Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczecin. Zginęła, bo zobaczył rozpięty rozporek. Cztery lata więzienia dla byłego piłkarza za śmiertelne pobicie przyjaciółki

Mariusz Parkitny
Robert M. (na zdjęciu) od czternastu miesięcy nie pije, bo siedzi w areszcie. Za pół roku będzie mógł się strać o przedterminowe zwolnienie. Wczoraj poprosił o uniewinnienie. wyrok nie jest prawomocny.
Robert M. (na zdjęciu) od czternastu miesięcy nie pije, bo siedzi w areszcie. Za pół roku będzie mógł się strać o przedterminowe zwolnienie. Wczoraj poprosił o uniewinnienie. wyrok nie jest prawomocny. Fot. Marcin Bielecki
Wyrok zapadł dzisiaj przed Sądem Okręgowym w Szczecinie. To był smutny proces. Bo do więzienia idzie mężczyzna, który ze świetnie zapowiadającego się piłkarza stoczył się na samo dno. Przez zbieg fatalnych okoliczności, chorobę i alkohol. I brak silnej woli.

- Jeśli jeszcze kiedyś spróbuje pan alkoholu, to zapije się pan na śmierć, albo skończy w więzieniu - mówił sędzia

- To nie jest zły, ani groźny człowiek. Przecież, gdy nie pił znajomi powierzali mu swoje dzieci pod opiekę. Nie chciał jej zabić. Teraz będzie miał czas, aby zastanowić się nad swoim życiem - mówił w świetnym uzasadnieniu wyroku sędzia Grzegorza Kasicki.

Dlatego Robert M., były piłkarz Arkonii Szczecin karę więzienia będzie odbywał w systemie terapeutycznym. Sąd uznał, że przez chorobę i wypity tego dnia alkohol oskarżony miał w znacznym stopniu ograniczoną poczytalność. Nie zdecydował się jednak na nadzwyczajne złagodzenie kary. Robert M. w areszcie siedzi od lipca ubiegłego roku. Został zatrzymany, bo pobił śmiertelnie swoją przyjaciółkę Czesławę S. Wracali z alkoholowej imprezy. W kamienicy przy ul. Krzywoustego ona spadła ze schodów. On próbował ją podnieść. Zobaczył, że ma rozpięty rozporek. Wściekł się. Zaczął bić. Nie wiadomo ile razy i czym. Biegłym nie udało się tego ustalić. On przyznał się do kilku kopnięć i uderzeń ręką w twarz. Dziewczyna zmarło po kilku dniach.

- Wpieprz... jej - powiedział sąsiadowi, który zobaczył na schodach zakrwawioną kobietę.

Ale chwilę potem poprosił go, żeby wezwał pogotowie. Sam poszedł do domu. Kilka godzin później został zatrzymany. Pochodzi z rozbitej rodziny. Nie był wcześniej karany. Ma dobrą opinię. Skończył zawodówkę. Jego pasją była piłka nożna. W latach 80-tych rozpoczął grę w Arkonii Szczecin. Formalnie był zatrudniony na etacie milicjanta w oddziałach ZOMO. Ale w praktyce grał. Zdaniem trenerów, miał duży talent i mógł zrobić karierę. Czesia była największą miłością jego życia. Wybaczył jej nawet, gdy odeszła, jak zachorował. Wyszła za maż, urodziła dwoje dzieci. Potem zostawiła męża i wróciła do Roberta. A on już pił. W 1998 r. w niejasnych okolicznościach wypadł z okna bloku na ulicę. Doznał stłuczenia mózgu. Jest inwalidą z pierwszą grupą i zakazem pracy. Od tej pory ma napady padaczki. Mówi z kłopotami. Dostał wysoką rentę. Pił dniami i tygodniami. Najpierw sam, potem z Czesią. To była trudna miłość. Bo po pijanemu potrafi się pobić. Ale na trzeźwo byli wzorową parą.

- Oni naprawdę się kochali - mówili ich sąsiedzi.

Prokurator Elżbieta Muniak chciała 10 lat więzienia. Ale sędzia Kasicki tłumaczył, dlaczego wyrok jest ponad dwa razy mniejszy.

- Bo nie możemy patrzeć tylko na skutek przestępstwa, choć jest bardzo tragiczny. Są jeszcze inne okoliczności. Ze względu na wypadek postrzeganie świata przez oskarżonego jest inne. Miał w znacznym stopniu ograniczoną poczytalność. Ma takie defekty osobowości, które każą patrzeć na niego inaczej - mówił sędzia Kasicki.

Według psychiatrów upadek z okna i lata picia spowodował o piłkarza nieodwracalne zmiany w mózgu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński