Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczecin: Ojciec walczy o dzieci z teściami. Policja i sąd nie pomagają

Mariusz Parkitny
Dramat wdowca, który domaga się oddania dzieci bezprawnie zabranych przez teściową. Prokuratura postawiła już kobiecie zarzuty. Policja rozkłada ręce, a sąd wyznacza kolejne rozprawy, które potem odracza.

- Jestem załamany. Nie wiem już co robić. Przecież to są moje dzieci. Boję się, że ta sytuacja odbije się na ich psychice. Dlaczego nikt nie może mi pomóc?! - mówi 45-letni Dariusz (nazwisko znane redakcji), mieszkaniec Szczecina.

Młodszy syn ma 2,5 roku, starszy 9 lat. Ostatni raz widział ich w połowie czerwca. Od tego czasu są u Lidii B.

Kobieta jest matką jego zmarłej przyjaciółki i babką ich dzieci. Wnuki wywiozła do swojego domu w nadmorskiej miejscowości, osiemdziesiąt kilometrów od Szczecina. Według prokuratury przetrzymuje je bezprawnie.

- Prowadzimy postępowanie w tej sprawie. Lidia B. jest podejrzana o zatrzymanie małoletnich osób wbrew woli ojca. Grozi za to do trzech lat więzienia - mówi prok. Włodzimierz Cetner,
szef prokuratury rejonowej w Świnoujściu.

Prokuratura złożyła wniosek do sądu rodzinnego o odebranie kobiecie wnuków i oddanie ich ojcu. I zaczęły się problemy. Trochę czasu zajęło ustalenie, który sąd ma się zająć sprawą. Okazało się, że w Szczecinie. Wczoraj miała zapaść decyzja, czy dzieci wrócą do ojca. Ale sąd odroczył rozprawę, bo do rodziny B. nie dotarło zawiadomienie o rozprawie. Kolejny termin
za dwa tygodnie.

Jutro minie pięćdziesiąt dni, gdy po raz ostatni widział synów.

- Co mam robić? Rozwalić drzwi mieszkania i zabrać synów? Wtedy sam będę przestępcą. W przeszłości byłem karany, ale winy już naprawiłem. Nie mogę być za to piętnowany do końca życia. Jestem dobrym ojcem i będę walczył o synów - zapowiada zrozpaczony ojciec.

Matka jego dzieci zmarła 12 czerwca. Nie byli małżeństwem, ale od ponad dziesięciu lat mieszkali razem. Dwa dni wcześniej kobieta źle się poczuła. Trafiła do szpitala. Miała krwotok wewnętrzny. Pękła jej śledziona. Lekarzom nie udało jej się uratować. Rodzina zmarłej twierdzi, że to pan Dariusz przyczynił się do jej śmierci. Sprawę bada prokuratura. Śledztwo ma się
zakończyć w sierpniu. Na razie nie ma dowodów obciążających mężczyznę.

- Ma status świadka - mówi Norbert Zawadzki, szef prokuratury rejonowej Szczecin-Prawobrzeże.

Ma też pełne prawa rodzicielskie do synów. Gdy rodzina zmarłej zawiadomiła policję, był przesłuchiwany na komisariacie jedenaście godzin. Dzieci wziął ze sobą. Nie miał ich z kim zostawić. Na komisariacie były też Lidia B. i jej druga córka.

- W obecności policjantów zgodziłem się, aby babcia zajęła się wnukami na czas przesłuchania. Na drugi dzień miała mi je oddać. Zarzuty, że zabiłem Anię to bzdury. To ja wzywałem pogotowie i próbowałem ją ratować - opowiada.

Po przesłuchaniu został zwolniony. Lidia B. z córką zawiozła dzieci do domu nad morzem. Trzy dni później najpierw osobiście, a potem z pomocą policji ojciec próbował odebrać synów. Ale w mieszkaniu Lidii B. nikt nie otworzył drzwi.

Na siłowe odebranie dzieci policja musi mieć zgodę sądu rodzinnego.

- One mają u nas dobrze. Nie oddamy mu ich - powiedział wczoraj mąż Lidii B.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński