Można podsumować szczecińską architekturę jednym słowem?
- Architektura Szczecina na pewno nie jest tak skomplikowana, żeby mieć problem z jej opisaniem,
ale nie jest też tak jednolita, żeby jedno słowo wystarczyło.
Zatem spróbujmy w kilku zdaniach.
- Gdybym miał na szybko skatalogować architekturę Szczecina, podzieliłbym ją na przedwojenną i powojenną. Przedwojenna to ta historyczna, eklektyczna i modernistyczna. Powojenna to już konkretne okresy. Okres wyparcia architektury poniemieckiej, czyli skuwanie ozdobnych tynków na kamienicach. Zachwyt nowoczesnością i funkcjonalizmem lat 60. i 70., po którym nastąpił wyraźny spadek formy tego budownictwa. I czas wyparcia wszystkiego, co komunistyczne na rzecz styropianu i kolorowych elewacji. Myślę, że w tej chwili jesteśmy na etapie, kiedy w końcu potrafimy docenić to, czego dokonaliśmy w przejętym Szczecinie. W dodatku dzięki sukcesom filharmonii, Centrum Dialogu Przełomy czy basenu Floating Arena, stanęliśmy mocno na nogi i uwierzyliśmy w siebie.
ZOBACZ TEŻ:
Tylko czy nie uwierzyliśmy w siebie za bardzo? Bo tak szybko, jak przywykliśmy do życia w „mieście architektury”, tak szybko zaczęliśmy pytać - co będzie następne? W odpowiedzi nic nowego nie powstało. To czas wygaszania pomysłów?
- Faktycznie, od pewnego czasu nie budujemy dużych publicznych obiektów architektonicznych, które mają tak silne oddziaływanie, jak filharmonia, muzeum lub nowy plac. Tylko czy co trzy lata musimy wznosić ikoniczny budynek? Powoli jest przygotowywany konkurs na duży gmach publiczny na Łasztowni, który przyciągnie spore zainteresowanie. Optymistycznie zakładając, w 2027 roku możemy spodziewać się efektów. Wcześniej na Łasztowni pojawi się Muzeum Morskie. Może nie będzie to obiekt tak znamienny jak filharmonia, ale dla miasta będzie miał duże znaczenie ze względu na funkcje, które nada Łasztowni. Od dłuższego czasu obserwuję rosnące zainteresowanie tamtymi terenami. I choć koparki jeszcze nie stoją na bulwarach, to ruchy biznesowe są bardzo intensywne, a działki regularnie drożeją.
ZOBACZ TEŻ:
Dobry projekt to drogi projekt?
- Obecnie, w ramach konkursu powstaje Centrum Aktywności Lokalnej w Podjuchach, bardzo przyzwoity budynek o niewielkim budżecie. Liczę też, że ziści się projekt biblioteki na Prawobrzeżu - również stworzony w ramach konkursu. Dokumentacja jest już oddana do urzędu i wcale nie potrzeba ogromnych środków, by ruszyć z pracami. Mam nadzieję, że takich projektów będzie więcej. Takich, które nie kosztują 200 mln, tylko 10 mln może 20 lub 30, ale wybranych w drodze konkursu, gdzie my, architekci ścigamy się na jakość. Dobry projekt na obiekt użyteczności publicznej, to właśnie taki wybrany w konkursie.
ZOBACZ TEŻ:
A co z projektami ideowymi? Trzy lata temu stworzył Pan projekt nadbudowy Bramy Królewskiej w Szczecinie, w ramach autorskiego cyklu „Ubytki”. Powinniśmy liczyć na realizację takich pomysłów?
- Akurat ten projekt nie powstał po to, by go zrealizować. Powstał, bo da się go zrealizować. Tak jak pani powiedziała - to projekt ideowy, ale to też pewien rodzaj mojej dyskusji na temat miasta. Oprócz niego przygotowaliśmy projekt postawienia dźwigu na placu Adamowicza, a w planach jest jeszcze nadbudowa Bramy Portowej. Wszystko w ramach cyklu „Ubytki”. Ubytki zamiast zabytki. Bo zabytki już mieliśmy. Pomnik Wdzięczności dla Armii Czerwonej został dosłownie wyrwany ze swojego miejsca. Szkoda, bo tworzył oś widokową i był zakończeniem Złotego Szlaku. Teraz zakończeniem jest żółty dziesięciopiętrowy blok. Moim zdaniem nie można czegoś „wyrwać” i tak tego zostawić. Stąd pomysł na dźwig w tym miejscu. Dźwig, który jest mocno kojarzony z naszym miastem i do tego można ten projekt zrealizować niewielkim kosztem. Podobnie z Bramą Królewską. To ubytek, bo czegoś w niej brakuje. Kiedy spojrzymy na historyczne zdjęcia, zobaczymy, że dawniej jej dach był zasypany wysokim wałem ziemnym wypełniającym pustkę pomiędzy reprezentacyjnymi szczytami. Wał został rozebrany, a między szczytami zostało coś na kształt siodła, tyle, że bez jeźdźca. Długo szukaliśmy pomysłu i formy, która wypełniłaby tę pustkę. W końcu udało się. I właśnie to ta nasza dyskusja. Publikujemy projekt i liczymy na wymianę zdań, zainteresowanie różnych środowisk architekturą.
Czy tylko skomplikowane i wielkie - dosłownie wielkie projekty dziś się liczą? Czy może mniej spektakularne, proste zabiegi, jak choćby ujednolicenie kolorów kamienic lub edukacja też są ważne dla naszej przestrzeni?
- Jedno i drugie jest ważne. Moja działalność, jako działalność zawodowa skupia się m.in. na projektowaniu skomplikowanych budynków i dużych projektów, ale to, czym zajmujemy się w SARP-pie, to przede wszystkim edukacja i promocja jakości w architekturze oraz wiedzy o niej. To są często działania niespektakularne. Polegające na godzinach rozmów z władzami miasta, żeby pewne rzeczy zrobić lepiej, żeby zorganizować konkurs, żeby coś wstrzymać i zrobić to za rok, zamiast dziś, ale źle. Wierzę, że te działania wnoszą i wniosą dużo do naszej przestrzeni miejskiej.
Co w takim razie wniosłoby pójście śladami Łodzi czy w Poznania, gdzie dawne przestrzenie przemysłowe są remontowane i adaptowane na nowo? Tam powstają lofty, centra kultury i kluby, a w Szczecinie takie nieruchomości się burzy, ewentualnie czeka aż wyniszczeją. Świetnym przykładem jest Stara Cukrownia.
- Myślę, że to duże uproszczenie. Usłyszeliśmy, że na peryferiach Szczecina wyburzono Starą Cukrownię i uważamy, że to nierozsądne, bo w Łodzi takie obiekty były remontowane. Tylko nie wiemy w jakim stanie był budynek i jakie możliwości dawał. Poza tym, jeśli chodzi o Łódź, to mówimy o obiektach poprzemysłowych ogromnej skali i wartości zlokalizowanych w centrum miasta. Nie mówimy o starych olejarniach czy starych szwalniach na obrzeżach. Tylko trzeba też uczciwie dodać, że deweloper zbankrutował na projekcie rewitalizacji łódzkich loftów Scheiblera. Do tego polecam pojechać do Łodzi, przejść się kilkoma ulicami, wrócić do nas i odetchnąć porządkiem, bo nawet jeśli mamy zniszczone kamienice i nie mamy przerobionych fabryk w centrum, to przynajmniej wszystko stoi prosto, a układ urbanistyczny śródmieścia jest niemal nienaruszony. Jeśli chodzi o Poznań, to mówiąc o globalnym przykładzie można powiedzieć o Starym Browarze, dziś galerii handlowej. Nowy-stary zabytek, w dużej mierze zbudowany od początku. Tylko, że znowu mówimy o obiekcie, który znajduje się w samym centrum miasta, w dodatku z potężnym inwestorem. Osobiście zupełnie nie odpowiada mi architektura Browaru i nie zazdroszczę Poznaniowi akurat tego budynku. Mają znacznie lepsze. Wylewanie łez, że u nas jest okropnie, a tam w Polsce tak pięknie i mądrze naprawdę nie ma sensu. Zapewniam, że „tam w Polsce” ludzie narzekają tak samo. Dla przykładu, w Częstochowie nie ma nawet miejskiego architekta i nie jest to dobre zjawisko. Z kolei w Warszawie decyzją prezydenta weszło rozwiązanie, aby każda inwestycja miejska czy publiczna była realizowana w drodze konkursu i choć nie przepadam za architekturą Warszawy, to rzeczywiście przyznaję, że jest to godne naśladowania.
Z drugiej strony, przecież byłoby nudno gdyby wszystkie miasta, dzielnice i osiedla wyglądały tak samo. Ale chyba z planowaniem przestrzennym też ciężko nam idzie?
