Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sześć godzin strachu

Grzegorz Drążek
Jeszcze dziś rodzice Michałka nie mogą opanować emocji gdy wspominają dzień porwania.
Jeszcze dziś rodzice Michałka nie mogą opanować emocji gdy wspominają dzień porwania.
Wtorek, 15 stycznia 2002 r., na długo pozostanie w pamięci stargardzian. W tym dniu sprzed przedszkola nr 3 na osiedlu Zachód, uprowadzono dwumiesięcznego Michała.

Pani Mariola, mama chłopca, tylko na chwilkę pozostawiła go bez opieki, aby odebrać z przedszkola córeczkę, siedmioletnią Klaudię. Wtedy niebieski wózek z Michałkiem zniknął. Była godzina 15.30.
- Gdy wyszłam z przedszkola i zobaczyłam, że nie ma dziecka, pomyślałam najpierw, że to głupi żart mojego męża, pracującego tuż obok - mówi mama Michała. - Jednak, gdy zobaczyłam męża w pracy, wiedziałam, że moje dziecko ktoś porwał.
Rodzice natychmiast powiadomili policję, do akcji wyruszyły wszystkie policyjne patrole. Ojciec dziecka, pracownik sekcji informatyczno-technicznej w urzędzie pocztowym natychmiast skontaktował się z rodziną, razem wyruszyli na poszukiwanie dziecka.
- Około godziny 17.00 ustaliliśmy, na podstawie zeznań świadków rysopis kobiety, która mogła mieć związek z uprowadzeniem dziecka - mówi podinsp. Jan Pytka, koordynator akcji poszukiwawczej. - Policyjny pies złapał ślad. Prowadził on na stargardzki dworzec. Świadkowie wskazywali ten sam kierunek.
Dziecka szukali nie tylko policjanci i rodzina. Także strażacy, kolejarze, straż miejska, taksówkarze. Informacje o porwaniu słychać było na stargardzkich ulicach z megafonów policyjnych radiowozów. Mówili o nim księża w czasie mszy, w sklepach rozwieszono ogłoszenia. Stargardzianie sprawdzili się w tych trudnych chwilach. Nie tylko wskazywali miejsca, w których widzieli młodą kobietę z niebieskim wózkiem, ale sami zgłaszali się do pomocy w poszukiwaniach.
Zaangażowała się w nie również Lucyna Biała, mieszkanka Dębna Lubuskiego, bioterapeutka. W przeszłości niejednokrotnie wskazywała miejsca pobytu zaginionych ludzi, zagubionych zwierząt czy skradzionych samochodów.
- O porwaniu dowiedziałam się telefonicznie, jechałam wtedy samochodem - wyjaśnia. - Już wtedy, na gorąco stwierdziłam, że dziecko jest bezpieczne i może zmierzać w kierunku Szczecina. Byłam pewna, że stale się przemieszcza. Wyczuwałam, że w sprawę porwania zaangażowana jest jakaś kobieta oraz prawdopodobnie dwóch mężczyzn.
Po godzinie 18.00 w poszukiwaniach uczestniczyło kilkaset osób. Wielu ludzi na własną rękę poszukiwało dziecka. Zaangażowały się wszystkie korporacje taksówkarskie.
- Dostaliśmy od policjantów fotografię wózka, w którym znajdowało się dziecko - mówi Lilia Dębicz z Express Taxi. - To mogło pomóc w poszukiwaniach. Chcieliśmy pomóc zrozpaczonym rodzicom gdyż wszystkich nas poruszyła to porwanie. My także jesteśmy rodzicami, zdawaliśmy sobie sprawę z sytuacji, nasza pomoc była ludzkim odruchem.
Mama Michała przez cały czas jeździła w jednym z policyjnych radiowozów. Po godzinie 18.00 zaapelowała w telewizji o pomoc w odnalezieniu synka.
- Nie mamy wrogów, nie mam pojęcia kto mógł porwać Michałka - mówiła pani Mariola.
Apel okazał się skuteczny. Pojawiły się kolejne ślady, wszystkie prowadziły do kobiety z rysopisu.
- Włodka, ojca dziecka, darzymy ogromną sympatią - mówi Ireneusz Gąsiorek, także pocztowiec. - Wszyscy jego koledzy z pracy zaangażowali się w poszukiwania, w sumie piętnaście osób. Oprócz nas byli również przedstawiciele firm współpracujących z pocztą, wśród nich właściciel Zakładu Wielobranżowego Top-Instal oraz pracownik firmy Ultra-Tern.
Pocztowcy podzielili się na rejony, byli w stałej łączności z ojcem dziecka oraz policją. Przeczesywali działki, podwórka, różne zakamarki, gdzie ewentualnie niemowlę mogło zostać porzucone.
- Byliśmy wszędzie - mówi pan Włodzimierz, ojciec Michała. - Sprawdzaliśmy teren od Żarowa po Grzędzice. Pomagało mi wielu znajomych, także ludzie mi nieznani. Cała rodzina uczestniczyła w poszukiwaniach, nikt nie miał zamiaru bezczynnie czekać. Gdy chciałem wziąć z poczty latarkę okazało się, że moi koledzy zabrali już wszystkie.
Po sześciu godzinach intensywnych poszukiwań dziecko zostało odnalezione na stacji w Dąbiu przy przystanku autobusowym, skąd autobusy wyjeżdżają w kierunku osiedla Bukowego. Jeden z pasażerów pociągu jadącego do Szczecina zadzwonił na policję mówiąc, że w pociągu jest dziwnie zachowująca się młoda kobieta z dzieckiem w wózku. Pasażer wiedział, że w Stargardzie zaginęło dziecko. Rozmowy na temat porwania spłoszyły kobietę. Nie zdążyła jednak uciec. Zatrzymał ją patrol policji. Tata dziecka był jedną z pierwszych osób, która została powiadomiona o odnalezieniu dziecka. Wtedy jeszcze nie było wiadomo, czy jest to Michałek. Policjant z Dąbia, znajomy pana Włodzimierza, był jednak przekonany, że to on.
- O odnalezieniu Michała dowiedziałem się, gdy byłem przed budynkiem poczty na osiedlu Zachód - mówi tata dziecka. - Natychmiast wsiadłem do samochodu i pojechałem razem z kolegą z pracy. Nie mówiłem nic ani szwagrowi ani mojej żonie, to mógł być fałszywy alarm.
Pan Włodzimierz pojechał do szpitala w Zdrojach gdzie przewieziono dziecko na oddział pediatrii. To był Michałek. - Trudno opisać co wtedy czułem mówi pan Włodzimierz. - Byłem jednak niesamowicie szczęśliwy. Natychmiast powiadomiłem żonę.
Po kilkudziesięciu minutach rodzice byli już razem, a z nimi dziecko. Badania lekarskie wykazały, że Michał jest w dobrej formie i może wracać do domu. W Stargardzie, po złożeniu zeznań, byli około 2.30 w nocy. Ojciec położył się spać po godzinie, jednak nie spał dobrze, co jakiś czas się budził, mama nie spała do rana.
- Żałuję, że gdy dowiedziałem się o uprowadzeniu syna i wybiegłem z pracy, udałem się w kierunku al. Żołnierza - uważa tata dziecka. - Gdybym pobiegł w przeciwną stronę, ulicą Szczecińską, pewnie od razu dogoniłbym sprawczynię porwania.
Teraz, kilka dni po zdarzeniu rodzice dochodzą do siebie. Nadal jednak powracają do tamtych wydarzeń.
- Kobietę, która okazała się porywaczką Michała, po raz pierwszy spotkałam w sklepie dziecięcym przy ulicy Słowackiego - mówi mama Michałka. - Chciała kupić czapeczkę dla swojego dwumiesięcznego dziecka. Rozmawiałam z nią chwilę, pytała mnie czy mój synek jest zmarznięty. Częstowała mnie papierosem. Chciałam żeby sobie poszła. Jeszcze chwilę postałyśmy i ona oddaliła się w drugą stronę.
- Nie mieści mi się w głowie, że ta kobieta mogła tak szybko to wszystko zorganizować - uważa pani Mariola. - Jeszcze długo po zdarzeniu mnie i męża trzymały emocje. Gdy pomyślę, że mogłam więcej nie zobaczyć swego dziecka ...
Przy odnalezionym Michałku były ubrania, nie należące do niego. Kobieta, która porwała Michała ubrała go w rozmaite ciuchy. Dziecko nie było głodne.
- Po odnalezieniu nie jadło więcej niż wcześniej - twierdzi tata dziecka.
Rodzice pragną podziękować wszystkim za pomoc w odnalezieniu synka.
- Nie tylko policji i znajomym, którzy wykonali mnóstwo pracy. Dziękujemy wszystkim. Wielu ludzi, których nawet nie znamy, pomagało w poszukiwaniach. Należy być im wszystkim wdzięcznym - mówią rodzice.
Porywaczkę, osiemnastoletnią Ewelinę G., mieszkankę jednej ze wsi pod Płotami, przewieziono do stargardzkiej izby zatrzymań. Została przesłuchana przez policję i prokuraturę. Kobieta zeznała, że kilka miesięcy temu była w ciąży, potem poroniła.
- Badania lekarskie wykluczyły, że zatrzymana była niedawno w ciąży - wyjaśnia podkom. Piotr Hennig, oficer prasowy policji w Stargardzie. - Będzie ona odpowiadać za uprowadzenie, kradzież dokumentów oraz ich ukrywanie.
- Wystąpiliśmy do sądu o tymczasowe zatrzymanie tej kobiety - mówi prowadząca sprawę prok. Małgorzata Błaszczyk - Walaszkowska.
Z nieoficjalnych źródeł dowiedzieliśmy się, że porywaczka miała zamiar ukryć dziecko w jednym ze szczecińskich schronisk. Miała jego książeczkę zdrowia, więc mogła starać się wmówić innym, że jest to jej synek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński