Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Gielo: Wprowadziłem sobie zakaz telewizji czy gier do godziny 19

Jakub Lisowski
Tomasz Gielo podczas niedawnego meczu polskiej reprezentacji z Hiszpanią.
Tomasz Gielo podczas niedawnego meczu polskiej reprezentacji z Hiszpanią. pzkosz.pl/Wojciech Figurski
KOSZYKÓWKA. Najtrudniejsze były te pierwsze tygodnie kwarantanny i wtedy klub starał się wszystkim pomóc np. dostarczył sprzęt do treningów. Teraz obowiązuje zalecenie pracy zdalnej i także my tak się komunikujemy – mówi Tomasz Gielo, szczeciński koszykarz grający obecnie w Iberostar Teneryfa.

Szczeciński koszykarzy epidemię koronawirusa spędza na domowej kwarantannie w Hiszpanii. Od kilku lat jest zawodnikiem tamtejszych klubów – obecnie związany z Iberostar Teneryfa.
Liga zawieszona, więc 26-letni Tomasz Gielo angażuje się w różne projekty – ważne dla teraźniejszej koszykówki i przyszłości.
Gielo jest również reprezentantem Polski. To gracz bardzo uniwersalny, który jest pewniakiem w talii selekcjonera Mike Taylora. Z powodu ciężkiej kontuzji kolana nie pojechał do ubiegłoroczne Mistrzostwa Świata w Chinach, gdzie biało-czerwoni tak dobrze się spisali. Do gry wrócił jesienią – walczy w hiszpańskich rozgrywkach i powrócił niedawno do kadry narodowej.

Liczy Pan jeszcze na wznowienie rozgrywek ACB?
Na ten moment sygnał jest taki, że czekamy na dalszy rozwój wydarzeń i jeśli pojawi się jakaś szansa na dogranie sezonu, to liga będzie chciała dokończyć rozgrywki. Teraz nie ma informacji w jakim formacie miałoby to nastąpić – czy w formule jakiegoś turnieju na jednym obiekcie, a może dograniu rundy zasadniczej do końca bez późniejszych play-off. Teraz koszykarze trenują w domach, kluby to kontrolują i wszyscy czekamy. Mój klub zadbał o mnie i kolegów – dostarczył nam do domów sprzęt do treningów, w tym rowery stacjonarne. Na bieżąco otrzymujemy rozpiski treningowe i wiemy, co mamy robić. Cały czas więc każdy z nas dba o formę fizyczną i ta jest. Oczywiście pojawi się pewien problem, jak już będzie można wznowić rozgrywki, bo to nie może nastąpić z dnia na dzień, gdyż groziłoby to kontuzjami. Wiadomo, że trening koszykarski to jest zupełnie co innego niż zajęcia domowe. Możemy założyć optymistyczny wariant, zaplanować datę powrotu do gry, ale wtedy będziemy musieli mieć ten okres przejściowy, który poświęcimy na wspólne treningi. Tylko, że cały czas będzie nam nami wisiała groźba nowych zachorowań – jeśli pojawi się nowy zakażony związany z ligą, to trzeba będzie cały ten projekt zamknąć w tym sezonie.

Zawodnicy mogą trenować w domach, garażach, w ogródkach. Ile czasu potrzeba, by wrócić do tzw. czucia piłki przy rzutach, kozłowaniu?
Jeśli mówimy tylko o koszykarskich treningach to pewnie wystarczyłoby ok. dwóch tygodni, ale przecież my od miesiąca siedzimy w domach, więc musimy uważać z takim szybkim powrotem do normalnych treningów i gry, bo ryzyko kontuzji jest duże. Możliwe więc, że nawet miesiąc potrzebowalibyśmy na powrót do formy sprzed rozpoczęcia kwarantanny. Przed ligą ACB bardzo poważne decyzje, a upływający czas nie jest tu sprzymierzeńcem. Z drugiej strony ACB to bardzo poważny projekt i władze – podobnie jak NBA czy Euroliga – będą do końca szukać najlepszego rozwiązania. Dopiero jak wyczerpią się wszystkie możliwości – sezon będzie zakończony.

W Polsce patrzymy na Hiszpanię i jest taka opinia, że za późno ten kraj zareagował właściwie na epidemię.
Nie jestem ekspertem w kwestii pandemii czy epidemii, więc nie chcę oceniać, czy hiszpański rząd podejmował decyzje za późno. Pamiętajmy jednak, że Hiszpania – podobnie Włochy – to kraj, gdzie ludzie są nastawieni na aktywność poza domem, uwielbiają wolny czas spędzać w restauracjach czy kawiarniach. Wirus trafił więc w tych krajach na bardzo podatny grunt. Teraz Hiszpanom nie jest łatwo wytrzymać psychicznie w domach, ale starają się słuchać zaleceń. U mnie - na Teneryfie – sytuacja jest obecnie stabilna, bo jest mało przypadków zakażeń. Obowiązują nas jednak te same przepisy, co w całej Hiszpanii, więc sytuacja nie jest ciekawa. Mamy siedzieć w domu, otwarte są jedyne sklepy spożywcze, banki i apteki. Zalecenia są m.in. takie, by zakupy robić raz w tygodniu, w samochodzie może być tylko jedna osoba, jeśli dwie to już muszą mieć specjalne pozwolenie, założone maseczki i pasażer siedzi z tyłu. Są też przepisy, jakie zachowywać odstępy między ludźmi.

Klub – poza kwestią sprzętu treningowego – stara się o Was jakoś dodatkowo dbać, może mocniej o obcokrajowców, choć Pan to już swobodnie w Hiszpanii się czuje.
Najtrudniejsze były te pierwsze tygodnie kwarantanny i wtedy klub starał się wszystkim pomóc. Teraz nawet to jest utrudnione, bo wszystkie przedsiębiorstwa, firmy, kluby, które nie są związane z codziennym funkcjonowaniem na czas epidemii muszą być zamknięte. Zalecenie jest pracy zdalnej i także my w klubach tak się komunikujemy. Ale w koszykówce to sprawdza się tylko do pewnego stopnia. Komunikacja z nami odbywa się głównie na naszej grupie na whatsappie czy wysyłanych mejlach. Każdego piątku mamy też wideokonferencje z trenerami, więc jest okazja, by zobaczyć się i wspólnie potrenować. To też pomaga.

Nie miał Pan planów powrócić teraz do Polski – choćby na okres świąteczny?
Nie brałem tego pod uwagę i nawet nie wiem, jak to miałoby się odbyć. Liga jest zawieszona, a nie zakończona. Kontrakty obowiązują i trzeba wypełniać swoje obowiązki. Obecna sytuacja jest oczywiście nowa, ale do rozłąki jestem już przyzwyczajony, bo dziewiąty rok jestem poza Polską. Teraz zdrowie jest najważniejsze, więc siedzę w domu. Absolutnie nie narzekam, bo inni ludzie mają znacznie poważniejsze problemy.

Teneryfa to atrakcyjny kierunek turystyczny. Czy już daje się wyczuć przygnębienie Hiszpanów – co będzie w tym roku?
Groźba kryzysu gospodarczego wisi nie tylko nad Hiszpanią, ale podejrzewam, że nad całym światem. Odbije się to na wszystkim – nie tylko na strefę turystyczną, ale pewnie i na sporcie. Dziś nie wiemy, czy wszystkie kluby będą w stanie przystąpić do kolejnego sezonu, jak to wpłynie na kontrakty zawodników. Obawiam się, że jak już wyjdziemy z tej pandemii to pewne rzeczy już do nas nie wrócą – np. przybijanie piątek po meczach, czy przed meczem można uściskiem dłoni przywitać się z sędziami i rywalami, czy po meczach podziękować, czy będę mógł podpisywać autografy, ustawiać się do zdjęć. Niby to są detale, ale przecież na takim bezpośrednim kontakcie z kibicami czy rywalami opiera się sport. Teneryfa głównie żyje z turystyki, a teraz na ulicach są całkowite pustki, nawet przed sklepami nie ma kolejek. Konsekwencje obecnej pandemii mogą być znacznie większe nim nam się to na początku wydawało. Trzeba rozmawiać, szukać najlepszych rozwiązań, by ten świat mógł funkcjonować na dotychczasowych lub zbliżonych zasadach.

U Pana dzień nie zamyka się w schemacie – trening, gierki, trening telewizor i do spania. Mocno ostatnio zaangażowany jest Pan w dwa projekty – związek zawodowy koszykarzy i mentalna szkółka dla młodych sportowców.
Wyszedłem z założenia, że najgorsze co mógłbym zrobić to wpaść właśnie w taki schemat. Wprowadziłem nawet sobie zakaz oglądania telewizora, netflixa czy grania w gry komputerowe do godziny 19. Szukam ciekawszych zajęć i je sobie znajduję. Związek Zawodowy Koszykarzy założyliśmy w poprzednim roku, a obecna sytuacja zmusiła nas do większej aktywności. Polski Związek Koszykówki zdecydował się już zakończyć sezony, ale szybko też kluby oficjalnie poinformowały, że nie będą w stanie wywiązać się z zobowiązań kontraktowych w związku z epidemią. Wywołało to nie małą burzę w środowisku zawodniczym czy kibicowskim. Wypadało, by nasz związek zareagował, przeanalizował sytuację pod względem prawnym. Ja może nie jestem teraz związany z polską ligą, ale projekt ZZK uważam za bardzo pożyteczny, dzielę się też swoim hiszpańskim doświadczeniem. Przy ACB też jest taki związek zawodowy koszykarzy i systematycznie jest on ważnym partnerem dla ligi. Łatwiej wtedy o kontakt między ligą, klubami i zawodnikami, łatwiej o porozumienie. W Polsce też nasz związek może dać wiele korzyści w koszykówce.

