Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczecinianka zachwyca stylem vintage i czaruje opowieściami o modzie. Przedstawiamy Zuzannę Gonerę i ubrania z ubiegłego wieku

Małgorzata Klimczak
Małgorzata Klimczak
Piotr Wolski |Kostia Anufriev| archiwum
Kiedy młoda kobieta nosi ubrania z ubiegłego wieku, niewątpliwie wzbudza zainteresowanie otoczenia. Staje się kolorowym ptakiem na szarych i nudnych ulicach miasta - zupełnie jak nasza rozmówczyni - Zuzanna Gonera. Najstarsza rzecz, jaką ma w szafie, ma 130 lat. Z kolei jednym z najciekawszych historycznie dodatków jest torebka przekazywana z rąk do rąk po kobiecie walczącej w powstaniu warszawskim. Ale to nie wszystko.

Skąd zainteresowanie strojem retro?

- Ja nie poszłam w retro, tylko w vintage. To są dwie zupełnie inne rzeczy. Retro to są współczesne ubrania inspirowane głównie latami 40. i 50., a vintage to są oryginalne ubrania z epoki. Oryginały, które mają po 70, 80 lat. Najstarsza rzecz, którą mam w szafie, ma 130 lat. Jest to wiktoriański żakiet, który da się dzisiaj nosić. Noszenie ubrań vintage to jeden z elementów mojego szerokiego zainteresowania historią. Już jako małe dziecko interesowałam się aspektami historycznymi. Zaczynałam jako sześciolatka zafascynowana starożytnym Egiptem, a skończyłam na studiach antropologicznych, gdzie mam dużo historii i archeologii. Z czasem moje zainteresowania zaczęły też dotyczyć ubioru, pracy na materiałach archiwalnych. Oglądałam coraz więcej zdjęć i coraz bardziej mi się to podobało i odkryłam, że takie ubrania można jeszcze znaleźć. A jest ich całkiem sporo i są pochowane w lumpeksach. Najbardziej interesuje mnie wiek XX. Zawsze też staram się poznawać historię ubrań, które kupuję.

ZOBACZ TEŻ:

Można poznać ich historię, jeśli ubrania są z lumpeksu?

- 
Tak. Można określić wiek ubrań, ponieważ moda zmieniała się co 10 lat. Poza tym ubrania mają metki lub inne elementy, po których można poznać, z jakiego kraju pochodzą albo w jakich zakładach zostały uszyte. Mam sukienkę austriacką z lat 40. ubiegłego wieku i ona ma metkę ze starym adresem, więc znalazłam w google ulicę w Wiedniu, przy której były zakłady, w których uszyto tę sukienkę. Czasami można dosyć głęboko dotrzeć do historii tych rzeczy. Najciekawsza rzecz, do której dotarłam, to torebka, którą dostałam w prezencie. Moja koleżanka miała kapelusz, który przetrwał Holocaust. Nie ma już właścicieli kapelusza, nie ma zakładów, które go wyprodukowały, a kapelusz przetrwał. Torebka jest ważna i najciekawsza, ponieważ dostałam ją od Uli, wolontariuszki opiekującej się panią, która walczyła w powstaniu warszawskim. Ula dostała ją w ramach podziękowania za opiekę, potem dała ją mi. Powstańczyni życzyła sobie, aby Ula tej torebki nie sprzedawała, tylko też dała ją komuś w prezencie. I to właśnie Ula znalazła kapelusz z Holocaustu na targu w Świdnicy. Po metce kapelusza udało się odnaleźć dokładne nazwiska zamordowanych ludzi mieszkających na tej samej ulicy, na której znajdował się zakład modniarski.

Szczecinianka zachwyca stylem vintage i czaruje opowieściami o modzie. Przedstawiamy Zuzannę Gonerę i ubrania z ubiegłego wieku

Jak pani znajduje te lumpeksy? Szuka pani w Polsce, za granicą?

- Trzeba liczyć na szczęście. Jest taki moment, że trafi się na sporo ubrań, a czasami nie ma nic przez pół roku. Na pewno sporo zależy od tego, skąd lumpeks bierze dostawy, bo najlepsze rzeczy są w tych, które biorą rzeczy z Niemiec i Anglii. U nas był komunizm, w sklepach niczego nie można było kupić, więc jak ludzie mieli odzież sprzed wojny, to wszystko zużywali do końca przerabiając na inne rzeczy. Babcia pokazywała mi zdjęcie siostry swojego taty w sukni ślubnej i to była naprawdę piękna suknia, ale w latach 60. została skrócona i pofarbowana na zielono, żeby powstała sukienka dzienna do szkoły. W krajach zachodnich te ciuchy leżały na strychach i teraz ludzie oddają je do lumpeksu albo do charity shopów w Anglii.

Które dziesięciolecie w modzie lubi pani najbardziej i dlaczego?

- Najbardziej mi się podobają lata 30. Wtedy kroje ubrań były najpiękniejsze. Czasami noszę lata 50., czyli rozkloszowane suknie na halkach, które zaprojektował Dior, ale ich nie lubię. Są dla mnie niepraktyczne, noszę głównie lata 30. i 40. Lata 50. bardzo rzadko, kojarzą mi się z nurtem 50’s Housewife, a ja się absolutnie z tym nie identyfikuję, więc ich unikam. Od czasu do czasu lubię też założyć styl art deco, art nouveau (lata 20., epoka edwardiańska). W tym przypadku ubrania są najbardziej nasycone detalem, a ja uwielbiam detal, nie tylko w ubraniach, również w architekturze i w starych przedmiotach. Dla mnie niesamowite jest to, że kiedyś ludzie dbali nawet o to, żeby guzik w sukience był ładny, wyrzeźbiony i ozdobiony. Lubię też lata 20., ale lata 20. mało komu pasują do figury, więc unikam noszenia.

