Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczecin. Przed sądem ruszył proces robotników oskarżonych o masakrę jerzyków

Monika Stefanek
Sprawa ptasiej masakry trafiła do prokuratury dzięki Zofii Brzozowskiej (na zdjęciu z lewej) z Fundacji "Ratujmy Ptaki". Swój finał zaś znajdzie przed Sądem Rejonowym w Szczecinie.
Sprawa ptasiej masakry trafiła do prokuratury dzięki Zofii Brzozowskiej (na zdjęciu z lewej) z Fundacji "Ratujmy Ptaki". Swój finał zaś znajdzie przed Sądem Rejonowym w Szczecinie. Fot. Andrzej Szkocki
- Większość jerzyków można było uratować od zagłady - mówią świadkowie ptasiej masakry. - Urzędnicy nie zareagowali jednak na czas, a policja odesłała interweniującą w sprawie kobietę do... związku kynologicznego.

Wczoraj, przed szczecińskim sądem odbyła się druga rozprawa w sprawie zabicia, będących pod ochroną, jerzyków. Do masakry doszło dwa lata temu przy ul. Rapackiego podczas rozbiórki hali sklepowej. Swoje gniazda miały tutaj jerzyki, a także inne ptaki. Według świadków mogło zginąć od kilkuset do nawet kilku tysięcy ptaków.

Robotnicy, prowadzący rozbiórkę budynku nie przerwali prac, mimo wyraźnego polecenia straży miejskiej. Stało się to dopiero na polecenie wojewódzkiego konserwatora przyrody. Na ocalenie większości ptaków było jednak za późno. Świadkowie zgodnie twierdzą, że masakry można było uniknąć, a przynajmniej zminimalizować jej skutki.

- O sprawie zawiadomiłam najpierw Ligę Ochrony Przyrody, ale usłyszałam, że nie mogą mi pomóc. Problem przekażą zaś urzędowi miasta - opowiadała w sądzie Irena Pieńkowska, która jako pierwsza zainteresowała się sprawą rozbiórki hali, w której żyły ptaki. - Następnego dnia zadzwonił do mnie jakiś urzędnik i tłumaczył mi, że nie może nic zrobić w tej sprawie. Poradził bym dzwoniła po straż miejską i policję. Straż nie przyjechała na moje wezwanie, a policjant poradził mi zgłosić ptasi problem do związku kynologicznego.

W końcu pani Irenie udało się zawiadomić Barbarę Zorgę, prezes Zachodniopomorskiego Towarzystwa Ekologii Praktycznej. Wspólnie rozpoczęły ratowanie ptaków. Na miejscu pojawiła się straż miejska.

- Na ziemi leżało bardzo dużo gniazd. Mogło ich być nawet 50-70 - zeznawał Krzysztof Jewsiej, strażnik miejski, który był na miejscu interwencji. - Były też martwe ptaki. Wiele z nich było jeszcze nieopierzonych. Z kolegą zakazaliśmy dalszych działań przy rozbiórce hali. Prace nie zostały jednak przerwane. Nie pomogła też kolejna interwencja strażników. Dostępny dotąd dla wszystkich teren, został błyskawicznie ogrodzony. Kilka dni później na miejsce wjechał spychacz i zrównał z ziemią resztki hali. Wraz z nimi gniazda ptaków.

- Ptaków było tak wiele, że nie było możliwości, aby ich nie zauważyć - mówi Irena Pieńkowska. - Do tego wydawały dźwięki. Jerzyki jeszcze przez kilka dni po zburzeniu hali przylatywały w to miejsce i szukały młodych. To było bardzo przejmujące. Było ich tak wiele, że ludzie odruchowo chowali głowę w ramiona.

Proces w sprawie jerzyków jest precedensowy w skali całej Polski. Na ławie oskarżonych zasiada sześć osób. Są to m.in. inwestor i wykonawca rozbiórki. Jeśli sąd uzna ich winę, grozić im może nawet do 5 lat więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński