Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczeciński maratończyk: "Najgorszy w tej tragedii jest fakt, że dotknęła ona sportu"

(mc)
Arkadiusz Skrzypiński jest dwukrotnym triumfatorem maratonu w Bostonie. Tu podczas zmagań w 2008 roku.
Arkadiusz Skrzypiński jest dwukrotnym triumfatorem maratonu w Bostonie. Tu podczas zmagań w 2008 roku. Archiwum własne
Szczecinianin Arkadiusz Skrzypiński trzykrotnie uczestniczył w maratonie w Bostonie. Jest jednym z jego triumfatorów. Poniedziałkowa tragedia bardzo go poruszyła.

W poniedziałek odbywał się w Bostonie jeden z największych i najpopularniejszych maratonów. Trzykrotnie brał w nim udział utytułowany parakolarz, Arkadiusz Skrzypiński. Zawodnik Startu Szczecin brał udział w imprezie w latach 2007-2009. W dwóch ostatnich latach jako pierwszy przejechał linię mety

- Wczoraj wieczorem, gdy kładłem się już spać, zerknąłem jeszcze, co się w świecie dzieje i doznałem szoku - komentuje całe wydarzenie Skrzypiński. - Nagle zaczęły dzwonić telefony, ludzie zaczęli wpisywać się w internecie. Niektórzy byli ciekawi, czy czasami mnie tam nie było. Ja staram się od tego wszystkiego odciąć, nie oglądać zbyt wiele obrazków z tej tragedii. Pierwsze moje reakcje to duże zdziwienie oraz smutek.

W tym roku Skrzypiński nie zamierzał wybierać się do Bostonu. W planach ma inne starty. - W Stanach Zjednoczonych każda taka impreza to małe święto. Serwisy nie informują o korkach w mieście, ale nadają komunikaty z samego wydarzenia. Na każdym słupie, praktycznie na każdym, wiszą plakaty zachęcające do wzięcia udziału w biegu. Maraton w Bostonie był zawsze otwartą imprezą. Różnił się tym znacznie od tego odbywającego się w Nowym Jorku. Tam trudno było się dostać przypadkowym ludziom w okolice Central Parku, gdzie ulokowana była meta.
W amerykańskich maratonach udział bierze spora liczba gwiazd różnego kalibru. Od tych telewizyjnych, przez filmowe, muzyczne i sportowe oczywiście.

- Tak nawet się zastanawiałem, co się stało z moim kolegą, który brał udział w maratonie - relacjonuje Skrzypiński. - Ale na szczęście wcześniej go skończył i pewnie już dawno był w hotelu. Wybuch nastąpił nie w momencie, gdy na metę docierali najlepsi, ale wtedy, gdy dobiegali ludzie przypadkowi, którzy startowali tam dla czystej przyjemności. Najgorszy w tej tragedii jest dla mnie fakt, że dotknęła ona sportu. I to nie sportu wyczynowego, ale tego amatorskiego. Tu ludzie wydali spore środki, by w ogóle pojawić się w Bostonie. By wraz z tysiącami innych ludzi, wspólnie biegać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński