Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tadeusz Cymański: Politycy nie są oderwani od społeczeństwa. To krew z krwi, kość z kości naszej. Będą wybory - proszę bardzo wybrać aniołów

Anita Czupryn
Tadeusz Cymański. Urodził się 6 czerwca 1955 roku w Nowym Stawie. Polityk, były samorządowiec, poseł na Sejm. W 2015 roku dostał się do parlamentu z list Prawa i Sprawiedliwości, z okręgu wyborczego w Gdańsku. W latach 1990-1998 był burmistrzem Malborka. Szachista. W 2003 pokonał byłego mistrza świata Anatolija Karpowa
Tadeusz Cymański. Urodził się 6 czerwca 1955 roku w Nowym Stawie. Polityk, były samorządowiec, poseł na Sejm. W 2015 roku dostał się do parlamentu z list Prawa i Sprawiedliwości, z okręgu wyborczego w Gdańsku. W latach 1990-1998 był burmistrzem Malborka. Szachista. W 2003 pokonał byłego mistrza świata Anatolija Karpowa fot. Przemysław Świderski
Twierdzenie, które teraz ciągle słychać: „To wy go zabiliście” jest dolewaniem oliwy do ognia. To nas nie zaprowadzi ani kroku dalej. Przeciwnie, może być jeszcze gorzej. Wyciszenie pretensji, słusznych nawet i skoncentrowanie się na sobie - to jest właśnie ta droga - mówi Tadeusz Cymański.

Uderzył się pan w pierś i zrobił rachunek sumienia?
Uderzyłem się dla zasady. Ponieważ w tym momencie, który teraz doświadczamy, nawet osoby, które nie czują obciążenia z powodu uczestniczenia w złych emocjach, w używaniu złego języka, powinny to zrobić. Pewnie, że u mnie też pojawiają się złe emocje, ale 21 lat jestem w polityce i zawsze była mi bliska zasada poszanowania drugiego człowieka. Nigdy nie miałem problemów ze słowami magicznymi, o których na pogrzebie prezydenta Adamowicza w Gdańsku mówił arcybiskup Głódź, czyli proszę, dziękuję, przepraszam. Kiedyś świętej pamięci Maciej Płażyński powiedział mi w Sejmie: „Dramatyczne jest to, że w życiu publicznym jest jej mało, a w polityce w ogóle jej nie ma”. Zapytałem: „Czego?” Usłyszałem - „Refleksji”. Staram się więc od czasu do czasu zatrzymać i oddać refleksji, której tak bardzo brakuje. Człowiek powinien się zastanawiać nad tym, jaki jest, co robi i jak reagują inni, bo często jest tak, że nasza postawa, bez żadnej intencji, może kogoś zaboleć, kogoś obrazić.

Czuje pan odpowiedzialność za to, jak się przy panu czują inni?
Tak. Tak. Uderzanie się w piersi nie dotyczy tylko tego, że mamy zrewidować swoje postępowanie. Musimy też postawić sobie pytanie, nawet jeśli sami nie mamy nic na sumieniu, to czy wystarczająco dużo zrobiliśmy, aby zła było mniej? Tragedia, która się wydarzyła, zmusza do zastanowienia się, co dalej? Czy bliskie są nam kanony i reguły wynikające z chrześcijaństwa i z kultury? Co z życzliwym napomnieniem? Czy mamy odwagę zwrócić uwagę innym, swoim kolegom, przyjaciołom?

Ma pan odwagę zwrócić uwagę swoim partyjnym kolegom?
Właśnie miałem zbyt mało tej odwagi. Albo zbyt mało wysiłku w to wkładałem, bo to nie jest tylko kwestia odwagi. To nie są łatwe rozmowy, to nie jest przyjemne ani wygodne. Ale w tym mieści się potęga życzliwego napomnienia.

Kogo by pan chciał napomnieć?
To zbyt osobiste pytanie. Napisane jest: „Jeżeli masz sprawę do brata swego, idź i powiedz mu to w cztery oczy. Jeśli cię nie usłucha, to idź ze świadkiem”.

Sam też popełniam błędy, ale raczej nie mam problemu, żeby umrzeć na chwilę - bo to jest śmierć pychy żywota - i przeprosić

Jaką refleksję wzbudziła w panu śmierć prezydenta Adamowicza? Wypowiedział pan słowa, których dziś żałuje? Przekroczył granicę w politycznym sporze?
Miałem taką sytuację: wysiada facet z pociągu w Warszawie na dworcu i naraz, zwracając się do mnie, rzuca nienawiścią: „Z kim ja jechałem!”. Ewidentnie zwolennik drugiej strony.

Co pan odpowiedział?
Niegrzeczny byłem. Chciałem przekląć w myślach, ale wypaliłem: „Kto panu każe jeździć pierwszą klasą”. Wkurzył się jeszcze bardziej. No, nieładnie się zachowałem. Nieelegancko.

Musiał pan odpowiedzieć w taki sposób? Miał pan okazję, żeby wroga zamienić na przyjaciela.
No nie, bo ja, proszę pani, też mam pazury. I mnie też włączają się złe myśli i emocje. Najgorzej, kiedy ktoś ma czyste sumienie - nieużywane. Wracając do refleksji, to mam też taką, że może powinienem odważniej zabierać głos, kiedy widziałem nadgorliwość w wydawaniu opinii i sądów. Zasady są mi bardzo dobrze znane, bo jestem miłośnikiem Dostojewskiego.

Ciekawe. Podobno Dostojewski nie lubił Polaków.
Nienawidził. Powiedział kiedyś, że gdyby się dowiedział, że ma w sobie kroplę polskiej krwi, to od razu by sobie otworzył żyły. Biografowie dociekali, dlaczego nienawidził Polaków. Jedna z hipotez mówi, że to była reakcja na wyniosłe wypowiedzi polskich zesłańców w Omsku, szlachty, która z pogardą mówiła o zbrodniarzach, o ludziach złych. Natomiast nie ulega wątpliwości, że cała twórczość Dostojewskiego, zwłaszcza „Bracia Karamazow” pokazuje, jak wielki dramat dotyczy zła. Dziś wszyscy mówimy o tragedii Pawła Adamowicza, ale myślę, że ważne jest również zastanowienie się nad tym młodym człowiekiem, który zniszczył szczęście rodziny, miasta, wielu ludzi. A jednocześnie przekreślił swoje życie. Bo o tym, jaki był Paweł Adamowicz, jako prezydent, to my wiemy. Krytyczne głosy to jedno, ale niewątpliwie decyzja Kościoła, który otworzył Bazylikę Mariacką, żeby mógł tam spocząć, jest znamienna. Jest czytelnym znakiem, jeśli chodzi o jego ocenę. Miał skromne, ale wspaniałe dzieciństwo, cudownych rodziców, którzy przekazali mu wartości. Zrobił wielką karierę, ale można powiedzieć, że los mu sprzyjał. Opatrzność była z nim.
Został zamordowany.
O zbrodniarzu, że użyję tego słowa o tym człowieku, powiedzieć, że miał pod górkę, to mało powiedzieć. Nie mówię o chorobie psychicznej, która dopełniła reszty, ale jest to postać mroczna, straszna i powiedzmy też - tragiczna. Żył w całkiem innym świecie. Na tym polega fenomen zła, jego tajemnica. Wracając do Dostojewskiego, którego w tej rozmowie przywołałem, to on w „Zbrodni i karze” sugeruje, że to nie Raskolnikow zabił Lizawietę Pietrowną. To my. To świat, który Raskolnika otaczał.

Panie pośle, zostawmy zbrodniarza; śledztwo prowadzi prokuratura. Czy wyobraża pan sobie, że politycy, których pan zna, również są zdolni do refleksji i doświadczą pozytywnej przemiany?
Absolutnie to sobie wyobrażam, ale chyba nadzieję mam mniejszą niż wyobraźnię.

Nie wiem, co lepsze.
Myślę, że lepsza jest jednak nadzieja. Ale czasem trudno ją mieć. Na pogrzebie prezydenta Adamowicza zaintonowano piękną pieśń, która mówi o omdlałej nadziei. „Nadzieję naszą omdlałą wzbudź. Daj przetrwać mężnie prób ciężki czas”. Ja na to wszystko patrzę przez pryzmat dwóch światów: rozumu i serca.

Dlaczego pana nadzieja jest omdlała?
Dlatego, że rozum, analityczny i chłodny, jest bezwzględny. Jest jak maszyna - analizuje. Pamiętam, jaki zryw był po śmierci Jana Pawła II.

Trwał dwa tygodnie.
Pamiętam, jak po katastrofie smoleńskiej był zryw.

Trwał tydzień. A dziś? Można mówić o narodowym zrywie?
Jesteśmy w tej chwili na etapie dyskusji i nasza rozmowa jest tego dowodem. Co dalej i czy ta tragedia, jak powiedział arcybiskup, uderzy w dzwon na trwogę. Nie chodzi o to, żeby wprost oskarżać nas, polityków, za tę śmierć. Ale żeby postawić sobie to pytanie, jakie pani zadała. Twierdzenie, które teraz ciągle słychać: „To wy go zabiliście” jest dolewaniem oliwy do ognia. To nas nie zaprowadzi ani kroku dalej. Przeciwnie, może być jeszcze gorzej. Natomiast wyciszenie pretensji, słusznych nawet, do innych i skoncentrowanie się na sobie - to jest właśnie ta droga. Do innych bądź adwokatem, a do siebie bądź prokuratorem.

Zamach na prezydenta Adamowicza to, pana zdaniem, też zamach na polskie państwo?
Myślę, że publiczna zbrodnia, bez wyraźnych motywów osobistych, bo obłędne poczucie krzywdy to nie jest motyw, to zemsta za urojone krzywdy, była zamachem na urzędnika państwowego i to wysokiej rangi. Dlatego reakcje są tak potężne. Pomijam już aspekt ogromnego konfliktu politycznego, choć znamienne jest, że tu się odezwali wszyscy. Będąc samokrytycznym i szukając odpowiedzialności w sobie i w swojej formacji, absolutnie nie mogę się zgodzić z próbą wykorzystania tej tragedii, już od razu, do doraźnych celów politycznych.

Kto wykorzystuje?
Dzieje się tak w wielu mediach. Jeśli ktoś w tytule bardzo poczytnej gazety pisze, że skromny dominikanin na pogrzebie przez 5 minut powiedział to, co arcybiskup przez 37 minut przemilczał, to dedykuję lekturę stenogramu arcybiskupa i pytam, co przemilczał? To jeden z przykładów. Albo jeżeli nawet krytycznie oceniając działanie telewizji publicznej, formułuje się zarzut, że to TVP odpowiada za tę śmierć. Prezes telewizji, krytykowany zresztą z różnych stron, zapowiada, że idzie do sądu. I wygra w sądzie.

Bo niesłusznie jest krytykowany, panie pośle?
Nie mówię tu o krytyce prezesa czy telewizji, tylko mówię o zarzucie odpowiedzialności za śmierć. I prezes wygra, bo trzeba miarkować, trzeba ważyć, a pani, jako dziennikarka wie najlepiej, trzeba dobierać słowa. Jest różnica, między mówieniem, że miałem udział w tworzeniu klimatu, miała w nim udział klasa polityczna, czy nawet miał udział mój obóz…
…ale przytacza pan tytuł poczytnej gazety. Czyli wina mediów?
Nie, nie. Czym innym jest to, że milczeliście, żeście mieli grzech zaniechania, że wprost wypowiadaliście takie opinie, które wzmacniały napięcie, budowały atmosferę konfliktu, nienawiść, nawet w rodzinach i że to wszystko tworzyło glebę. Podłoże. Klimat, który sprzyjał i będzie sprzyjał agresji. Przypomnę śmierć Marka Rosiaka, ale nie będę tu wnikać w szczegóły. Tylko zwracam uwagę, że to jest inny zarzut, niż sformułowania, które padły publicznie, że za śmierć Adamowicza odpowiada wprost telewizja. I na dodatek dzieje się to w momencie, kiedy powinniśmy miarkować słowa. Dziś też czytam: „Adamowicz na celowniku telewizji”. Co to znaczy być na celowniku? To znaczy: „Mam go na muszce, strzelam do niego”. Owszem, telewizja krytykowała Adamowicza, były czasy, kiedy publikowano artykuły, które mogły się nie podobać, a może nawet były stronnicze, nie wiem. Każdy ma prawo do własnych ocen. Ale to nie jest powód, żeby dzisiaj tak pisać. To dlatego moja wyobraźnia, moje wyczucie i doświadczenie mówią mi, że nadzieja jest omdlała i że prawdopodobnie będzie ostro. Żeby nie było jeszcze bardziej ostro. Bo bardzo łatwo jest podkręcić tę atmosferę, a bardzo ciężko ją zahamować. Myśmy się niejako już oswoili z tym klimatem. Ja też dostaję różne SMS-y, czy e-maile. Ktoś w internecie napisał: „Od wielu lat sieje nienawiść, co z nim robimy?”.

O panu?
Tak. „Cymański sieje nienawiść, co z nim robimy”. Po kilku godzinach zdjęto ten komentarz, ale to przykład jakiegoś szaleństwa. Internet to nie całe zło, ale na pewno otworzył drzwi bezkarności. Plunąć na kogoś, zwymyślać w oczy jest bardzo trudno. A poza tym mogę go podać do sądu. Ale w internecie ilość hejtu, a także bierność, przyzwolenie, jest przerażająca. Mówię o tym dlatego, żeby, zwłaszcza teraz, nie ulegać tej pokusie pójścia na ostro, że kiedy oni powiedzą tak, to ja im odpowiem tak. Rozum mówi mi, że trzeba szukać tego, co nas łączy. Zawsze uważałem, że ludzi więcej łączy niż dzieli.

To z kim z opozycji lubi pan rozmawiać? Kogo z polityków pan lubi?
Czy lubię? Na szczęście mogę się pochwalić, że mam bardzo dobre relacje. Mam czelność, albo odwagę powiedzieć, że mam szeroki smak do ludzi. Tak byłem wychowany. I myślę, że w każdej partii mam osoby sobie życzliwe i staram się też być dla nich życzliwy. Lubiłem czytać Tomasza Manna, a on, cytując chyba Goethego, powiedział, że na straszliwe meandry i tragedie polityki jest lekarstwo. To jest kultura, a szczególnie jej jeden aspekt; bardzo proste słowo. Uszanowanie. Poszanowanie drugiego człowieka. Nie trzeba żadnych traktatów demokratycznych ani komisji etyki, bo wystarczy sobie uświadomić, co to znaczy poszanowanie. Biorę sobie to do serca, choć sam też popełniam błędy, ale kiedy mi się coś przytrafi, to raczej nie mam problemu, żeby umrzeć na chwilę - bo to jest śmierć pychy żywota - i powiedzieć komuś „przepraszam”. Nic się nie zmieniło od dziecka. Jak miałem przeprosić siostrę, to umierałem, tak straszne to było uczucie. Dziś używam ironii, ale wystrzegam się szyderstwa. Jestem w sądach surowy, ale nie okrutny. Dużo mam wyrozumiałości, ale staram się nie pobłażać. To jest ta subtelna różnica i granica w zapędzaniu się.

Absolutnie nie mogę się zgodzić z próbą wykorzystania tej tragedii, już od razu, do doraźnych celów politycznych

Nienawiść jest zaraźliwa?
Przede wszystkim w katechizmie jest gniew, jeden z grzechów głównych, obok lenistwa, nieczystości czy pychy. Ale nie ma w katechizmie nienawiści. Nienawiść to coś więcej. To matka gniewu. Są chwile, kiedy każdy z nas ją czuje. Niektórzy mówią, że człowiek bliżej jest do nienawiści niż miłości. Bo nienawidzić kogoś, to znaczy go czuć. Czuć jego oddech, śledzić go. A przede wszystkim nienawiść jest pragnieniem zła, czasem unicestwienia znienawidzonej osoby. To straszna siła. Bardzo pociągająca.

Kiedy obserwuje się ją w sobie, w sposób świadomy, to ona znika. Można ją opanować.
Pani redaktor, ja o tym Dostojewskim mówiłem nie od parady. To jest pewna tajemnica. Na pewno ważne jest wychowanie, charakter, ktoś powie, że praca nad sobą. Ale każdy chce być dobry, ba, każdy uważa, że jest dobry. Pan Schetyna też, kiedy powiedział: „Niech to wezmą do serca ci, których to dotyczy”. Moim zdaniem, to była niefortunna wypowiedź.

Łatwiej jest bić się w cudze piersi niż swoje?
Nie mogę się zgodzić z takim wskazaniem, że oto jest ktoś, jakaś grupa, która jest winna śmierci. Jest zabójca, będą stwierdzone okoliczności, natomiast wszyscy powinniśmy wziąć do siebie to, co się stało. Dlatego uważam, że wypowiedź Grzegorza Schetyny, wyraźnie zaadresowana do nas, była wyjątkowo niefortunna. Nie mówię o tym po to, żeby się pastwić, ale żeby pokazać, że to nie jest tak.
Pan Kurski też nie uderzył się w swoje piersi, tylko w pana Schetyny. I można tak żonglować bez końca.
Dlatego najbliższe mi jest takie widzenie świata, że to jest kwestia indywidualnej przemiany każdego z nas. Tylko to może dać efekty. Redaktor Rymanowski pytał mnie dzisiaj, czy będzie zawieszenie broni. Odpowiedziałem, że dobre pytanie, bo już wie, że pokoju nie będzie. Tylko zawieszenie broni. Zatem droga do pojednania jest bardzo długa i ciężka.

Dostrzega pan korzyści z tego, że polityka jest wojną?
Pani redaktor. Zmarły niedawno Stephen Hawking powiedział, że największe wynalazki, odkrycia ludzkości, były owocem rozmowy. A największe nieszczęścia, wojny, były skutkiem braku rozmowy. Co tu więcej dodać?

Dlaczego tej rozmowy nie ma? Bo łatwiej jest się nienawidzić?
Bez wątpienia, zło jest bardziej atrakcyjne. Ale polityka i politycy nie są oderwani od społeczeństwa. To krew z krwi, kość z kości naszej. Będą wybory - proszę bardzo wybrać aniołów. Takich, którzy będą się całować i mówić: „Wielce szanowny, mój przyjacielu panie pośle, był pan łaskaw zadać pytanie…”. Proszę takich znaleźć i na nich zagłosować. Trzeba to ludziom powiedzieć w oczy. Proszę wziąć do ręki tabloidy i poczytać, w jakim świetle w ostatnim roku stawiały polityków. Samo zło! A teraz, po zamachu napisali: „Nie darujemy wam!”. To oskarżenie tak bezczelne i prymitywne, że ręce załamać można, proszę pani. Nie mam na to recepty. Może gdybym miał, byłbym kimś innym. Jeden z najmądrzejszych ludzi, nieżyjący papież, w Sejmie powiedział do posłów, że trzeba sięgać do przeszłości i zacytował Piotra Skargę. Zdanie niezwykłej piękności, które dzisiaj aż woła: „Nie chowajcie wielkoduszności w komorach i skarbnicach waszych”. Być wielkodusznym dla męża, który mnie zdradza. Być wielkodusznym dla szefa, który mnie gnębi. Być wielkodusznym dla przeciwnika, który nazwał nas „watahą”. Być wielkodusznym to znaczy być wspaniałomyślnym. Być ponad. Najtrudniej jest być ponad tym, co jest niskie. Pokonać te wszystkie: „Ja ci, k… pokażę!” w sobie. Nie chcę jednak moralizować i biadolić, ale myślę sobie, że nic po naszym wysiłku i rozmyślaniach, tylko trzeba robić swoje i złożyć jakieś postanowienia. Na pewno będę się starał miarkować jeszcze bardziej. Choć uchodzę raczej za gołębia, przez co jestem może mniej atrakcyjny politycznie; mniej pożyteczny.

Zauważył pan, że dziś, nawet kiedy mówi się prawdę, to ona też może zostać uznana za mowę nienawiści?
Prawdą jest, że prawda nas wyzwoli, ale trzeba też pamiętać, że bardzo ważny jest sposób, w jaki ją mówimy. Od swojej nieżyjącej już szwagierki dostałem raz książkę z dedykacją. Zamieściła słowa, chyba Franciszka Salezego: „Jeśli masz prawdę powiedzieć cierpko, to lepiej ją zmilcz”. Dziwne słowa, prawda? A nawet budzą sprzeciw. Przecież prawdę trzeba wygarnąć! I to tak, żeby w pięty poszła. Święty Paweł mówił o życzliwym napomnieniu, ale Salezy poszedł jeszcze dalej. Cierpko to znaczy przecież mniej niż gorzko. Bo prawda w oczy kole. Nikt jej nie lubi. Ale trzeba tu jeszcze o jednej rzeczy powiedzieć: jakie są filary krytyki? Krytyka jest potrzebna, ale musi się składać z dwóch filarów. Pierwszy, to fakty. Sprawdzone, zweryfikowane, bezsporne, akceptowane przez dwie strony. A drugi - i tu jest dramat - to życzliwość. Krytyka jest po to, żeby było lepiej. Ale z faktami jest różnie. Czasami są naciągane, czasami medialne; czasami podejrzanego myli się ze skazanym. W polityce jednak krytyka nie jest skierowana w tym celu, żeby było lepiej, tylko żeby skompromitować, ośmieszyć, zhańbić, poniżyć, zdegradować przeciwnika. Utopić go. Unicestwić. Odebrać mu poparcie. Zgnoić. To nie jest krytyka. To krytykanctwo, choroba duszy. Taka jest rzeczywistość. Niektórzy robią to siłą inercji, bezwładnie. Ale najgroźniejsi są ci, którzy wiedzą, co robią i robią to z zimną krwią.

Dostrzegł pan w ostatnich dniach jakieś pozytywne zmiany w polityce?
To drobne zmiany. Wysiłek u naszych koleżanek i kolegach z opozycji, u sporej grupy; również u swoich. Dostrzegłem coś na kształt refleksji. Wydaje mi się to szczere; nie wiem, czy trwałe, ale trzeba w to wierzyć. Choćby na przekór rozumowi i faktom. Myślę, że ta tragedia może być dla nas szansą. Jeśli ona nie jest w stanie na nas podziałać, to co? Skoro Platforma wyciąga i suponuje różne rzeczy, to ja też mógłbym użyć w tym momencie emocji i wygarnąć to, co wyczytałem, zobaczyłem, usłyszałem. Wet za wet, oko za oko. Ale powiedziałem sobie, że dla dobra sprawy nic nie powiem. Milczenie to skarb wszelkiej polityki. Milczeniem zbędziesz, milczeniem dokażesz, milczeniem wyrozumiesz. A więc - morda w kubeł.

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński