolony z postawy zespołu w sezonie?

- Bardzo się cieszę, że w sobotę zagraliśmy tie-breaka, że go wygraliśmy. Oczywiście bardziej cieszyłbym się z trzech punktów, ale taki mecz jak ten ostatni, da więcej doświadczenia chłopakom, niż łatwe zwycięstwo 3:0. Mecz z AZS jest bezcenny dla moich podopiecznych. Jestem zadowolony z waleczności. Jest bardzo dużo elementów, nad którymi trzeba pracować, ale to mnie cieszy. Jeśli chodzi o punkty, to cieszymy się z każdego. Mamy taką ligę, że niby wszyscy są do ogrania, ale tak nie jest.

- Za miedzą jest ekstraklasowa, żeńska drużyna Chemika Police. Nie boicie się, że w takich chwilach jak w sobotę, kiedy mecze Morza i Chemika się pokrywają, w Szczecinie zabraknie kibiców, którzy mogą przyjść na wasze spotkanie?

- Myślę, że nie. Faktycznie jest to ta sama dyscyplina. Jednak jest kolosalna różnica w wykonaniu męskim i żeńskim. Jest sporo kibiców, którzy pojadą na mecze jednej i drugiej drużyny. Tak samo jest wielu fanów, którzy lubią tylko siatkówkę mężczyzn lub kobiet. My tutaj w Szczecinie jesteśmy na miejscu. Jest zespół, który cieszy oko. Są efektowne obrony i efektowne ataki poszczególnych zawodników. Nie boję się o kibiców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński