Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Gielo: Obyło sie bez chrztu

Przemysław Sierakowski
Tomasz Gielo wciąż marzy o NBA.
Tomasz Gielo wciąż marzy o NBA.
Rozmowa z Tomaszem Gielą, reprezentantem Polski oraz zawodnikiem Liberty Flames.

- Zakończyłeś swoją przygodę z reprezentacją w tym sezonie tuż przed wielką imprezą. Nie jest Ci żal, że odpadłeś będąc tak blisko?

- W żadnym wypadku. Nie traktuję tego w kategoriach smutnego momentu. Cieszę się , że mogłem trenować z takimi koszykarzami jak Marcin Gortat, Maciej Lampe czy Michał Ignerski. Nie pozostało mi nic innego, jak pracować dalej i wykorzystać kolejne szanse. W tym momencie skończyła się moja przygoda z młodzieżową koszykówką. Teraz pozostaje tylko kadra seniorska. Pragnę walczyć o miejsce w narodowej reprezentacji. Gra w barwach biało-czerwonych to ogromny honor, wielkie wyróżnienie.

- Co twoim zdaniem zadecydowało o tym, że trener Dirk Bauermann nie dał ci szansy występu na tegorocznym Eurobaskecie?

- Nie wydaje mi się żebym umiejętnościami odstawał na treningach. Myślę, że decydujące było doświadczenie. Ten rok był wyjątkowy, bo na zgrupowaniu pojawili się wszyscy najlepsi polscy gracze. Dawno nie było tak silnej ekipy. Rozmawiałem z trenerem. Był bardzo zadowolony z tego, jak przepracowałem ten okres i jakie robiłem postępy. Widzi we mnie duży potencjał na następne lata. Powiedział też, że za rok widzimy się w tym samym gronie i trenujemy dalej.

- Wspomniałeś, że w tym roku na kadrę przyjechali najlepsi, z najlepszych. Jakie to uczucie trenować w takim gronie?

- Pierwsze dwa dni to było zderzenie z rzeczywistością. Początek nie był łatwy. Ci gracze prezentują już pewien poziom. Starałem się do niego dostosować. Dawałem z siebie wszystko. Czasem nawet przychodziłem wcześniej i wychodziłem później, by potrenować dłużej. Przygotowania z kadrą były dla mnie bardzo dużym krokiem do przodu.

- Wiele mówi się o tym, jak doświadczeni koszykarze witają debiutantów takich jak Tomasz Gielo. Przeszedłeś przez taką inicjację?

- Jakiegoś specjalnego chrztu w kadrze nie miałem. Było dużo śmiesznych sytuacji. Jako debiutant musiałem pomagać masażystom, nosić bidony i ręczniki. Każdy musi przez to przejść (śmiech). Ja traktuję to z uśmiechem na twarzy. Taka procedura uświadamia, jak dużo pracy jeszcze przed młodymi zawodnikami.

- Jak oceniasz szansę Polski na Eurobaskecie na Słowenii?

- Po tym, co zobaczyłem na własne oczy, szczerze muszę stwierdzić, że kadra jest w stanie osiągnąć bardzo wiele na nadchodzących mistrzostwach Europy. Wokół kadry, jak i wewnątrz jest bardzo pozytywna atmosfera. Trener to pogodny człowiek. Lubi sobie pożartować. Prawdziwym sukcesem będzie awans na mistrzostwa Świata w Hiszpanii. Jest to cel realny.

- Dane było ci rozegrać kilka meczów wewnątrz kadrowych i międzynarodowych. Masz za sobą dwa lata w lidze akademickiej w USA. Który z tych dwóch poziomów jest bardziej wymagający?

- Poziom kadrowy jest zdecydowanie bardziej wymagający. W lidze NCAA jest fizyczniej. Zawodnicy są bardziej atletyczni. Kadra Polski to basket zdecydowanie europejski. Mam na myśli ułożoną koszykówkę i trzymanie się zagrywek. W USA stawiają na rozwój indywidualny. Warto czerpać z jednej i drugiej strony.

- Przyjechałeś do Szczecina w maju. Chwilę potem wyjechałeś na zgrupowanie kadry i właśnie tak wyglądały twoje Wakacje, bo 26 sierpnia znów wylatujesz do USA. Wypoczęty?

- (śmiech)Masz rację wróciłem do Polski w maju. W czerwcu trwały przygotowania do kadry U20, w Sopocie. Później z kadrą do lat dwudziestu wywalczyliśmy awans do dywizji A. Następnie przyszły treningi z reprezentacją seniorską. A tam dużo ciężkiej pracy, hektolitry wylanego potu. Jednak jeśli mam być szczery to były to najlepsze koszykarskie wakacje w moim życiu. Nauczyłem się więcej, niż przez ostatnie kilka lat, a może nawet całą koszykarską karierę. 26 sierpnia wracam na uczelnię muszę odrobić drobne zaległości.

- Zakończyłeś przygotowania z kadrą, ale już za moment rozpoczynasz treningi z drużyną Liberty Flames. O co walczycie w tym sezonie?

- Część chłopaków wróciła już przed rozpoczęciem roku akademickiego. Pracują nad rozwojem indywidualnym . Po przylocie do Stanów Zjednoczonych dostanę kilka dni wolnego. Potem zacznie się już tylko ciężka praca. Mamy ambitny cel, chcemy ponownie zagrać w March Madness (turniej finałowy NCAA - przyp. red.) Pragniemy przejść przez pierwszą rundę. Mamy cenne doświadczenie z zeszłego roku.

- Zostały Ci dwa lata nauki w Liberty University. Co potem? Jak potoczy się ścieżka twojej kariery?

- Moim marzeniem cały czas jest gra w NBA. Jeżeli pojawi się taka szansa, by grać w najlepszej koszykarskiej lidze świata, to na pewno to wykorzystam. Teraz chcę się pokazać z jak najlepszej strony w Liberty. Chciałbym zagrać super sezon. Jestem w takim wieku, że u mnie postępy można zobaczyć z dnia na dzień. Wystarczy mi godzina dziennie i już dane ćwiczenie wykonuję lepiej. Chcę być coraz lepszy. Nigdy nie wiadomo jaki limit ma człowiek. Ja staram się dojść do swojego. Przede wszystkim chcę mieć pewność, że zrobiłem wszystko, co w mojej mocy. Po zakończeniu przygody z Liberty na pewno chciałbym grać dalej i to na jak najlepszym poziomie. Czy to w Polsce, czy w Europie, czy NBA. To nie ma znaczenia. Chcę by koszykówka sprawiała mi radość, a gdzie to już sprawa drugorzędna.

- Do Polski wracasz tylko latem, na wakacje, ale wyglądają one tak jak wyglądają. Mało czasu spędzasz z rodziną. Nie masz ochoty rzucić wszystkiego i wracać?

- Na pewno w jakimś stopniu tęsknię. Jednak trochę się już przyzwyczaiłem. Najbardziej boli mnie to, że inni zaczynają tęsknić za mną. Nie mogę się rozdwoić i być w dwóch miejscach na raz. Chcę dojść jak najdalej. To była dobra decyzja. Zawsze, gdy wracam do Szczecina to chcę być lepszy. Cieszę się, że spełniam swoje marzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński