Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczecinianin stworzył alternatywny przewodnik po Berlinie. Gdzie wiodą jego ścieżki?

Małgorzata Klimczak
Małgorzata Klimczak
archiwum prywatne Marek Defee
- Berlin jest miastem wciąż nie odkrytym – uważa Marek Defee, szczecinianin, który regularnie odwiedza to miasto i pokazuje je innym przez pryzmat swoich emocji. Niedawno wydał książkę „OffBerlin. Przewodnik alternatywny”, a my skorzystaliśmy z okazji, aby przejść się jego śladami.

Jak to się stało, że zakochał się pan w Berlinie?

- To uczucie jest we mnie od dawna. Zacząłem odwiedzać Berlin wiele lat temu, kiedy jeszcze był podzielony na Berlin Wschodni i Berlin Zachodni. W połowie lat 80. po raz pierwszy odwiedziłem Berlin Zachodni, bo we Wschodnim bywałem wcześniej jako dziecko z rodzicami. Berlin Zachodni na nas, przyjezdnych z szarej Polski, robił wtedy ogromne wrażenie. Był postrzegany jako miasto ładne, bogate, co niekoniecznie było prawdą, ale z naszej perspektywy tak to wyglądało.

Idealizowaliśmy wtedy miasta zachodnie.

- Tak. Te początki były bardzo nieświadome. Nie miałem świadomości, jaki ten Berlin naprawdę jest. Nie znałem offowego oblicza tego miasta. W Berlinie Wschodnim za offową dzielnicę był uważany Prenzlauer Berg, który był inną dzielnicą niż reszta, szczególnie blokowiska albo ścisłe centrum. Kiedy zacząłem być bardziej świadomy Berlina i lepiej go poznawać, dotarło do mnie, że w Prenzlauer Berg tworzyły się różne subkultury, muzyczne czy opozycyjne pod koniec lat 80., które sprawiały, że ta dzielnica była inna niż oficjalny Berlin Wschodni. Również ze względu na architekturę. Potem Prenzlauer Berg zmienił się z miejsca, w którym były secesyjne kamienice, w dzielnicę dla bogatych. To są częste zjawiska w dużych miastach.

ZOBACZ TEŻ:

Dla nas, szczecinian, Berlin też jest innym miastem niż dla reszty Polski. Polacy z innych części kraju często tego nie rozumieją.

- Jest dokładnie tak, jak pani mówi, ale też z drugiej strony dla wielu szczecinian Berlin jest ciągle miastem z dużym potencjałem, jeszcze mało odkrytym. Jeśli spojrzeć na rolę usługową Berlina jak koncerty, zakupy czy inne atrakcje – to zawsze przyciągało ludzi. Ale oni za chwilę wracają. Naturalnie korzystają z lotnisk, czasami też odwiedzają muzea. To jest podstawa naszych wizyt w Berlinie. Natomiast mało osób zdaje sobie sprawę z tego, że Berlin ma w sobie miejsca niezwykle klimatyczne. Berlin ma ponad 1700 mostów i mostków. To jest dużo więcej niż w słynnej Wenecji. Śmiało mógłby też konkurować z niektórymi miejscami w Paryżu. Berlin z racji tego, że jest niedaleko, daje szansę szybkiego przemieszczenia się ze Szczecina i tam można jeździć i odkrywać to miasto po swojemu. Ja w swojej książce nie pokazywałem najbardziej popularnych miejsc, ale takie, z którymi związane są moje prywatne emocje.

Każdy może też szukać w wybranej przez siebie dziedzinie.

- Tak. Jeżeli chodzi na przykład o sztukę graffiti, to Berlin jest jednym z najciekawszych miejsc na świecie. W mojej książce namawiam do tego, żeby jak najwięcej szukać na własną rękę. Dotyczy to także knajpek, gastronomii czy innych miejsc tego typu. Każdy może w tym mieście znaleźć to, co jest mu bliskie.

Ja kiedyś jeździłam do Berlina kupować płyty i miałam swój ulubiony sklepik w bocznej uliczce przy Alexanderplatz.

- Płyty rzeczywiście można było kupić w kilku miejscach w małych sklepikach.

Jak pan wyznacza swoje ścieżki?

- Czasami wymieniam się informacjami z innymi osobami, ale zazwyczaj spaceruję i sam odnajduję różne miejsca. Bardzo lubię ryneczki, ale niekoniecznie pchle targi, bo to jest odrębna kategoria. Mam na myśli raczej Wochenmarkt, czyli nietypowe rynki, w których można przysiąść, coś zjeść, obejrzeć rękodzieła. A jeśli chodzi o płyty, to często można je znaleźć w specjalnych miejscach. Oprócz Prenzlauer Berg lubię też Kreuzberg. Tam jest ładna ulica ze sklepikami. Okolice buntowniczej Oranienstrasse, gdzie odbywają się różne demonstracje i jest wielki misz-masz. Polecam też dzielnicę Köpenick, co prawda nie offową, ale to fajne miejsce na niedzielny chillout po sobotnich imprezach. W zasadzie jest inne miasto. Nie ma tam odrapanych miejsc, jest bardziej drobnomieszczańsko, ale jest offem w offie. Jest trochę nowych apartamentowców.

Kiedy panu przyszło do głowy, żeby się dzielić swoją wiedzą z innymi?

- Mój kolega, który też bardzo lubi Berlin, powiedział mi kiedyś, że mógłbym zacząć prowadzić blog czy napisać książkę. Książka jest dzisiaj trudną formą, ale zacząłem sobie to składać w głowie. Zacząłem pisać w 2015 roku i w ubiegłym roku we wrześniu książka ujrzała światło dzienne.

Gdzie można kupić tę książkę?

- Można ją kupić online przez stronę www.offberlin.pl, ale jest też do kupienia w kilku miejscach w Szczecinie. W Berlinie też można ją nabyć w jednym miejscu. Jest większe zainteresowanie niż się spodziewałem.

Ma pan nowe pomysły, żeby ludziom ten Berlin przybliżać?

- Jeżeli miałbym przybliżyć Berlin, to na pewno warto by było uzupełnić wydanie książki o nowe miejsca. Może lepszą formą niż książka, byłyby jakieś formy multimedialne. Na razie spontanicznie wrzucam różne zdjęcia i filmy na facebooka. Jest krócej, ale bardziej aktualnie. A wszystko jest przefiltrowane przez własne emocje. Może w przyszłości jakiś komiks. Taki pomysł mi chodzi po głowie. Ja ten Berlin naprawdę kocham, więc jestem wobec niego bezkrytyczny, co nie oznacza, że nie dostrzegam jego negatywnych stron. Ale wszystko ma swój urok. Na pewno warto się zainteresować sceną klubową, bo Berlin z tego słynie i ma już 100- letnią tradycję w tej dziedzinie. Zawsze był miastem wyzwolonym, dla niektórych obrazoburczym i takim pozostaje do dziś.

W latach 20. ubiegłego wieku Berlin słynął z klubów i wtedy też był dla niektórych obrazoburczy.

- Tak, dzisiejszy Berlin jest kontynuacją tamtego. Wiele osób odwiedza to miasto właśnie z tego powodu. Podobnie wiele osób odwiedza Berlin ze względu na clubbing. Dużo klubów w Berlinie ma to do siebie, że mają słynne trudne do przejścia bramki. Nie jest do nich łatwo wejść i nie ma klucza, jak do nich wejść.

Jak w słynnym klubie Studio 54 w Nowym Jorku.

- No tak. Podobno Elon Musk nie został wpuszczony do najsłynniejszego klubu w Berlinie. Tam nie ma jasno określonego dress codu. Albo się spodobasz, albo nie. Ale ogólnie jest fajnie, bo jednak to miasto, w którym słychać różne języki i wszyscy się tu dobrze czują. Berlin jest miastem, w którym możemy znaleźć wszystko, czego potrzebujemy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński