Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stocznia: co ma prezes do ukrycia? [KOMENTARZ]

Marek Rudnicki
Marek Rudnicki
Pytań w sprawie stoczni jest dużo, mieli okazję zadać je wczoraj szczecińscy radni
Pytań w sprawie stoczni jest dużo, mieli okazję zadać je wczoraj szczecińscy radni Andrzej Szkocki
Ta sprawa wprowadziła mnie w prawdziwe osłupienie. Prezes stoczni nie wpuścił na teren Szczecińskiego Parku Przemysłowego dziennikarzy towarzyszących radnym miejskim.

Pytany, dlaczego to czyni, wskazał dwoma palcami na swoje oczy, a następnie na oczy dziennikarza. Czy miało to znaczyć, że mogą zobaczyć coś, czego nie powinni? Były prezes stoczniowego holdingu, też radny, skomentował to zgryźliwie, że pewnie budują okręty wojenne i stąd ta wielka tajemnica.

Byłoby to śmieszne, gdyby nie kilka niepokojących faktów. Gdy niedawno SPP pokazywała stępkę pod jacht pełnomorski (de facto nie buduje go SPP, a prywatna firma), jeden z dziennikarzy sfotografował rdzewiejącą od roku stępkę pod przyszły prom PŻB. Prezes wysłał do niego swojego pracownika, by ten wymusił na fotoreporterze likwidację zdjęcia w aparacie.

Jeszcze nie tak dawno, gdy rządziła PO, politycy PiS grzmieli, że Platforma działa nietransparentnie, bo nie chce wpuścić na teren SPP dziennikarzy i radnych. Padały bardzo duże słowa i zapowiedzi, że gdy PiS dojdzie do władzy, będzie inaczej. A teraz okazuje się, że to „inaczej”, to znaczy tak samo, ale pod nowymi hasłami.

Może więc w zarzutach opozycji, że odbudowa stoczni to „wielki pic”, jest coś na rzeczy?

____________________________________________________________________________________________________

O CO CHODZI?

Radni miejscy z komisja ds. rozwoju, promocji i gospodarki morskiej wizytowali wczoraj tereny Szczecińskiego Parku Przemysłowego. Prezes SPP zakazał wpuszczenia towarzyszących im dziennikarzy „Głosu Szczecińskiego”.

Radni byli zdziwieni, w tym przewodniczący komisji Bazyli Baran.

Były prezes stoczniowego holdingu, Krzysztof Piotrowski, obecnie radny miejski, skomentował całą sytuację ironicznie: - Pewnie będą tu budować okręty podwodne, to jest tajemnica.

- Prawdopodobnie radni opozycyjni zadawali niewygodne pytania, a tych pytań jest cała lista - komentuje Rafał Zahorski specjalista ds. branży stoczniowej. - Wiele z tych odpowiedzi, które do tej pory zarząd Szczecińskiego Parku Przemysłowego udzielał nie była zgodna z prawdą. Nadal nie ma żadnych inwestycji na terenie SPP i przypuszczam, że radni, którzy znają tę sytuację, zadawali niewygodne pytania, na które w obecności dziennikarzy niewygodnie odpowiadać. Nie ma innego powodu.

Od dłuższego czasu zadajemy zarządowi SPP pytania (na piśmie) nie uzyskując na nie odpowiedzi. W tym o użytkowaną przez SPP nazwę „Stocznia Szczecińska” oraz logo byłej stoczni. W styczniu br. SPP podał do publicznej wiadomości, że decyzją walnego zgromadzenia zmieniono nazwę Szczecińskiego Parku Przemysłowego na Stocznię Szczecińską. Na bramie pojawiła się ta nazwa, podobnie na stronach SPP wraz z logo stoczni.

Pytamy syndyka masy upadłościowej byłej Stoczni Nowa, czy sprzedał SPP prawa do użytkowania nazwy „Stocznia Szczecińska” i logo?

- Jest wdrożona procedura sprzedaży i prawdopodobnie w tym tygodniu nazwa i logo zostaną sprzedane SPP - informuje syndyk, Przemysław Wardyn.

Opozycyjni radni i posłowie nie mają najlepszego zdania o tym, co dzieje, a właściwie - jak mówią - nie dzieje się w SPP.

- Ostatnio kolejne dwa statki, dla Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej poszły do budowy do Gdańska, do Stoczni Remontowej Shipbuilding Spółka Akcyjna - podaje przykład Zahorski. - Całe to zlecenie, to jest ponad 30 mln zł. Dwie jednostki po około 50 ton, można byłoby bez problemu robić u nas. Gdyby SPP zwany stocznią szczecińską miał jakiekolwiek moce przerobowe, to robienie takich statków odbyłoby się u nas z automatu. A ponieważ ani nie mają pieniędzy ani nie mają sprzętu, ani ludzi, ani też nawet chęci, tak to wygląda.

Zachorski odnosi się też do ostatniej prezentacji (dla dziennikarzy) w SPP, dotyczącej promu dla PŻB.

- To nie tajemnica, że minister gospodarki morskiej Marek Gróbarczyk znalazł się na przysłowiowym dywaniku u premiera Morawieckiego - mówi . - Zaraz po tej trudnej rozmowie dyscyplinującej minister na drugi dzień wezwał wszystkich odpowiedzialnych za rzekomą budowę przyszłego promu i zaczęto robić przygotowania do „przedstawienia” dla dziennikarzy. Na prezentację „postępów” w temacie produkcji dokumentacji technicznej wpuszczono samych dziennikarzy licząc, że nie będzie wśród nich nikogo, kto zna się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński