Skąd się wzięła twoja miłość do gotowania?
- To nie była raczej miłość, a bardziej przymus. Moi rodzice wyjechali zagranicę do pracy, jak byłam dzieckiem. Zostałam poniekąd zmuszona do samodzielnego gotowania. Miałam około 13 lat. Wcześniej moja styczność z kuchnią była bardziej pomaganiem przy świętach i obiadach. Później obowiązkiem, ale z tego zrodziła się pasja.
Trwają przygotowania do świąt, zdradzisz nam, co było na świątecznym stole małej Natalii? Jakie miałaś i masz ulubione potrawy?
- Klasyką były pierogi, ale nie mogłam ich robić (śmiech). Babcia mi zawsze zarzucała, że nie potrafię ich lepić, dlatego mogłam tylko wykrawać kółeczka. Oczywiście z czasem podciągnęłam się w tej produkcji. Jednak moim ulubionym zajęciem jest i było krojenie warzyw do sałatki jarzynowej. W ogóle to moja ulubiona sałatka. Mogłabym ją jeść cały czas, nawet po świętach. Później, jak zaczęłam przygotowywać święta z mamą, to nawet zorganizowałyśmy sobie zawody, która z nas zrobi więcej uszek i pierogów.
ZOBACZ TEŻ:
Jaki macie rekord?
- Ubiegłoroczne święta były trochę skromniejsze, ponieważ po śmierci babci świętujemy w mniejszym gronie, ale za życia babci rekord to było 300 pierogów.
A ulubione słodkości?
- Ciasta robimy masowo (uśmiech). Makowce czy serniki na ciepło i zimno to podstawa. U dziadków od strony taty zawsze rządziła kutia. Kiedy myślę o tym z perspektywy dzieciństwa to zawsze bardziej byłam zaangażowana w jedzenie, a nie gotowanie (śmiech).
Zdradzisz nam ulubione wspomnienie związane ze świętami?
- Może to nie stricte święta, ale okres świąteczny. Zawsze napełnia mnie nostalgia, jak sobie przypomnę czasy szkolne, gdy rano wstawałam i w całym domu pachniało świętami. Siadałam obok babci w kuchni, a ona od rana do wieczora była pochłonięta pracą. Nie chciała, żeby ktoś jej pomagał. Głównie z nią rozmawiałam. Chodziło o wspólne spędzanie czasu. Dla mnie to miłe, ale też i melancholijne wspomnienie.
Wszystkie twoje doświadczenia kulinarne zaprowadziły cię do pracy w kawiarni i programu Masterchef. Taki był plan? Czy to raczej przypadek?
- Tak wyszło (śmiech). Jak zaczęłam pracować w kawiarni, to gotowanie było zawsze gdzieś obok. Wtedy sobie uświadomiłam, że ta gastronomia to jest coś, co mnie interesuje. Pracowałam też m.in. jako kierownik restauracji. Masterchef przyszedł tak trochę z żartu. Mówiłam znajomym - zobaczycie, jeszcze tam się zgłoszę, bo robiłam im obiadki raz na jakiś czas. No i tak wyszło, że żartowałam, ale się zgłosiłam.
Doszłaś daleko w programie.
- Tak, zaszłam dalej niż sądziłam, bo do siódmego odcinka, czyli do TOP 10. Także mogę powiedzieć, że jestem 10. Masterchefem tej edycji.
Która konkurencja była twoją ulubioną, a której nie chcesz wspominać?
- Mam dwie ulubione – pierwsza z Anną Muchą, gdzie deser „zaprowadził mnie na balkon”. Usłyszałam wtedy tyle miłych słów, że chyba w życiu tylu nie usłyszałam! Konkurencję drużynową też miło wspominam. Był to dla mnie taki pierwszy kontakt z rzeczywistością, bo dopiero wtedy dotarło do mnie, gdzie ja jestem i co robię. Wcześniej nas zamknięto w hotelu, nie mieliśmy kontaktu ze światem. Wypuścili nas po jakimś czasie, wszyscy się na nas patrzyli. To było niesamowite. A najmniej ulubiona to tam, gdzie odpadłam. Plułam sobie w brodę, bo odpadłam na czymś, na czym myślałam, że mogę sobie lepiej poradzić.
Jakie masz plany po programie?
- Teraz jeszcze czerpię z tej wiedzy. Ciągle się doszkalam, biorę udział w mniejszych projektach i akcjach charytatywnych. Małymi kroczkami myślę o czymś swoim. W takim kierunku dążę.
Kotlety mielone z piekarnika z fetą
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?