- Jak pękła ta tama, to była taka siła, taki żywioł, że….. no, że nie ma połowy miasta. Budynki woda zabierała jakby to były kartony. W jednej chwili coś co stało, płynęło – opowiada Jakub Chilicki, szef Domu Kultury w Stroniu Śląskim. Wczoraj wydawał poszkodowanym jedzenie i inne potrzebne rzeczy. – To przerasta wszelkie wyobrażenie o tym, co do tej pory widzieliśmy. Naprawdę. Nasza sytuacja jest dramatyczna, dookoła tylko nieszczęście – dodaje.
Gabriela Janiszewska, która jeszcze w niedzielę była nad morzem, wczoraj wróciła do domu. – Nie wiem od czego zacząć. Jak na to patrzę, to naprawdę nie wiem, co mam zrobić najpierw, a ja i tak mam fart. Mój dom stoi – mówi. Jak wspomina ostatnie doby, to był koszmar. – Nie mogliśmy się do nikogo dodzwonić. Tu moja córka, rodzice, nie wiedziałam, czy żyją, czy są cali. Dzwoniłam na policję, wszędzie gdzie się da, nikt nic nie wiedział. Mówili tylko, że nie dojadę, bo Stronia nie ma i jest odcięte od świata. Teraz już jestem spokojna i mam szczęście, bo moi bliscy ocaleli. Dużo ludzi wciąż bliskich szuka – dodaje smutna.
CZYTAJ TAKŻE:
Miasteczko to znany kurort, malowniczo położony w górach, otoczony piękną przyrodą, poprzecinany potokami dziś wygląda jak miejsce, które ktoś chciał zmieść z powierzchni ziemi. Wszędzie gruzy, szlam, służby, które przeszukują gruzowiska.
– Czego my potrzebujemy? No wszystkiego. Materiałów budowlanych, prądu, gazu, wody, kaloszy, łopat, mydła ręczników, mogę wymieniać godzinę. A przecież tu było tak ładnie, czysto, zielono, teraz nie ma nic – mówi inna z mieszkanek.
Na razie nie oszacowano strat. Tych najtragiczniejszych i tak nie da się wycenić – żywioł kosztował życie sześciu mieszkańców, a wszyscy i tak podejrzewają, że ofiar może być więcej, bo część ludzi uważa się za zaginionych. – Jedyną pociechą jest empatia innych. Proszę sobie wyobrazić, że kiedyś tu, u nas, mieszkał taki pan, który wyprowadził się na Śląsk. Już tu jest, przyjechał do dawnych sąsiadów, żeby pomóc– mówi Janiszewska.