- Piękno w różnorodności. Kiedy Stefan Kuryłowicz dostał zlecenie na bardzo duże osiedle zamknięte w Warszawie, podzielił je na kilka części i zaprosił do współpracy zaprzyjaźnione pracownie architektoniczne. Wiedział, że działka jest tak duża, że jeśli wszystko wyjdzie spod jednej ręki, to wpadnie się w taki kanał sztampy, że nawet jeżeli będzie ładnie, to będzie nudno. Ludzie nie lubią tylko ładnych przestrzeni. Ludziom czasem podobają się ruiny, miejsca brzydkie. Czasem ludzie najlepiej czują się na znienawidzonych blokowiskach, bo tam jest więcej oddechu, niż na nowych osiedlach gdzie nie ma nawet ławek. Nie da się wszystkim dogodzić. Jednak nie zwalnia nas to z obowiązku myślenia globalnego o mądrych planach miejscowych, o tym, że planowanie przestrzenne powinno obejmować całą Polskę. Nie chodzi tylko o Szczecin. Nie jesteśmy złym przykładem, raczej tym lepszym. Planowanie przestrzenne w kraju jeszcze nam się nie udało. To ogromny problem, którego pewnie ani jedna osoba, ani jedno ministerstwo w trakcie trwania jednej kadencji nie naprawi.
ZOBACZ TEŻ:
Może naprawią go kolejne ekologiczne wieżowce i domy?
- Oczywiście, to nie tak, że jestem przeciwnikiem rozwoju, ale myślę, że zamiast rozbudowywać - nieważne jak ekologicznie, powinniśmy dogęszczać miasto. To znaczy zabudować wolne przestrzenie w centrum, a nie na obrzeżach. Szczecin ma niecałe 400 tys. Ludzi, a powierzchnię Łodzi, która ma 800 tys. mieszkańców. A Łódź też nie jest gęsto zabudowana. Dobrym przykładm jest Bazylea, która ma pięciokrotnie większą gęstość zabudowy w stosunku do powierzchni zamieszkania, niż Szczecin. I to przy praktycznym braku wieżowców. Jeśli zabierzemy się za rozwiązanie tego problemu, to przestaniemy rozmawiać o tym, czy powinny być tańsze parkingi, podziemne parkingi, czy parkingowce. Kiedy miasto zagęści się, będzie tańsze i łatwiejsze w utrzymaniu dla włodarzy. Całe szczęście, zaczynamy to zauważać, bo rozległe miasto, to drogie miasto. Nas na nie nie stać. Rozlewanie się miast generuje potrzebę budowy infrastruktury technicznej i społecznej - przedszkoli i szkół, które w centrum wyburzamy.
Ale co z ekologią? W centrum miasta wyrósł Posejdon, biurowiec reklamujący się proekologicznymi rozwiązaniami. Na obrzeżach również pojawiło się kilka nowych domów. Moda, spisek, wymóg?
- Posejdon faktycznie jest certyfikowany Breeamem na poziomie very good - niemal najwyższym. To pierwszy tej klasy budynek w Szczecinie. Myślę, że niedługo nie będzie to już moda a wymóg. Zwiększają się parametry charakterystyki energetycznej, które muszą spełniać budynki, a my musimy je respektować. Chcemy zrobić budynek, to trzeba go tak zaprojektować, aby jego oddziaływanie na środowisko było coraz mniejsze. Wymogi zaostrzają się mniej więcej co dwa lata. Jestem przeciwnikiem spisków dziejowych, nikt nas do tego nie zmusza. Sami chcemy pozbyć się smogu, żyć zdrowiej i czyściej, trochę mniej psuć planetę. Jeśli nadal będziemy chcieli konsumować nasze otoczenie na tym poziomie co teraz, na pewno szybko odczujemy tego skutki. Tak naprawdę, najbardziej ekologicznym rozwiązaniem jest niebudowanie. Często to mówię osobom, które pytają mnie podczas projektowania domu jednorodzinnego o panele fotowoltaiczne czy pompy ciepła. Jeśli wybierzemy niebudownie, nie będzie setek metrów rur pod ziemią, nie będzie 200 mkw betonu, nie będzie nowej drogi i podjazdu, nie będzie przejechanych kilometrów do Włoch czy Niemiec po towar. A dzięki temu nie będzie śladu węglowego, co oznacza, że zdecydujemy się na najbardziej ekologiczne rozwiązanie (uśmiech).
Na ile więc funkcjonalna jest ta ekologiczność i inteligencja, którą próbujemy przemycać do budynków? Kiedyś przeczytałam takie zdanie - nowoczesny budynek jest jak chory na OIOM-ie - wystarczy wyjąć wtyczkę i po sprawie.
- To temat, o którym moglibyśmy zrobić osobny materiał. Wszystko zależy od rozsądku i skali wdrażania takich rozwiązań. Są osoby, które ze względu na pracę żyją z dala od swoich domów, pod ich nieobecność zdarza się, że przyjeżdżają np. kurierzy. Możliwość zdalnego otworzenia furtki na pewno jest tu pomocna. Inni wyjeżdżają na długo i na chwilę przed powrotem chcą wszystko uruchomić, tak żeby wejść do ciepłego mieszkania. To dobre i mądre metody. Jeśli je mamy, warto z nich korzystać. Jednak są też inne przykłady, niekoniecznie tak dobre. Na szczycie ich listy pierwsze miejsce zajmuje wentylacja mechaniczna. Jest oszczędna i szybka, dociera wszędzie gdzie tego chcemy. Natomiast taka wentylacja to system, który wymaga prądu, psuje się, trzeba go regularnie konserwować i czyścić. Jeśli go nie wyczyścimy, a często o tym zapominamy, przestanie być zdrowy i obróci się przeciwko nam. Na zachodzie obserwuje się powrót do wentylacji grawitacyjnej, tej samej, od której my wciąż staramy się odejść. Tylko, że tam wspomaga się wentylację grawitacyjną przy użyciu narzędzi, o których pani wspomniała, czyli inteligentnego sterowania całym budynkiem. W Austrii powstał budynek biurowy wentylowany grawitacyjnie, pozbawiony nawet ogrzewania i klimatyzacji. Wg. mnie to kierunek zmian ekologicznych.
Ludzie czy technologia są w takim razie problemem?
- Zdobycze technologii na pewno nie są problemem. Problemem jest złe budowanie i to na wielką skalę obiektów publicznych, osiedli i biurowców bez tych technologii. Uważam, że właśnie tam takie rozwiązania powinny funkcjonować, bo są w stanie oszczędzić mnóstwo ciepła, energii, spalin, itd. Moim zdaniem powinno to być wpisane jako wymóg. Na pewno trudno jest dać jedną odpowiedź w tym temacie. Ale dobrze że mamy inteligentne rozwiązania, bo możemy z nich korzystać. Możemy, ale nie musimy.
W przypadku nowych budynków o takie rozwiązania nietrudno. Ale co z kamienicami, co z blokami z wielkiej płyty?
- Problem szczecińskich kamienic jest dość złożony. Były budowane jako kamienice czynszowe. Właściciel, którego dziś pewnie nazwalibyśmy deweloperem wznosił budynek, a następnie udostępniał go na wynajem. Tak zarabiał. W ten sposób powstało prawie całe miasto. Niestety Szczecin, zresztą jak i inne miasta, abdykował z rewitalizacji tych budynków. W konsekwencji przeszły one na własność indywidualną ich lokatorów. To kilkanaście, czasem kilkadziesiąt osób, które muszą się ze sobą dogadać, chcąc np. odświeżyć elewację czy wymienić okna na klatce schodowej. Poniekąd to dobrze, bo chroni nas to przed sytuacją, kiedy jedna osoba wpada na pomysł pomalowania kamienicy na różowo, a reszta musi się dostosować. Tylko, że te wspólnoty nie są w stanie zrobić więcej, niż remont elewacji czy klatki. Nie dadzą rady odbudować przestrzeni wspólnej, naprawić podwórek, dostawić wind, bo wiąże się to ze zniszczeniem czyjegoś mieszkania, z nawiązaniem kontaktu z inną wspólnotą, rozpoczęciem współpracy z miastem. To nie są proste sprawy.
Misja niemożliwa?
- Wdrożenie jakichkolwiek większych rozwiązań, wymaga tego, co się stało na tzw. kwartałach norweskich na Turzynie. W skali kraju, to była modelowa rewitalizacja. Jej autorem jest szczecińskie Studio A4 Jacka Lenarta, który w tym roku dostał honorową nagrodę SARP-u. Tylko ta modelowa rewitalizacja wymagała najpierw wyprowadzenia ludzi z mieszkań, a później ich wprowadzenia. Ostatecznie większość lokatorów wciąż tam mieszka. Efekty wizualne nie są spektakularne i pewnie większość ludzi w Szczecinie nawet nie wie, że coś takiego miało miejsce, ale ten przykład podaje się w Polsce jako wzór modelowej całościowej rewitalizacji. Powtórzenie tego nie jest niemożliwe, ale bardzo, bardzo trudne. Wystarczy przypomnieć próbę rewitalizacji budynków wokół Deptaku Bogusława. Procedura wywłaszczenia trwała latami, w tej chwili jest na różnych etapach i nie wiadomo jak się zakończy. Potrzebne jest konsekwentne, całościowe podejście do tego tematu.
A bloki z wielkiej płyty? Nie powinniśmy ich ratować lub odwrotnie - burzyć? Podobno miały się walić.
- Bloki z wielkiej płyty obronią się i zostaną z nami. Nie zostaną wyburzone z podobnych powodów co kamienice. Właścicielami mieszkań w bloku są mieszkańcy bloku. Nie ma tam jednego jednego właściciela. Jest ich stu. Trudnym zadaniem jest spróbować przekonać sto osób, żeby razem ze swoimi rodzinami się przeprowadziło. Co prawda, jest kilka udanych przykładów takich działań. Najlepszy jest warszawski. Deweloper podjął ryzyko ze względu na atrakcyjność działki. Wywłaszczył mieszkańców, wykupił działkę, postawił tam osiedle i zapewnił mieszkańcom lokale zastępcze. Ale z każdym negocjował indywidualnie. Mieszkań powstało kilka razy więcej, zatem dla dewelopera było to opłacalne. Jednak nie sądzę, żeby takich działek było dużo w Szczecinie, w Poznaniu czy we Wrocławiu. Bloki w gruncie rzeczy nie są takie złe. Ich największą słabością od zawsze były miejsca łączeń płyt, które pod wpływem mrozów i temperatur korodowały. Teraz zalepione styropianem będą stały z nami 100 lat i nie ma co liczyć, że znikną czy się zawalą. To stosunkowo młode budynki. Zamiast narzekać na nie i ich kolory, powinniśmy zacząć myśleć o przestrzeni wspólnej między nimi, bo to dużo większy problem. Ludzie żyją w mieszkaniach i między blokami, nie na klatce schodowej i nie na elewacji.
Tu przykład. Pamiętam jak przy ulicy Jagiellońskiej wyremontowano elewacje kamienic, ale wciąż chodziło się po brudnym i krzywym chodniku. Dookoła panował chaos, więc nikt na te kamienice specjalnie na zwracał uwagi. W Toruniu zrobiono odwrotnie. Przebudowano ulicę Mickiewicza, wyremontowano ścieżki rowerowe, nasadzono drzewa i zrobiono chodniki, a budynków nie ruszono. Efekt był świetny, życie wróciło do tego miejsca.
Zamknięte osiedla można traktować jako alternatywę dla tych problemów?
- Powiedziałbym, że zamknięte osiedla to temat, który już przemija. Moda na nie panowała może z 10 lat temu i przywędrowała z Ameryki. W Szczecinie na szczęście nie powstało ich aż tak dużo. Na pewno to prawda, że lubimy zachwycać się rzeczami z Ameryki, tylko że Ameryka funkcjonuje zupełnie inaczej. Tam prawie nie ma miast naszego typu, szczególnie na południu, gdzie wielu ludzi faktycznie żyje w zamkniętych enklawach z dala od wszystkiego. Poza tym zmienia się nasza świadomość. Chęć życia w mieście wraca, następuje powrót do centrum. Ceny mieszkań znów są najwyższe właśnie w centrum. Ludzie zauważyli, że mieszkając na peryferiach, potrzebują dwóch samochodów, a jak dzieci są już dorosłe, ale jeszcze w liceum, to pod domem pojawia się trzecie albo i czwarte auto, korki się nie zmniejszają a wydłużają. Do tego trzeba kosić 1000 metrów trawnika, a my wcale nie mamy na to czasu i ochoty. W rezultacie powstają tzw. domy rozwodowe. Okazuje się, że lepiej mieszkać bliżej pracy i szkoły, niż w wielkim domu na przedmieściach. Cieszy mnie, że zaczynamy to rozumieć.
Czyli koniec końców, w Szczecinie nie jest tak źle. Narzekamy, ale robimy to bardziej hobbystycznie (uśmiech).
- Absolutnie nie mamy na co narzekać. Jakiś czas temu przeczytałem, że jeśli ktoś jest młody i chce się szybko dorobić, powinien
wybrać Warszawę, ale jeśli ktoś chce żyć, może za mniejsze pieniądze, ale w większym komforcie, to wybierze Szczecin. I coś w tym jest. Jako miasto mamy olbrzymi potencjał. Wiem, że słyszymy o tym od 60. lat i wciąż pytamy - co z tego wynika? Ale w rzeczywistości wynika wiele. Dziś Szczecin to jedno z najładniejszych miast w kraju, miasto, w którym większości rzeczy udało nam się nie zepsuć.
ZOBACZ TEŻ:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?