Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

TaMalcherek, wokalistka ze Szczecina zapowiada nowy materiał i zdradza swoje plany na przyszłość

Agata Maksymiuk
Agata Maksymiuk
Okładka [/quot/]Pokruszone[/quot/], fot. Vi Chlistowska
Oczarowała nas utworem „Jeszcze kiedyś będzie słońce” i klipem do niego. Agata Malcherek, czyli TaMalcherek, ma wszystko, czego potrzeba by zdobyć serca słuchaczy i wielkie sceny. Talent, charyzmę, piękną duszę, a do tego obiecujący materiał na pierwszą płytę. Do tego pochodzi ze Szczecina, dlatego nie mogliśmy się oprzeć, by z nią porozmawiać.

Za tobą premiera singla i klipu, przed Tobą płyta. Na jakim etapie pracy jesteś? Masz już przygotowane kolejne utwory, które czekają, by się rozgościć na Spotify i Youtube?

- Dokładnie tak, w końcu zebrałam się w sobie i światło dzienne ujrzały już dwa moje utwory, „Pokruszone” jako debiutancki singiel i „Jeszcze kiedyś będzie słońce”, oba opatrzone w teledyski. To wyjście do słuchacza i również widza to dla mnie ważny krok, przełomowy, taki nawet nieco niewygodny - pierwszy raz dzielę się ze światem swoją twórczością. Po latach działania raczej na zapleczu sceny, gdzie było mi miło i wygodnie, robię pierwsze ruchy w nowej przestrzeni, poza strefą komfortu. W pewnym momencie poczułam, że chcę o czymś opowiedzieć, że noszę w sobie słowa, które coś dla mnie znaczą i zrodziła się z tego wewnętrzna potrzeba podzielenia się. Nie było łatwo otworzyć się na to doświadczenie, jest ono ekscytujące i nieco stresujące jednocześnie, ale mówią, że rozwijamy się właśnie w lekkiej niewygodzie. W konsekwencji tego - będzie płyta. Kiedy? - To się jeszcze okaże, nie mam zaplanowanych dat, za to mam już całkiem sporo gotowego materiału, którym będę się dzielić regularnie.

TaMalcherek PRZEDSTAWIA NAJNOWSZY SINGIEL "BEZCZAS" - POSŁUCHAJ!

Zaglądając do twojego biogramu dowiedzieliśmy się, że pochodzisz z muzycznej rodziny. Czy właśnie, dlatego zajęłaś się muzyką? Dla podtrzymania tradycji? Czy to po prostu bezwarunkowa miłość do tworzenia?

- Muzyka towarzyszy mi od początku, można by powiedzieć - płynie we krwi. Większość mojej rodziny na czymś gra, od pokoleń muzyka przeplata się w naszych historiach. W domu była od zawsze, moi rodzice są świetnymi muzykami, związanymi ze sceną bluesową, prowadzą również klub „Free Blues Club” w Szczecinie, który jest najstarszym tego typu miejscem w Polsce. To sprawiło, że wychowałam się na koncertach, otoczona dźwiękami. Rodzice również zaprowadzili mnie i mojego brata do szkoły muzycznej. I tak mając 6 lat zaczęłam grać na skrzypcach, brat na wiolonczeli. To związanie się z muzyką sprzyjało eksploracji tematu i choć poza tym próbowałam wielu innych dziedzin sztuki, nauki czy sportu, to jednak zawsze mi towarzyszyła i intensywnie oddziaływała na mój wewnętrzny świat. Wygląda to więc na przekazaną w genach bezwarunkową miłość (uśmiech).

ZOBACZ TEŻ:

Uczyłaś się śpiewu i gry na skrzypcach, co przeważyło, że jednak postawiłaś na śpiew i w tym kierunku zaczęłaś się rozwijać?

- Wydaje mi się, że ja szybciej śpiewałam, niż mówiłam, a przynajmniej takie noszę w sobie wspomnienia (uśmiech). Podobno mając trzy lata dumnie odśpiewywałam „Jestem kobietą” Edyty Górniak. Śpiewanie od zawsze było dla mnie bardzo naturalne i bardzo mnie do niego ciągnęło, chociaż na pierwszą lekcje emisji głosu poszłam dopiero w wieku 16 lat - wtedy już z dziesięcioletnim stażem skrzypaczki. Śpiewanie mocno mnie wciągnęło, w krótkim czasie zajrzałam do wielu stylów i technik, uczyłam się w kierunkach gospel, musical, jazz, następnie trafiłam na śpiew operowy, a w między czasie zakochałam się w bossa novie i sambie, które również towarzyszyły mi przez lata. Dość szybko zaczęłam eksplorować i mieszać ze sobą różne techniki, i muszę przyznać, że skrzypce, które bardzo kocham, nigdy mnie tak nie zaintrygowały jak właśnie głos.

Dziś możesz pochwalić się dyplomem dyrygenta Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawiem, prowadzisz też szkołę śpiewu. Na czym polega ta praca i jak przenika się z nią twoje dyrygenckie wykształcenie?

- Dyrygentura to jest dopiero coś! To trochę jak gra na wyimaginowanym instrumencie, trochę przesuwanie mas powietrza, trochę kierowanie energią zespołu, orkiestry czy chóru, to ruch, to kontakt, to decyzja w gestach, to uwaga na wielu płaszczyznach jednocześnie, to skanowanie dźwięku. Mam wrażenie, że do tego trzeba dojrzeć. Sama zrozumiałam sens i siłę gestu już po studiach, co dzisiaj bardzo pomaga mi w mojej pracy. Dyrygentura nauczyła mnie bardzo wiele o muzyce, interpretacji, o głosie i o ludziach, a przede wszystkim o tym, jak z nimi pracować. Praca dyrygenta to kontakt z człowiekiem, to rozmowa, to wspólne dążenie, to prowadzenie i trochę wzięcie odpowiedzialności za wykonanie, to sporo psychologii i pedagogiki, jednak wplecionych w artystyczny świat, co czyni je fascynującymi. Myślę, że to doświadczenie dopełniło mojej fascynacji głosem, a już profesorowie na studiach popychali mnie w kierunku nauczania. Pamiętam jak pani profesor Wacholc na egzaminie końcowym z Kształcenia Słuchu przepowiedziała, że będę miała swoją szkołę śpiewu, wtedy mnie to ogromnie zdziwiło i nie uwierzyłam tym słowom, dzisiaj wspominam je z uśmiechem i wdzięcznością za wiarę.

A po co wokaliści i wokalistki się szkolą? Czy w tej dziedzinie jest tak jak w innych (medycyna, architektura, sprzedaż), że cały czas trzeba się szkolić, aby być na bieżąco? Czy nie wystarczy talent, trochę wiedzy i doświadczenia scenicznego?

- Czy piłkarz, chociażby najlepszy na świecie, będzie dobrym piłkarzem bez regularnego treningu? Po dłuższej przerwie podczas meczu dostałby zadyszki, nawet jeśli ma wielki talent do strzelania goli. Śpiewanie, oprócz treści, to również pamięć mięśniowa. Żeby cały aparat dobrze funkcjonował i miał dobrą kondycję warto poświęć mu regularnie trochę uwagi. Pierwszym etapem więc jest szkolenie, zdobywanie wiedzy, technik, poznawanie swojego aparatu, studiowanie muzyki, a później utrzymanie tego w dobrostanie, a to też wymaga regularnej pracy. Warto poznać chociażby podstawy impostacji i emisji, chociażby po to, żeby nie robić sobie krzywdy, jaką wielu niestety sobie robi, zdzierając się przy każdym śpiewaniu. Głos wiele mówi o człowieku. Praca z nim to poznawanie wewnętrznej siły, to poznawanie wytrzymałości ciała, to trening cierpliwości, to nauka wyrozumiałości, to też pewnego rodzaju kontakt z duchowością, bo nie ma śpiewania bez wewnętrznego przeżycia. To połączenie dwóch światów, tego w środku z tym na zewnątrz. To gra na instrumencie zwanym „człowiek”, to bardzo zdrowa i niesamowita praktyka uważności, trening kondycyjny, oddechowy a jednoczenie nauka abstrakcyjnego myślenia. Uważam, że studiowanie swojego głosu to niezwykła przygoda, i jak we wszystkim - jedni robią to sami, inni potrzebują trenera.

Czy śpiewać (profesjonalnie) można zacząć będąc dorosłym? Oczywiście z perspektywą zajęcia się tym zawodowo?

- Bardzo nie lubię takiego doklejania etykiety z terminem ważności na ludziach i na potencjale ich doświadczeń. Zawsze jest czas, żeby zacząć i trochę walczę ze stereotypem, w którym ktoś może powiedzieć inaczej. Sama pracuje głównie z dorosłymi i uczyłam dwukrotnie starszych od siebie, więc wiek nie jest przeszkodą. Wielu moich uczniów dzisiaj z powodzeniem koncertuje i słuchamy ich w radioodbiornikach, a wszyscy trafili do mnie jako dorośli, więc tak, można, a jeśli tylko w środeczku tli się takie marzenie - to nawet powinno się.

Wolisz uczyć innych śpiewu czy raczej samodzielnie stawać na scenie?

- To są dwa inne doświadczenia, inne choć noszą w sobie pewne podobieństwa. Kocham je oba i czuję, że chcę między nimi wypracować pewien balans. Lekcje śpiewu to indywidualne spotkania, skupienie przede wszystkim na uczniu i jego odczuwaniu, to o nim historia, to na nim uwaga i to o jego głosie. Tam pomagam się odnaleźć i połączyć i uruchomić, tam jestem bardzo konkretna i wprost. Scena to dla mnie nieco inny świat, dzisiaj czuję, że będę go na nowo odkrywać. Tu mówię moją historię, moim głosem i miejmy nadzieje - w większym gronie. Z podobieństw to zależy mi na tym, żeby podobnie jak ucznia - poruszyć i uruchomić odbiorcę, a moja twórczość dotyka konkretnych tematów, nieraz bardzo wprost, co w jakimś stopniu oddaje mój charakter.

Jak często koncertujesz? Zdaje się, że zaczęłaś w dość młodym wieku?

- Koncertować zaczęłam jako nastolatka, byłam wtedy związana z kilkoma grupami szczecińskimi, sporo wtedy graliśmy, co bardzo dobrze wspominam. To były grupy coverowe i jazzowe, i chociaż bardzo lubiłam śpiewać na scenie, to czułam, że to nie do końca jest mój kierunek. Czułam, że nie chce się zajmować śpiewaniem czyichś piosenek, czułam się w nich nieautentyczna. Czułam, że chciałabym powiedzieć/zaśpiewać coś od siebie, ale jeszcze wtedy nie wiedziałam co. Dzisiaj też już mam na to nieco inne spojrzenie, a interpretacja i śpiewanie coverów nabrało innego znaczenia, jednak wtedy zrozumiałam, że jeśli mam być na scenie to również ze swoją muzyką. Zaczęłam więc swoje występy traktować bardziej wybiórczo, trochę tak na specjalne okazje, i tak często udzielałam się jedynie gościnnie na pojedynczych wydarzeniach. To oczywiście nie oznaczało braku kontaktu ze sceną. Moje studia wymagały ode mnie ciągłej obecności scenicznej, tylko w innym wydaniu. Jakoś jednak czuję, że pomimo licznych koncertów, które mam na koncie, jeszcze nigdy nie koncertowałam tak prawdziwie - że swoją twórczością koncertować będę pierwszy raz, czuję, że to jeszcze nieodkryty przeze mnie świat i jestem bardzo ciekawa tego doświadczenia, mojej wisienki na torcie.

Byłaś też uczestniczką programu „Fabryka Gwiazd”. Na rynku mamy dość sporo talent show i konkursów. Co o nich myślisz? Realnie pomagają w osiągnięciu celów?

- Wszystko zależy od wszystkiego. Jakie cele sobie obierasz? Czy znasz je? Czy wiesz gdzie idziesz? Czy wiesz po co? Ja poszłam po przygodę, naukę i doświadczanie, trochę nawet od niechcenia, nie szłam po sukces, nie szłam po karierę, w zasadzie to po programie odmówiłam podpisania kontraktu. Dobrze wiedziałam, że to nie jest ten czas. I ja to dostałam - przygodę i naukę. Nasze cotygodniowe koncerty na żywo, z towarzyszeniem orkiestry Adama Sztaby oglądało przed telewizorami 10 mln widzów, to naprawdę niesamowite doświadczenie. Znam wielu uczestników różnych talent show, którzy mieli inne założenia, jednym się udało, innym tak na pół gwizdka, innym wcale. Wnioskuję, że jest to świetne medium do pokazania się szerszej publiczności, zwłaszcza, jak już wiesz co chcesz (swoją drogą mogliby wyemitować powtórki Fabryki Gwiazd, to by mi nieco podbili zasięgi (śmiech). Jednak nie ma nic za darmo, a dzisiejsze umowy są bardzo wiążące, dlatego warto być ostrożnym i czytać, co się podpisuje, ale jeśli tylko ma się ochotę na odrobinę adrenaliny i szaleństwa - to spróbować może każdy (uśmiech).

Przed nami nowy rok i nowe postanowienia. Masz już jakieś?

- Na nowy rok i na stary, bezterminowo być dla siebie bardziej wyrozumiałą. I życzę tego nam wszystkim. Z bardziej przyziemnych kwestii to bardzo chciałabym opanować program Logic i sztukę produkcji muzyki (uśmiech).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński