Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczecin: Urzędnicy każą zlikwidować gołębnik schorowanemu staruszkowi

Piotr Jasina
- Nie wyobrażam sobie życia bez tych wspaniałych ptaków - mówi Franciszek Wyczawski.
- Nie wyobrażam sobie życia bez tych wspaniałych ptaków - mówi Franciszek Wyczawski. Fot. Andrzej Szkocki
- Gołębie to już nie tylko pasja, trzymają mnie przy życiu - mówi zrozpaczony Franciszek Wyczawski, łzy spadają mu po twarzy. Gołębie musi zlikwidować, bo przepisy nie widzą człowieka.

- Zamieszkałem tu z żoną w 1957 roku. Zaraz też w małej części strychu zbudowałem gołębnik - wspomina Franciszek Wyczawski z kamienicy przy ul. Mieszka I 97. - Całe życie pasjonowałem się tymi ptakami, zawodowo też fotografowałem. Teraz już tylko pozostało mi kilkanaście gołębi.

Pan Franciszek z trudem dochodzi do szafki. Jest schorowany, ma 77 lat. Wyciąga dokumenty, których nie jest już w stanie odczytać. Są to pozwolenia jeszcze z 1966 roku na trzymanie i hodowlę gołębi pocztowych wydane przez Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. Kolejny dokument ma pieczątkę Oddziału I Zawodowej Straży Pożarnej z 1977 roku. Potwierdza, że pomieszczenie zabudowano zgodnie z przepisami, może być wykorzystane jako gołębnik, zabudowa jest z materiałów niepalnych, nie stwarza żadnego zagrożenia.

Przeglądamy dziesiątki dyplomów, puchary.

- Te gołębie naprawdę trzymają go przy życiu, kiedy je widzi wraca mu energia, błysk w oczach - potwierdza pani Stefania, żona. - Nie mogę zrozumieć, dlaczego musi je likwidować. Skąd taka ludzka zawziętość?

Tłumaczy, że do wykorzystania jest puste pomieszczenie z jednej strony klatki schodowej. Ale tam może raz na pół roku ktoś, coś suszy.

- Ale ludzie nie chcą korzystać, nie chcą kluczy - dodaje żona. - Mieszkańcom klatki nie przeszkadza, że mąż trzyma tam kilkanaście gołębi.

Pan Franciszek zaprowadził nas na strych. Jest nad mieszkaniem państwa Wyczawskich. Pomieszczenie rzeczywiście jest czyste, w kącie pojemniki z ziarnem. Żadnego fetoru, brzydkich zapachów i ani śladu gołębi. Tylko ściany oblepione dyplomami zawodowego hodowcy. Okazało się, że gołębie są za zamkniętymi drzwiami.

- Pozostawiłem tylko kilkanaście sztuk, reszty się pozbyłem, odrobaczam pomieszczenia systematycznie - mówi pan Franciszek.

Sąsiad Tadeusz Sikora mieszka w kamienicy też pół wieku.

- Nie widzimy problemu żadnego, nigdy nam nie przeszkadzało, że ma gołębnik na poddaszu, innym sąsiadom też nie - zapewnia. Jego żona kiwa tylko ze zdziwieniem głową.

- Nasyłają na nas sanepidy, straż miejską, nękają od dwóch lat - kontynuuje żona pana Franciszka. - Wiemy kto. Jeden z nich mieszka w sąsiedniej klatce.

Już w piśmie z 31 maja 2007 Wspólnota Mieszkaniowa Mieszka I 94-101 poinformowała Wyczawskich o skargach mieszkańców. Narzekali, że ma strychu jest gołębnik, są gołębie. Ptaki powodują dodatkowe koszty. Wspólnota wezwała pana do pilnego usunięcia karmy i gołębnika.

- Były oględziny, sanepid, przedstawiciele miasta - mówi Anna Maj ze Wspólnoty Mieszkaniowej Mieszka I 94-101. - Gołębie stwarzają zagrożenie sanitarne, poza tym gołębnik jest w części wspólnej nieruchomości, na strychu. Przepisy nie widzą człowieka, są sztywne. Organa wydały zalecenie, my jako administrator musimy dopilnować ich wykonania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński