Według naszych informacji prokuratura w obu procesach zażąda dla głównych oskarżonych dożywocia.
Pokłócili się o rzeczy osobiste
Pierwsza rozprawa: para kochanków: Ilona H. oraz Bartłomiej H. On mordował, ona pomagała.
- Zadawał ciosy siekierą i nożem, a rany posypywał solą. Próbował spalić ofiarę w kominku, a na koniec podciął gardło i wbił nóż w przełyk. Ilona H. mu pomagała podając narzędzia zbrodni - napisał prokuratur w akcie oskarżenia.
Rok temu w lesie przy ul. Koszalińskiej znaleziono zmasakrowane zwłoki młodego mężczyzny. Policja ustaliła, że to 26-letni Piotr S., który od pewnego czasu, z własnego wyboru, mieszkał na działce, którą dostał od rodziny. Poznał Bartłomieja H., który w tym czasie był bezdomny i szukał schronienie. Piotr zaoferował mu nocleg w zamian za drobne prace na działce. Potem pokłócili się o pieniądze. Oskarżony wyprowadził się na działkę do Ilony H. W dniu zabójstwa Piotr ich odwiedził. Pokłócili się o jakieś rzeczy osobiste.
Po brutalnym zabójstwie oskarżeni wywieźli ciało do lasu i wrzucili do włazu. Znaleźli je tam pracownicy, którzy przyszli remontować właz. Bartłomiej H. przyznał się do winy. Ilona H. twierdzi, że musiała pomagać kochankowi, bo ją do tego zmusił. Proces toczy się za zamkniętymi drzwiami. Zuzanna Nowotnik, siostra Piotra, mieszka teraz w Oświęcimiu. Wyjechała za mężem.
- Wychowywaliśmy się w rodzinie zastępczej. Piotr od czwartego roku życia mieszkał na Skolwinie, a ja w Policach. W wieku 22 lat wyprowadził się na działkę, którą kupiła mu mama zastępcza - mówi.
Tata Piotrka zmarł dwa miesiące po urodzeniu syna. Miał tylko 46 lat.
Bartosza H. Piotrek poznał dwa lata temu.
- Brat zgodził się, go przyjąć do siebie, bo był dobrym człowiekiem. To, że mieszkał na działce, nie znaczy, że był jakąś patologią, tylko wybrał takie życie. Dwa tygodnie przed zabójstwem rozmawialiśmy telefonicznie, miał do nas przyjechać na Boże Narodzenie. Nie rozumiem dlaczego tak go skrzywdził człowiek, któremu Piotrek dał dach nad głową - mówi Zuzanna Nowotnik.
Gdy dowiedziała się o śmierci brata od razu przyjechała z mężem do Szczecina.
- Przyjechaliśmy po ciało. Nie mogłam rozpoznać brata. Jego twarz wyglądała jak piłka do kosza. Była cała fioletowa. Na szczęście był ze mną mój mąż. Zobaczył zdjęcie i potwierdził tożsamość Piotra - wspomina.
Prokuratura ustaliła, że powodem konfliktu, który zakończył się zabójstwem, była kłótnia o rzeczy osobiste. Bartosz H. początkowo wziął winę na siebie. Ale szybko wyszło na jaw, że ktoś mu pomagał. Ślady zaprowadziły do Ilony H. Kobieta przyznała się do pomocnictwa w zabójstwie, ale utrzymuje, że oskarżony ją do tego zmusił. Podawała zabójcy nóż i siekierę. Bartosz H. usłyszał zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem.
- Działając w zamiarze bezpośrednim pozbawienia życia pokrzywdzonego, ze szczególnym okrucieństwem zadał pokrzywdzonemu nożem i siekierą kilkadziesiąt ran kłuto ciętych w klatkę piersiową, brzuch, nogę i rękę, usiłował włożyć jego rękę do palącego się kominka, posypywał zadane rany solą kuchenną, a następnie za pomocą noża podciął mu gardło i wbił nóż w przełyk powodując obrażenia, które skutkowały zgonem pokrzywdzonego - napisze prokurator w akcie oskarżenia.
Sekcja zwłok ustaliła, że bezpośrednią przyczyną zgonu była niewydolność oddechowo-krążeniowa na skutek licznych ran, szczególnie gardła i klatki piersiowej. Piotr nie miał szans w starciu z agresywnymi napastnikami. Sąd, aby nie epatować takim dramatem, wyłączył jawność procesu. Z ustaleń śledztwa wynika, że do zdarzenia doszło 28 listopada 2015 r. w altanie należącej do podejrzanej, na terenie ogródków działkowych przy ul. Koszalińskiej. Po zabójstwie podejrzani wywieźli ciało pokrzywdzonego do lasu przy ogródkach działkowych, gdzie wyrzucili je piaskownika, a w dniu 2 grudnia 2015 r. znaleźli je pracownicy wykonujący prace konserwatorskie.
Zabójstwo widział syn oskarżonej. W piątek psycholog opowie o tym, czy zeznania, które złożył są prawdziwie, czy konfabulował i wybiela matkę, aby uratować ją przed długoletnim więzieniem.
Czytaj więcej: Okrutne morderstwo. Syn widział jak matka pomagała zabijać
Obojgu oskarżonym grozi dożywocie.
Zamordowana rodzina
Kilka godzin po procesie kochanków H., sąd ma zakończyć proces Radosława Warawki, oskarżonego o zabójstwo matki, ojczyma i przyrodniego brata w kwietniu 2011 r. przy ulicy Uznamskiej w Szczecinie.
Czytaj więcej: Radosław Warawko - ofiara czy bezwzględny morderca?
Warawko nie przyznaje się do winy i o zbrodnię oskarża kompanów, którzy pomagali mu zacierać ślady po zabójstwie. Proces jest poszlakowy. Zabójca rozlał olej w mieszkaniu i w ten sposób zatarł ślady, m.in. odcisków palców, czy butów. Warawkę mogą jednak pogrążyć zeznania człowieka, który twierdzi, że nagrał telefonem jak w rozmowie z kolegami oskarżony przyznaje się do winy. Nie wiadomo jednak, czy świadek stawi się w piątek do sądu, bo zniknął i nikt nie wie gdzie się podział. Prokuratura nie wierzy w wersję Warawki i podejrzewa, że motywem zbrodni były pieniądze.
Warawko był hazardzistą i ponoć miał długi. Handlował narkotykami, ale wpadł w Hiszpanii i trafił za kratki. Po zabójstwie szybko zaczął przejmować majątek po zamordowanej rodzinie. Pomagała mu żona, która ma już wyrok za fałszowanie dokumentów.
Wersja oskarżonego
Po raz pierwszy swoją wersję wydarzeń przedstawił dopiero po przesłuchaniach współoskarżonych, gdy znał już ich wyjaśnienia. Twierdzi, że zabójcami byli siedzący z nim na ławie oskarżonych dwaj dawni koledzy (odpowiadają m.in. za pomoc w zacieraniu śladów i ukrywanie Warawki, ale nie za zabójstwo) oraz jeszcze jeden mężczyzna, którego Warawko nie znał.
- Oni grozili mi oraz mojej żonie i dziecku. Mówili, że nas pozabijają jak nie ułatwię im, żeby obrabowali moich rodziców - mówił.
Twierdzi, że historia zaczęła się niedługo przed zabójstwem (kwiecień 2011 roku), gdy poprosił współoskarżonych o pożyczkę.
- Chciałem na dwa miesiące pożyczyć 10 tysięcy euro i oddać im 15 tysięcy euro po dwóch miesiącach. Ale oni przyszli przed upływem tego terminu i powiedzieli, że potrzebują pieniędzy na już. Gdy odpowiedziałem, że nie mam, zaczęli mi grozić śmiercią - mówił Warawko.
Przekonuje, że oskarżeni groźbami zmusili go, żeby pomógł im dostać się do mieszkania jego rodziny przy ul. Uznamskiej. Rodzina Warawki była majętna.
- Miałem przywiązać psa, aby im nie przeszkadzał w napadzie. Oni się potem śmiali, że zabili przy okazji jakiegoś kibica (przyrodni brat Warawki, miał założony na szyi szalik Pogoni, którym był duszony) - mówił oskarżony.
Oskarżani przez niego dawni koledzy zaprzeczyli jego wersji. Sąd odczytał ich wcześniejsze wyjaśnienie, w którym opisali, jak pomagali mu przygotować się do zabójstwa.
Z zeznań świadków wynika, że Warawko potrafił być okrutny dla matki.
- Kiedyś sąsiadka mówiła mi, że widziała jak Radek dusił matkę, bo oddała pokój jego bratu - mówiła ciotka Warawki. Według niej zamordowana matka Warawki zawsze mówiła o synu dobrze, choć on był dla rodziny niedobry.
Według znajomej oskarżonego, Warawko potrafił być też niedobry dla swojej żony.
- Gdy był po narkotykach, to zachowywał się wobec niej bardzo źle - mówiła na ostatniej rozprawie.
Warawce grozi dożywocie za każdą z zamordowanych ofiar. Wciąż wierzy, że sąd w przeciwieństwie do prokuratora uwierzy w jego wersję zdarzeń.
Zobacz też: Sąd Szczecin. Syn widział jak matka pomagała zabijać
Polecamy na gs24.pl:
- Kup prenumeratę cyfrową GS24.pl!
- Wypadek na drodze krajowej nr 10. Wylądował ratowniczy helikopter. Nie ma przejazdu
- Najlepiej płatna praca w Szczecinie i regionie. Zobacz oferty z PUP
- Stołczyn. Zobacz, jak wygląda zapomniana dzielnica [zdjęcia]
- Przebudowa ul. Kuśnierskiej w Szczecinie. "Nowobogactwo" czy "schody Hiszpańskie"?
- Grypsera - dogadałbyś się w więzieniu?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?