W mieście coraz częściej widuje się osoby, które noszą ubrania nawiązujące do przeszłości. Czy pani zna się z tymi osobami? Może wymieniacie się informacjami?

- W Polsce raczej się wszyscy znamy. To jest taka vintage community, czyli społeczność ludzi, którzy obserwują się w internecie. Wymieniają się inspiracjami, pokazują, jak dbają o rzeczy. Co jakiś czas też organizowane są targi i ludzie z całej Polski mogą się na nich spotkać, porozmawiać, wziąć udział w różnego rodzaju warsztatach, np. robienia starych fryzur. Ta wiedza zupełnie zanikła. Nie wiemy, jak nasze nasze babcie robiły swoje fryzury. Nie mamy też takich przyrządów jak one. Staramy się wymieniać wiedzą na temat vintage, bo tak naprawdę trudno ją znaleźć. Jeśli są jakieś publikacje, zawierają zazwyczaj omówienie mody, przedstawienie obrazków z żurnali itd. Ale nie ma w nich wiedzy, jak dbać o te ubrania, żeby ich nie zniszczyć, bo przecież nie można ich włożyć do pralki. To jest wiedza z doświadczenia. Nikt nas tego nie uczył, więc każdy z nas musiał zepsuć kilka rzeczy, żeby to doświadczenie zdobyć. Popularność vintage rośnie od 10 lat, więc osoby, które zaczęły się nim interesować na samym początku, mają za sobą wiele błędów, ale jednocześnie spore doświadczenie.

Szczecinianka zachwyca stylem vintage i czaruje opowieściami o modzie. Przedstawiamy Zuzannę Gonerę i ubrania z ubiegłego wieku

Jak pani wygląd oceniają inni?

- Różnie. Albo się to kocha, albo się tego nie lubi. Nie ma neutralnej reakcji na vintage. Ludzie w moim wieku uważają ten styl za ciekawy, kolorowy, indywidualny, a indywidualizm jest bardzo na topie, niezależnie od tego, w którą stronę się idzie. Starsi, z pokolenia moich rodziców i dziadków, reagują głównie bardzo dużym sentymentem. Czasami zatrzymują mnie na ulicy i mówią, że pięknie wyglądam. Pytają, gdzie kupić jakiś płaszcz, czy gdzie znaleźć. Niektórym taki styl się nie podoba i mają do tego prawo. Na pewno ten styl wzbudza dużo emocji wśród niektórych panów, którzy mają bardzo mylne wyobrażenie na temat tego, jakie ja mam poglądy. Przez to, że noszę sukienki, obcasy i maluję usta na czerwono - kojarzę się niektórym bardzo konserwatywnie. A to nie do końca tak jest. Moja praca licencjacka na antropologii dotyczyła tego, jak stereotypowo są postrzegane kobiety ubierające się w vintage, a jakie są naprawdę. Robiłam wywiady z dziewczynami, które zbierają ubrania, mają suknie ślubne razem ze zdjęciami kobiet, które nosiły te suknie w latach 30., docierają do historii typu torebka z powstania warszawskiego, bo ich to po prostu interesuje. A stereotypowo się na nas patrzy jak na grzeczne panienki, które co niedziela chodzą do kościoła. A większość osób ze społeczności vintage to osoby LGBTQ+, wyznające pogańskie religie, z wykształceniem wyższym historycznym.

W ogóle nie przyszłoby mi do głowy, żeby myśleć, że takie osoby mają konserwatywne poglądy. Raczej jest to odważne i awangardowe. Na tle takich osób szczecińskie ulice wyglądają szaro i ponuro.

- To prawda. W Szczecinie dużo mniej osób mnie zaczepia i reaguje na mnie pozytywnie niż we Wrocławiu, gdzie studiuję. Widzę dużą różnicę w otwartości tych miast. Wrocław jest bardziej otwarty. Ludzie ubierają się kolorowo i z pomysłem, a w Szczecinie niestety nie. Niektórzy patrzą na mnie dziwnie i pytają, po co tak na siebie zwracam uwagę.

Łączy pani swoje zainteresowania z pracą?

- Traktuję mój wygląd trochę jako formę sztuki, bo ja uwielbiam malować i to jest też przeniesienie moich rysunków na mnie. Jeżeli możemy się otaczać pięknem, czemu tego nie robić? Na razie dorabiam sobie do studiów i pracuję w księgowości. Chcę skończyć antropologię, a potem jeszcze archeologię sądową, bez tych dyplomów nie mogę podjąć pracy w zawodach, które mnie interesują. Mam nadzieję, że potem będę mogła pracować w muzeum lub w biurze konserwatora zabytków. Hobbystycznie też działam w Stowarzyszeniu Denkmal Pomorze. Dzięki temu mam kontakt z historią niematerialną i materialną. Mogę się zajmować zabytkami, sprzątać cmentarze, czyścić płyty, pracować na archiwach. To jest to, w którą stronę chcę pójść. Jak wyjdzie, zobaczymy. Mam nadzieję, że wyjdzie.

Zuzanna Gonera na co dzień ubiera się w stroje z dawnych lat. Studiuje antropologię na Uniwersytecie Wrocławskim, od dziecka interesuje się historią. Jest bardzo zaangażowaną członkinią stowarzyszenia Denkmal Pomorze, w którym pogłębia swoje zainteresowania historyczne.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Co włożyć, a czego unikać w koszyku wielkanocnym?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński