Jak bokser
Jak bokser
Pogoń zaprezentowała się niczym wytrawny pięściarz. Na początku była ostrożna, nie wiedząc na co stać przeciwnika. Później odważniejsza, ale nie zapominająca o obronie, zdająca sobie sprawa, że jeden cios może okazać się kluczowy dla losów spotkania. Wytrzymała w defensywie, a w ataku wykorzystała swoje atuty: lewą nogę Petasza oraz instynkt Lebedyńskiego. I wypunktowała rywala.
Pogoń Szczecin - GKS Katowice 3:0 (0:0)
Bramki: Petasz (64), Lebedyński 2 (74, 90)
Pierwsza połowa nie napawała wielkim optymizmem. Portowcy grali jakby trochę "bez mapy". Nie wiadomo gdzie podać, nie wiadomo do kogo, nie wiadomo kto ma wyjść na pozycję - tak wyglądało pierwszych 20 minut. Trzeba jednak docenić, że szczecinianie nie popełniali błędów w defensywie. Olgierd Moskalewicz zagrał z przodu, w środku pola trener Piotr Mandrysz postawił na Tomasza Parzego i Piotra Komana. Był tam mały problem. Często próbował pomagać Przemysław Pietruszka, który chyba lepiej czuje się w środku niż jako skrzydłowy, zwłaszcza prawoskrzydłowy. W ataku Piotr Prędota czasami był trochę za wolny, a czasami trochę za chaotyczny.
Po 20 minutach zaczęła zarysowywać się przewaga szczecinian. Jednak portowcy nie zaatakowali otwarcie. Goście z Katowic też byli skupieni na nie popełnieniu błędu i trwały szachy - czyli czyhanie na błąd przeciwnika. Niektórzy piłkarze wykonywający stałe fragmenty gry sprawiali wrażenie, jakby brakowało im czucia piłki - futbolówka po rzutach rożnych i wolnych często leciała za daleko.
Do przerwy było 0:0, a ten rezultat nie mógł zadowolić szczecinian. W miarę upływu czasu portowcy mieli prawo poczynać sobie bardziej nerwowo. Dynamicznymi akcjami na skrzydle chciał popisać się Marcin Woźniak, jednak rywale nie pozwalali mu się rozpędzić. W 56 minucie dobrą okazję miał Przemysław Pietruszka, bo goście dali się skontrować. Wpadł w pole karne, przerzucił piłkę na lepszą, lewą nogę, ale trochę za daleko - i strzał był niecelny.
Potem z dystansu próbował zaskoczyć bramkarza katowiczan Piotr Petasz. Wyszedł z tego strzału rzut rożny - i to jakby ośmieliło lewego pomocnika Pogoni. Piłkarza, który już dał się poznać jako zawodnik świetnie układający lewą nogę przy strzałach z dalszej odległości.
Nadeszła 64 minuta. Krótko wykonany rzut wolny i Petasz uderzył niesamowicie. W okienko bramki GKS nie trafił, ale i tak mocno i celnie uderzona piłka była poza zasięgiem dobrze broniącego golkipera katowiczan, Jacka Gorczycy. I około 12 tysięcy kibiców na stadionie oszalało ze szczęścia.
W tym momencie gra powinna się zmienić - i się zmieniła. GKS zaczął szukać okazji do wyrównania, otworzył się. Doszło do wymiany ciosów. Najpierw goście mogli wyrównać, ale w bramce Pogoni świetnie spisał się Krzysztof Pyskaty. Potem na 2:0 mógł podwyższyć Mikołaj Lebedyński, lecz przeniósł piłkę nad poprzeczką.
Jednak w 74 minucie Lebedyński przesądził o losach spotkania. Młody joker w talii Piotra Mandrysza pokazał, że jedną z najważniejszych cech dobrego napastnika jest umiejętność znalezienia się we właściwym miejscu. W 74 minucie Woźniak znów spróbował charakterystycznego dla siebie rajdu po "kresce", czyli przy bocznej linii. Tym razem się udało, wygrał pojedynek biegowy z obrońcą i wpadł w pole karne. Zagrał na krótki słupek, gdzie wyszedł Lebedyński. Skutecznie, bo napastnik portowców dostawił głowę do piłki i zaskoczył Gorczycę.
Ostatnie minuty to już święto na trybunach i czekanie na końcowy gwizdek sędziego. O jeszcze jeden powód do radości postarał się Lebedyński, który podwyższył na 3:0.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?