Pani Mariola, mama chłopca, tylko na chwilkę pozostawiła go bez opieki, aby odebrać z przedszkola córeczkę, siedmioletnią Klaudię. Wtedy niebieski wózek z Michałkiem zniknął. Była godzina 15.30.
- Gdy wyszłam z przedszkola i zobaczyłam, że nie ma dziecka, pomyślałam najpierw, że to głupi żart mojego męża, pracującego tuż obok - mówi mama Michała. - Jednak, gdy zobaczyłam męża w pracy, wiedziałam, że moje dziecko ktoś porwał.
Rodzice natychmiast powiadomili policję, do akcji wyruszyły wszystkie policyjne patrole. Ojciec dziecka, pracownik sekcji informatyczno-technicznej w urzędzie pocztowym natychmiast skontaktował się z rodziną, razem wyruszyli na poszukiwanie dziecka.
- Około godziny 17.00 ustaliliśmy, na podstawie zeznań świadków rysopis kobiety, która mogła mieć związek z uprowadzeniem dziecka - mówi podinsp. Jan Pytka, koordynator akcji poszukiwawczej. - Policyjny pies złapał ślad. Prowadził on na stargardzki dworzec. Świadkowie wskazywali ten sam kierunek.
Dziecka szukali nie tylko policjanci i rodzina. Także strażacy, kolejarze, straż miejska, taksówkarze. Informacje o porwaniu słychać było na stargardzkich ulicach z megafonów policyjnych radiowozów. Mówili o nim księża w czasie mszy, w sklepach rozwieszono ogłoszenia. Stargardzianie sprawdzili się w tych trudnych chwilach. Nie tylko wskazywali miejsca, w których widzieli młodą kobietę z niebieskim wózkiem, ale sami zgłaszali się do pomocy w poszukiwaniach.
Zaangażowała się w nie również Lucyna Biała, mieszkanka Dębna Lubuskiego, bioterapeutka. W przeszłości niejednokrotnie wskazywała miejsca pobytu zaginionych ludzi, zagubionych zwierząt czy skradzionych samochodów.
- O porwaniu dowiedziałam się telefonicznie, jechałam wtedy samochodem - wyjaśnia. - Już wtedy, na gorąco stwierdziłam, że dziecko jest bezpieczne i może zmierzać w kierunku Szczecina. Byłam pewna, że stale się przemieszcza. Wyczuwałam, że w sprawę porwania zaangażowana jest jakaś kobieta oraz prawdopodobnie dwóch mężczyzn.
Po godzinie 18.00 w poszukiwaniach uczestniczyło kilkaset osób. Wielu ludzi na własną rękę poszukiwało dziecka. Zaangażowały się wszystkie korporacje taksówkarskie.
- Dostaliśmy od policjantów fotografię wózka, w którym znajdowało się dziecko - mówi Lilia Dębicz z Express Taxi. - To mogło pomóc w poszukiwaniach. Chcieliśmy pomóc zrozpaczonym rodzicom gdyż wszystkich nas poruszyła to porwanie. My także jesteśmy rodzicami, zdawaliśmy sobie sprawę z sytuacji, nasza pomoc była ludzkim odruchem.
Mama Michała przez cały czas jeździła w jednym z policyjnych radiowozów. Po godzinie 18.00 zaapelowała w telewizji o pomoc w odnalezieniu synka.
- Nie mamy wrogów, nie mam pojęcia kto mógł porwać Michałka - mówiła pani Mariola.
Apel okazał się skuteczny. Pojawiły się kolejne ślady, wszystkie prowadziły do kobiety z rysopisu.
- Włodka, ojca dziecka, darzymy ogromną sympatią - mówi Ireneusz Gąsiorek, także pocztowiec. - Wszyscy jego koledzy z pracy zaangażowali się w poszukiwania, w sumie piętnaście osób. Oprócz nas byli również przedstawiciele firm współpracujących z pocztą, wśród nich właściciel Zakładu Wielobranżowego Top-Instal oraz pracownik firmy Ultra-Tern.
Pocztowcy podzielili się na rejony, byli w stałej łączności z ojcem dziecka oraz policją. Przeczesywali działki, podwórka, różne zakamarki, gdzie ewentualnie niemowlę mogło zostać porzucone.
- Byliśmy wszędzie - mówi pan Włodzimierz, ojciec Michała. - Sprawdzaliśmy teren od Żarowa po Grzędzice. Pomagało mi wielu znajomych, także ludzie mi nieznani. Cała rodzina uczestniczyła w poszukiwaniach, nikt nie miał zamiaru bezczynnie czekać. Gdy chciałem wziąć z poczty latarkę okazało się, że moi koledzy zabrali już wszystkie.
Po sześciu godzinach intensywnych poszukiwań dziecko zostało odnalezione na stacji w Dąbiu przy przystanku autobusowym, skąd autobusy wyjeżdżają w kierunku osiedla Bukowego. Jeden z pasażerów pociągu jadącego do Szczecina zadzwonił na policję mówiąc, że w pociągu jest dziwnie zachowująca się młoda kobieta z dzieckiem w wózku. Pasażer wiedział, że w Stargardzie zaginęło dziecko. Rozmowy na temat porwania spłoszyły kobietę. Nie zdążyła jednak uciec. Zatrzymał ją patrol policji. Tata dziecka był jedną z pierwszych osób, która została powiadomiona o odnalezieniu dziecka. Wtedy jeszcze nie było wiadomo, czy jest to Michałek. Policjant z Dąbia, znajomy pana Włodzimierza, był jednak przekonany, że to on.
- O odnalezieniu Michała dowiedziałem się, gdy byłem przed budynkiem poczty na osiedlu Zachód - mówi tata dziecka. - Natychmiast wsiadłem do samochodu i pojechałem razem z kolegą z pracy. Nie mówiłem nic ani szwagrowi ani mojej żonie, to mógł być fałszywy alarm.
Pan Włodzimierz pojechał do szpitala w Zdrojach gdzie przewieziono dziecko na oddział pediatrii. To był Michałek. - Trudno opisać co wtedy czułem mówi pan Włodzimierz. - Byłem jednak niesamowicie szczęśliwy. Natychmiast powiadomiłem żonę.
Po kilkudziesięciu minutach rodzice byli już razem, a z nimi dziecko. Badania lekarskie wykazały, że Michał jest w dobrej formie i może wracać do domu. W Stargardzie, po złożeniu zeznań, byli około 2.30 w nocy. Ojciec położył się spać po godzinie, jednak nie spał dobrze, co jakiś czas się budził, mama nie spała do rana.
- Żałuję, że gdy dowiedziałem się o uprowadzeniu syna i wybiegłem z pracy, udałem się w kierunku al. Żołnierza - uważa tata dziecka. - Gdybym pobiegł w przeciwną stronę, ulicą Szczecińską, pewnie od razu dogoniłbym sprawczynię porwania.
Teraz, kilka dni po zdarzeniu rodzice dochodzą do siebie. Nadal jednak powracają do tamtych wydarzeń.
- Kobietę, która okazała się porywaczką Michała, po raz pierwszy spotkałam w sklepie dziecięcym przy ulicy Słowackiego - mówi mama Michałka. - Chciała kupić czapeczkę dla swojego dwumiesięcznego dziecka. Rozmawiałam z nią chwilę, pytała mnie czy mój synek jest zmarznięty. Częstowała mnie papierosem. Chciałam żeby sobie poszła. Jeszcze chwilę postałyśmy i ona oddaliła się w drugą stronę.
- Nie mieści mi się w głowie, że ta kobieta mogła tak szybko to wszystko zorganizować - uważa pani Mariola. - Jeszcze długo po zdarzeniu mnie i męża trzymały emocje. Gdy pomyślę, że mogłam więcej nie zobaczyć swego dziecka ...
Przy odnalezionym Michałku były ubrania, nie należące do niego. Kobieta, która porwała Michała ubrała go w rozmaite ciuchy. Dziecko nie było głodne.
- Po odnalezieniu nie jadło więcej niż wcześniej - twierdzi tata dziecka.
Rodzice pragną podziękować wszystkim za pomoc w odnalezieniu synka.
- Nie tylko policji i znajomym, którzy wykonali mnóstwo pracy. Dziękujemy wszystkim. Wielu ludzi, których nawet nie znamy, pomagało w poszukiwaniach. Należy być im wszystkim wdzięcznym - mówią rodzice.
Porywaczkę, osiemnastoletnią Ewelinę G., mieszkankę jednej ze wsi pod Płotami, przewieziono do stargardzkiej izby zatrzymań. Została przesłuchana przez policję i prokuraturę. Kobieta zeznała, że kilka miesięcy temu była w ciąży, potem poroniła.
- Badania lekarskie wykluczyły, że zatrzymana była niedawno w ciąży - wyjaśnia podkom. Piotr Hennig, oficer prasowy policji w Stargardzie. - Będzie ona odpowiadać za uprowadzenie, kradzież dokumentów oraz ich ukrywanie.
- Wystąpiliśmy do sądu o tymczasowe zatrzymanie tej kobiety - mówi prowadząca sprawę prok. Małgorzata Błaszczyk - Walaszkowska.
Z nieoficjalnych źródeł dowiedzieliśmy się, że porywaczka miała zamiar ukryć dziecko w jednym ze szczecińskich schronisk. Miała jego książeczkę zdrowia, więc mogła starać się wmówić innym, że jest to jej synek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?