Co teraz zrobić z zawodnikami, trenerami, osobami pracującymi przy zespołach, którzy w marcu zakończyli sezon, a więc kontrakty i do września mogą pozostać bez nowych umów? Możecie jakoś wymusić na PZKosz., PLK czy klubach zmianę podejścia do tej kwestii?
Decyzja klubów nie została poprzedzona rozmowami, była jednostronna i nie zawierała pola do dialogu. Szkoda, bo należało szukać porozumienia. Jako związek nie zamierzamy działać jak projekt rewolucyjny i po zakończeniu kwarantanny nie pójdziemy do PZKosz. robić rozróbę. Związek zawodników powstał po to, by mógł się wypowiadać jednym głosem i ten głos, by był słyszalny. Przecież i do nas docierają informacje, że w klubach część zawodników w tym roku nie dostała żadnych przynależnych pieniędzy, a jeszcze dwa dni po zakończeniu ligi – kluby wypowiadają kontrakty. I teraz ci zawodnicy nie wiedzą, czy otrzymają choćby te zaległe kwoty. Może być tak, że tacy zawodnicy przez 9 miesięcy w roku nie dostaną wypłaty. Taka rzeczywistość jest ponura. Są gracze, którzy potrafią zabezpieczyć swoje finanse, przyszłość, inwestują, ale znaczne grono zawodników ligi to są koszykarze, którzy poświęcają się bardzo dużo, ale nie mają podpisanych wysokich kontraktów, a mogą być jedynym żywicielem w rodzinie. To są bardzo trudne sytuacje, które wymagają negocjacji, wparcia – przecież tu nie chodzi tylko o portfel takiego gracza, ale też jego zdrowie psychiczne. Ja nie zamierzam teraz atakować żadną ze stron, bo nie o to chodzi, ale jako osobie związanej ze związkiem zawodowym będzie mi zależeć, by otworzyć dialog klubów z zawodnikami. W niektórych miejscach się to udało i kluby wyszły z inicjatywami, by rozmawiać, a i zawodnicy pokazali, że mogą się porozumieć, tylko oczekują ludzkich ofert, rzetelnego przedstawienia sytuacji i informacji, czemu mogą otrzymać tylko część kontraktowych sum, a pozostałych nie. Gdy kluby jednak nie chcą dialogu, stawiają się w pozycji siły, to takie podejście jest niepokojące i nie na miejscu.

Spodziewałem się, że Wasz związek na początku zajmie się kwestią konfliktu Adama Waczyńskiego z prezesem Polskiego Związku Koszykówki, ale teraz są ważniejsze kwestie. Zyskaliście jednak dodatkowe miesiące, by znaleźć takie porozumienie.
Oczywiście jest to kwestia, która powinna być rozwiązana z korzyścią dla wszystkich. Zaznaczam jednak, że tak jak mi może nie wypada wypowiadać się o sytuacji w PLK, bo w niej nie gram, tak i sprawie konfliktu Adama z prezesem związku jest mi ciężko, gdyż sprawa została przedstawiona tak, że problem pojawił się podczas Mistrzostw Świata w Chinach, a tam mnie nie było. Ale ja chciałbym powiedzieć, że odkąd ja zaczynałem przygodę w reprezentacji, to Adam Waczyński zawsze w niej był. Dla mnie był on symbolem, ale też osobą, która nie tylko pod względem sportowym, ale i medialnym popycha naszą koszykówkę do przodu. Ma wyrobioną świetną reputację za granicą, ma świetną opinię wśród znajomych, kolegów – można powiedzieć nieskazitelną. To facet, który zawsze gra na konto drużyny, zawsze wywiązywał się wzorowo ze swoim obowiązków. O nim – jako kapitanie kadry, w której funkcjonowałem – zawsze będą mówił, że był perfekcjonistą. Najlepsze rozwiązanie to znaleźć opcję, która zadowoli wszystkich. Jeśli dwuosobowy konflikt nie zostanie rozwiązany to może faktycznie trzeba będzie szukać mediacji przez nasz związki. Bo trzeba zdać sobie sprawę, że jeśli takiego formatu zawodnik zmuszony jest wydawać oświadczenie, przedstawiać ze swojej strony sytuację, to jest to poważna sprawa i słowa nie są rzucone na wiatr. Jeszcze raz powtarzam: Adam ma taką reputację, że chciałbym, by inne osoby o mnie tak mówiły. Podczas ostatniego okienka reprezentacyjnego chciałem pokazać jakiś gest wobec mojego kolegi, kapitana i założyłem na nadgarstek opaskę z jego pseudonimem „Waca”. To takie symboliczne wsparcie, bo choć go z nami nie było to nadal jest bardzo ważną częścią tej drużyny.

Sprawa jest o tyle istotna, że cały czas Polska ma szansę zagrać na igrzyskach w Tokio. Bez polubownego rozwiązania tego konfliktu to te szanse znacząco spadają.
Oczywiście, że tak. My zdajemy sobie sprawę, że przed nami bardzo ciężkie zadanie, ale też taka możliwość awansu na IO jest i trzeba ją próbować wykorzystać. Wszyscy powinniśmy się skupić, zjednoczyć, by w kwalifikacjach skutecznie walczyć. Taką jedność koledzy pokazali podczas MŚ w Chinach – zgranie, charakter, jedność, dobra atmosfera. To było widoczne dla wszystkich kibiców. Teraz w tej sprawie potrzebny jest dialog, a wszystkim stronom powinien przyświecać cel związany z igrzyskami. Taka furtka otwiera się przed nami może jedyny raz w życiu. Dziś wiemy, że IO w Tokio przełożone są na kolejny rok, podobnie kwalifikacje z naszym udziałem. Mamy więc troszkę więcej dodatkowego czasu, by znaleźć kompromis.

W ostatnich dniach zaangażował się Pan również w nowy projekt Fundacji Marcina Gortata, czyli taka mobilna szkółka dla młodych sportowców, którzy mogą porozmawiać z gwiazdami polskiego sportu. Jak to się stało, że znalazł się Pan w tym gronie?
Z Marcinem jesteśmy od dawna w kontakcie. On i jego fundacja doszło do wniosku, że skoro wszyscy siedzimy w domach, to ten czas można też wykorzystać jakoś produktywnie. Pojawił się pomysł, by znani sportowcy przeprowadzili rozmowy – wideokonferencje – z młodymi sportowcami o ich karierach, pomysłach. Wyszło to spontanicznie, ale uważam, że to jest bardzo ciekawy projekt. Siebie nie zaliczam do gwiazd, ale już Mariusz Wlazły, Mariusz Czerkawski, Łukasz Fabiański czy Paweł Fajdek to są wybitne postaci. Lista takich sportowców z ogromnymi sukcesami jest duża, więc ja nawet chwili się nie zastanawiałem, gdy dostałem propozycję wzięcia w tym udziału. Chętnie dzielę się swoim doświadczeniem, wiedzą z młodymi sportowcami. To dzieciaki na etapie naboru musiały zaznaczyć trójkę sportowców, z którymi chciałyby porozmawiać, ale też trzeba było dosłać do fundacji pewne zadanie. Wszyscy musieli dokończyć zdanie „Uprawiam sport ponieważ...”. Kto odpowiedział najciekawiej – dostawał się do programu. Ja dostałem listę sportowców, które chciały ze mną porozmawiać i każdego dnia prowadziłem 2-3 takie spotkania. Dla mnie też to było niesamowite doświadczenie. Chłopcy i dziewczęta na różnych etapach rozwoju, ale świetnie przygotowani z pytaniami do mnie. Dla mnie to była pierwsza okazja, w której występowałem jako mentor dla młodych ludzi. I wiem, że obecne problemy tych dzieciaków – ja też poznawałem w ich wieku. Podpowiadałem jak się z nimi zmierzyć. Upewniałem ich, że podążają właściwą drogą, że te problemy to normalna sytuacja, ale nie mogą się przed nimi poddawać – mogą ją ominąć, przeskoczyć lub wbić się w nią i zniszczyć. Sport opiera się na przełamywaniu swoich barier czy słabości, na samodyscyplinie, uczeniu się wartości, które pomogą w sporcie, ale i całym życiu. Miałem świetną okazję rozmawiać z Antkiem Majcherkiem, synem Maćka, wnukiem trenera Zbyszka. Dla mnie to było chyba najbardziej emocjonalne spotkanie, bo przecież ja swoją przygodę z koszykówką rozpoczynałem w UKS Trójka Kosz, gdzie trenerem był Zbigniew Majcherek. Do dorosłej koszykówki wchodziłem w AZS Radex, gdzie też spotkałem trenera, a kolegą z drużyny był Maciek. Teraz chciałem w rozmowie pomóc Antkowi w jego przygodzie. Ja wiem, że talent ma niesamowity i wiem, że jak będę mógł mu w czymś pomóc, doradzić, udzielić jakieś wskazówki to z chęcią będą to robił, bo chłopak ma ogromny potencjał. A szczecińskiej koszykówce na pewno przydadzą się kolejni świetni gracze.

Rozmawiał Jakub Lisowski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński