Kafarski jako piłkarz związany był z Kaszubią Kościerzyna i Lechią Gdańsk. Jako trener było identycznie, a Lechię prowadził nawet w ekstraklasie. Pracował dwukrotnie - z powodzeniem we Flocie Świnoujście (wtedy I liga), a krótko też w Cracovii, Olimpii Grudziądz, Bytovii Bytów, Górniku Łęczna, Sandecji Nowy Sącz, Chojniczance Chojnice. Ostatnie etapy do udanych nie należały, więc powrót do pracy w Świcie zaskoczył. Pracę w Świcie rozpoczął od wygranej 2:0 ze Skrą Częstochowa.
Jaki wpływ na Pana decyzję o przyjęciu pracy w Świcie miały dobre wspomnienia z pracy we Flocie?
Tomasz Kafarski: To może nie było kluczowe, ale był to na pewno czynnik pozytywny. Przypomniałem sobie, gdzie dobrze mi się ostatnio pracowało. Będąc trenerem Floty zostałem np. wybrany trenerem roku w Zachodniopomorskim.
Sporo lat minęło, inne miasto, ale też Pan przychodzi do klubu w trakcie sezonu, by coś szybko zbudować.
Różnica jest taka, że przychodziłem dwa razy do Floty, ale późną wiosną. Paradoksalnie - po raz pierwszy w karierze trenerskiej przejmuję zespół jesienią, bo zazwyczaj rozpoczynałem pracę od samego początku sezonu lub wiosną.
Świt to dla Pana też szansa na powrót do trenerskiego topu.
Zbliżam się do "50", ale dalej się czuję młody, dalej czuję, że to co mam osiągnąć dobrego w piłce jest przede mną. Nie lubię średniactwa, grać jak wszyscy. Piłkarze Świtu przyjęli to bez kręcenia nosem, na pierwszy mecz delikatnie zmieniliśmy ustawienia i trener Skry Częstochowa przyznał, że kompletnie nie byli przygotowani do nowe pomysły z naszej strony.
Nie było obaw przed przyjściem do Świtu?
To była szybka propozycja, więc błyskawicznie też przeprowadziłem wywiad środowiskowy na tematy atmosfery w klubie, klimatu wokół niego, sprawdzałem czy w klubie daje się pracować trenerowi i czy to trener podejmuje decyzje i za nie odpowiada. To są rzeczy, które doprowadziły do tego, że tu jestem. Słyszałem też dużo dobrego o drużynie, o takiej rodzinnej, przyjacielskiej atmosferze. Tak też zespół oceniam po kilku dniach wspólnej pracy i wspólnie odnieśliśmy już bardzo cenne zwycięstwo.
Ile spotkań Świtu zobaczył Pan na powtórkach, by utwierdzić się w przekonaniu, że potencjał w ekipie jest i warto przyjąć ofertę?
Nie było czasu, by oglądać poprzednie spotkania i mocno analizować drużynę. Ale to nie znaczy, że kompletnie nic nie wiedziałem o Świcie. Większość nazwisk piłkarzy kojarzyłem, a moja wcześniejsza drużyna - Chojniczanka Chojnice - grała sparing ze Świtem i podobała mi się bardzo ta drużyna. Stwierdziłem, że trzeba przyjąć kolejne wyzwanie, wrócić do pracy i udowodnić że jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa w trenerskiej przygodzie.
Co Pan uzna za dobry wynik ze Świtem w perspektywie tej jesieni?
Mam nadzieję, że będziemy grali piłkę ciekawą dla oka, przy dobrej intensywności, jaką widzieliśmy w meczu ze Skrą. Chciałbym, byśmy byli zespołem - tak jak to powiedział kapitan w szatni - który bardzo ciężko ograć, a w Szczecinie zbudujemy mocną twierdzę. Mamy ambicję, by dobrze reprezentować Szczecin na arenie drugoligowej.
Kiedy zobaczymy Świt, gdzie pana ręka będzie mocniej widoczna?
Przy takich pytaniach wszyscy trenerzy odpowiadają, że potrzebny jest czas. I taka jest prawda. Nie będę tu nikogo czarował, że błyskawicznie się wiele spraw zmieni. Wszystko potrzebuje czasu, ale myślę, że z meczu na mecz drużyna będzie bardziej rozumiała to, jakie ma zadania na boisku, a wtedy być może dojdzie więcej automatyzmów. Zrobię wszystko, byśmy już w najbliższym meczu znowu zagrali mądrze, skutecznie i potrafili zarządzać piłką i przestrzenią tak, jak w meczu z częstochowianami.
Był Pan bardzo spokojny w meczu ze Skrą. Wynikało to z tego, że spotkanie dobrze się ułożyło czy bardziej z tego, by nie przeszkadzać zawodnikom?
Odkąd przyjechałem do Świtu miałem takie usposobienie spokojnego, stonowanego trenera. Raczej podpowiadałem, wskazywałem, udzielałem porad. Wewnętrznie czułem, że to dobre podejście. Nie obawiałem się meczu ze Skrą, choć nigdy z tym zespołem moje drużyny nie wygrały. Może tą siłą spokoju wygraliśmy?
Mówił Pan zaraz po meczu, że to był mecz-pułapka: niby ostatni zespół w tabeli, ale potrafiący zaskoczyć najlepszych.
Patrząc - jak kibice - to wygrana daje nam więcej spokoju w tabeli. Oddaliliśmy się od strefy spadkowej, a zbliżyliśmy się do czołówki. Zyskaliśmy też trochę lepszą atmosferę. Łatwiej się będzie pracować, choć nie jest to zachęta, że będzie fajnie, tylko potwierdzenie, że wykonana robota z ostatniego tygodnia dała pozytywny wynik i to dobry kierunek dla nas. Chłopcy dobrze zinterpretowali plan na mecz, który szlifowaliśmy od mojego przyjścia. Wyglądało to całkiem przyzwoicie, chociaż widziałem wiele mankamentów, ale po część wynikało to z trudnej pogody, jednak mądrość i doświadczenie zadecydowały o wygranej.
Przed Świtem wyjazd na boisko Wisły Puławy.
Nikt nie zabroni nam wygrywać, nikt nie zabroni walczyć o górne cele. Ze Skrą wygraliśmy głową, sercem, ale i taką fajną mądrością i te wszystkie rzeczy, które dowiedziałem się na temat tego zespołu, choćby o atmosferze czy takiej młodzieńczej pasji, potwierdziły się. Przed nami Wisła, która miała swoje problemy przed startem, ale skompletowała bardzo dobry skład i nie będzie łatwe spotkanie. Musimy się dobrze przygotować i godnie zaprezentować.
Przed meczem ze Skrą dołączył do zespołu młody obrońca z Głogowa. To koniec już personalnych zmian czy jeszcze widzi Pan potrzebę wzmocnień?
Okienko transferowe zamknięte, ale wiem, że bardzo dobrze piłkarze wciąż są na wolnym rynku. Będziemy rozmawiali z prezesem i dyrektorem na temat ewentualnych uzupełnień w składzie.
Rozmawiał Jakub Lisowski