Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strażak zginął w zmiażdżonym samochodzie. Kolega z jednostki był z nim do końca

Agnieszka Porada
Strażacy z OSP w Wolinie z ogromnym smutkiem i niedowierzaniem przyjęli wiadomość o śmierci przyjaciela Marka Kapery (na zdjęciu). - Nigdy Cię nie zapomnimy Marku - zapewniają.
Strażacy z OSP w Wolinie z ogromnym smutkiem i niedowierzaniem przyjęli wiadomość o śmierci przyjaciela Marka Kapery (na zdjęciu). - Nigdy Cię nie zapomnimy Marku - zapewniają. Fot. OSP Wolin
Marcin Cieśla był ostatnią osobą, która rozmawiała z tragicznie zmarłym Markiem Kaperą. W roztrzaskanym samochodzie trzymał go za rękę. Do końca.

Marek Kapera miał 50 lat. Niedługo miał wydawać za mąż córkę i zostać dziadkiem.
W poniedziałek jechał jak co dzień do pracy. Niestety była to jego ostatnia podróż. Zginął tragicznie między Dargobądzem a Międzyzdrojami. Zderzył się czołowo z tirem.

Marcin Cieśla, kolega z jednostki był ostatnią osobą, która z nim rozmawiała. Podobnie, jak pan Marek, jechał do pracy. Zobaczył wypadek i zatrzymał się. Okazało się, że to samochód Marka. Do końca trzymał go za rękę.

- Był przytomny. Wyglądało, że z tego wyjdzie - mówi Marcin Cieśla. - Przeszkadzała mu maseczka tlenowa. Prosił żebym ją zdjął. Nigdy bym nie przypuszczał, że już go więcej nie zobaczę.

Marek Kapera był od wielu lat strażakiem. Pracował w świnoujskiej Państwowej Straży Pożarnej i ochotniczej w swoim rodzinnym Wolinie. Wszyscy go lubili. Wolińscy koledzy mówią o nim, że był koleżeński i bardzo sympatyczny. Przede wszystkim jednak był wzorem dla młodzieży.

- Od lat prowadził młodzieżową drużynę pożarniczą. Młodzi go uwielbiali. Przygotowywał ich do ogólnopolskiego turnieju wiedzy pożarniczej, robił szkolenia - opowiada Andrzej Ożyński z OSP w Wolinie. - Przygotowywał też naszych strażaków do zawodów sportowo - pożarniczych. Najważniejsze jest jednak to, że brał udział w akcjach, ratował ludzkie życie.

Mundur był jego chlubą. W Wolinie podczas świąt i różnych uroczystości szedł w poczcie sztandarowym.

- Był dumny z tego, że jest strażakiem. Zawsze można było na niego liczyć - mówi Andrzej Ożyński.

Dla strażaków z jednostki w Świnoujściu wieść o śmierci Marka była szokiem. Zajmował się w jednostce wydawaniem i załatwianiem ekwipunku. Twierdzą, że nie było dla niego rzeczy niemożliwych.

- Chciałem nowe buty, bo stare były już zniszczone - mówi Marcin Mroczkowski. - Przyszły za duże. Poprosiłem, żeby mi je wymienił. Nie było żadnego problemu. Już nigdy nie będzie tak samo. To był bardzo dobry kolega.

Strażacy z PSP w Świnoujściu twierdzą, że Marek był człowiekiem, który dla swojej pracy zrobiłby wszystko.

- Trudno nam mówić o nim w czasie przeszłym. Jest tak, jakby zaraz miał wejść do nas i rzucić jak zwykle "co słychać chłopaki?" - mówi Jacek Nowak z jednostki PSP. - Dopiero co mieliśmy wspólne strażackie ognisko. Żartował z nami, fajnie się bawiliśmy. Przez ostatnie dni był chory. Miał zapalenie oskrzeli, a mimo to przyjeżdżał do pracy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński