Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Toną ze stocznią

Tomasz Duklanowski, 14 września 2002 r.
Magazyny i plac składowy w firmie Doroty Plombon świecą pustkami. Zamiast klientów, najbardziej spodziewanym gościem staje się powoli komornik.
Magazyny i plac składowy w firmie Doroty Plombon świecą pustkami. Zamiast klientów, najbardziej spodziewanym gościem staje się powoli komornik. Marcin Bielecki
Ponad stu kooperantów i dostawców szczecińskiej stoczni czeka na ponad 20 milionów złotych za dostarczone towary i usługi. Z każdym dniem ich szanse na to, że nie utoną razem ze swym dłużnikiem stają się coraz mniejsze.

Na dodatek fiskus, mimo obietnic, bezwzględnie domaga się należnej mu części nieistniejących pieniędzy.

Efekt domina

Jeszcze kilka miesięcy temu firma Doroty Plombon zatrudniała ponad dziesięć osób. Dziś pozostały jedynie trzy.
-Tych pracowników też będę musiała za kilka dni zwolnić - twierdzi Dorota Plombon, działaczka Stowarzyszenia Wierzycieli Stoczni Szczecińskiej. - Nie mam już pieniędzy na ich utrzymanie i nic nie wskazuje na to, żeby moja sytuacja w najbliższym czasie uległa poprawie.
Firma pani Plombon dostarczała do stoczni głównie kable elektryczne. Stocznia była jej największym klientem. Resztę odbiorców stanowiły spółki współpracujące z holdingiem. Upadek stoczni, jest więc dla wyrokiem dla tej firmy.
- W podobnej sytuacji jest ponad sto innych małych i średnich przedsiębiorstw, które należą do naszego Stowarzyszenia - mówi pani Plombon. - W sumie stocznia jest nam winna ponad 20 mln zł. Niektóre firmy już padły. Pozostałych, w większości, czeka zapewne ten sam los.

Syndyk nie da

Teodor Skotarczak, syndyk masy upadłościowej stoczniowego holdingu, nie jest w stanie powiedzieć, kiedy ewentualnie wypłaci zaległe zobowiązania wierzycielom. Twierdzi jedynie, że w pierwszej kolejności będą wypłacane pieniądze dla stoczniowców.
Tymczasem członkowie Stowarzyszenia mają coraz większe problemy z fiskusem. Jeszcze kilka tygodni temu zapewniano ich, że mogą liczyć na wyrozumiałość i cierpliwość ze strony urzędów skarbowych. Rzeczywistość okazuje się zupełnie inna.
- Izba skarbowa domaga się od nas zapłacenia podatku od transakcji, za które my nie otrzymaliśmy dotychczas pieniędzy - mówi Dorota Plombon. - A my przecież tych pieniędzy nie mamy. Często w ogóle nie mamy żadnych pieniądzy, bo wszystkie opodatkowane należności miały pochodzić ze stoczni.

Miało być łatwiej

W maju tego roku z inicjatywy posłanki Elżbiety Romero, wierzyciele spotkali się z dyrektorem Izby Skarbowej Antonim Gawronem. Zdaniem wierzycieli, skończyło się jedynie na obietnicach.
- Nie możemy postępować wbrew prawu - mówi Antoni Gawron dyrektor Izby Skarbowej w Szczecinie. - Wydałem natomiast zalecenie, żeby z większą wyrozumiałością podchodzić do wierzycieli stoczni. Każdy przypadek traktujemy indywidualnie. Tam gdzie jest to możliwe odraczamy zadłużenia. Czasami nawet je umarzamy.
Członkowie Stowarzyszenia twierdzą, że nie czują w żaden sposób, aby to zalecenie było realizowane w praktyce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński