Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sto krzeseł w jednym mieszkaniu. Zbieranie i odnawianie staroci z Pawłem Machometem [ROZMOWA]

Małgorzata Klimczak
Małgorzata Klimczak
Paweł Machomet pracuje jako wykładowca w Pracowni Projektowania Mebla na Akademii Sztuki. Zbieranie i odnawianie staroci to jego wielka pasja. Samych krzeseł i foteli ma w tej chwili w domu ponad setkę.

Rozmawiała: Małgorzata Klimczak / Foto: Sebastian Wołosz / Paweł Machomet / Paweł Sumionka

Myślisz, że meble mają duszę?
- Mają duszę i charakter, szczególnie te stare – żyjące własnym życiem, skrzypiące i wymagające wyjątkowego traktowania. Nowe meble powstają często jako odpowiedź na panujące mody. Niektóre są chwilowe, inne trwają dłużej. Mimo że to tylko przedmioty, w jednym i drugim przypadku są niewątpliwie towarzyszami naszej codzienności, bez których trudno byłoby nam funkcjonować.

Często przywiązujemy się do mebli. Mamy na przykład swój ulubiony fotel, który wcale nie jest designerski, ale za to kryje w sobie niesamowitą historię lub wiąże się z nim tradycja rodzinna.
- W przypadku staroci jest tak, że związane z nimi niezwykłe historie lub fakt, że są w rodzinie od kilku pokoleń, nadają im ogromną wartość. Znam ludzi, którzy boją się starych szaf, ale mam też znajomych, którzy za ich zapach kojarzący się z domem babci i spędzanymi u niej wakacjami oddaliby wszystko. Bywa, że mając w domu stare meble, nie znamy szczegółów z ich życia, bo znaleźliśmy je na pchlim targu. Dzięki śladom, które noszą na sobie, sygnaturom, etykietom, detalom wykończenia, możemy rozpoznać, że kupiona niedawno za trzydzieści złotych berżera pochodzi z Francji, a artdecowska witrynka na porcelanę, z Niemiec. To baza do tego, by móc sobie wyobrazić, co taki mebel mógł widzieć, w jakim wnętrzu stał, jakich wydarzeń był świadkiem. W ten sposób tworzy się wokół niego cała aura.

Tworzy się specyficzna energia.
- Dawniej meble wyrabiali stolarze, świetni rzemieślnicy. Łączono drewno na jaskółczy ogon, płyty stolarskie oklejano dekoracyjnymi fornirami wykańczanymi później politurą, przykładano ogromną wagę do detali. Dzisiaj produkcja jest szybka i na dużą skalę. Jak mebel się zepsuje, wyrzucamy go, bo mamy masę możliwości, żeby szybko i tanio kupić nowy. Widzę jednak, że wraca się do myślenia o meblu jak o dobrze zaprojektowanym przedmiocie, wykonanym z dobrego materiału. Mam nadzieję, że meble, które powstają dzisiaj, za trzydzieści lat będzie można odrestaurować, by dalej towarzyszyły swoim właścicielom.

Ludzie chętnie rozstają się ze starymi meblami?
- Zależy, co mamy na myśli, mówiąc o starych meblach. Jeżeli odświeżam sobie wnętrze urządzone w sieciówce kilka czy kilkanaście lat temu, to wiem, że w miejsce zużytych mebli bez problemu kupię coś nowego. Wyrzucam i biorę nowe. Inaczej jest ze starociami. Nie wróżę sukcesu śmiałkowi próbującemu nakłonić kogoś do oddania mebli stanowiących pamiątki rodzinne. Takie rzeczy zastępowane są nowymi, najczęściej wtedy, gdy naprawdę nie nadają się już do użytku, a koszty renowacji są potężne. Rok temu w jednym z podwarszawskich dworów miałem okazję zobaczyć starą szafę sygnowaną nazwiskiem Czartoryski. Sam jej gzyms waży ponoć dwieście kilogramów, a na powierzchni drzwi roi się od pięknie rzeźbionych maszkaronów i aniołów – nie rozstałbym się z takim meblem nawet w sytuacji, gdyby brakowało mi miejsca na jego przechowanie. Zauważyłem też, że ludzie, którzy urządzali swoje mieszkania pięćdziesiąt lat temu przedmiotami określanymi dziś jako wzornicze ikony, mają z nimi często smutne i szare wspomnienia ze względu na minione czasy. Moja prababcia została przesiedlona po wojnie ze wschodu na ziemie odzyskane. Ludzie zajmowali wtedy domy opuszczone przez Niemców, w których wszystkiego brakowało. Trzeba było iść na szaber i szukać krzeseł, szaf, foteli. Prababcia zastała w domu przepiękne kanapy z lwimi głowami w podłokietnikach, gięte szafy, toaletkę. Gdy w latach siedemdziesiątych po wsiach krążyli zbieracze antyków, wszystko oddała, a za zarobione pieniądze kupiła segment goleniowski, czyli tak zwaną meblościankę. Babcia chciała mieć coś swojego, te stare meble tak naprawdę nie były jej.

W przypadku goleniowskich meblościanek też nie było za dużego wyboru. Stało się nocami w kolejce, żeby jakąkolwiek kupić.
- Zauważyłem, że określenie meblościanka to dzisiaj coś kojarzącego się z półkami zapchanymi kryształami poustawianymi na serwetkach, a to był przecież świetny pomysł! W latach sześćdziesiątych, duet projektantów Bogusława i Czesław Kowalscy, chcąc odpowiedzieć na potrzeby nowego, powojennego pokolenia migrującego za pracą ze wsi do miast, opracował formę zabudowy segmentowej przeznaczoną do powstających wtedy małych mieszkań w blokach. Chodziło o to, że na niewielką głębokość można było zabudować sobie jedną ścianę w pokoju i w jednym miejscu zawrzeć funkcję przechowywania, spania, rozłożyć blat do pracy. Cały ten pomysł i historie z nim związane zostały nie tak dawno bardzo ciekawie opisane w książce Jacka Kowalskiego pt. „Meble Kowalskich”. Z upływem lat różne fabryki produkujące kolejne warianty projektu zaczęły zamieniać materiały i sposoby wykończenia. Oryginalna meblościanka była matowa i w okleinie orzechowej. Może dlatego z czasem (i zważając na realia, w których te rzeczy dostępne były w sklepach) źle zaczęły się kojarzyć.

Mówiło się o meblach z lat 50., 60., 70., że były tandetne, brzydkie. Teraz znowu są doceniane i nawet pokazywane w muzeach jako ikony polskiego designu.
- Spójrzmy na legendarny fotel typu 366 Józefa Chierowskiego z 1962 roku. Jest mały, kompaktowy, a jednocześnie bardzo wygodny. W niewielkich mieszkaniach z tamtego okresu było to coś bardzo funkcjonalnego. Teraz, po czterdziestu – pięćdziesięciu latach można go odnowić, oczyścić stolarkę, wymienić tapicerkę, by dalej służył. Dobry dizajn jest ponadczasowy. W tamtym okresie tworzyli go w końcu świetnie wykształceni projektanci, którzy po studiach podejmowali współpracę z przemysłem. Myślę, że niektóre dawne polskie wzory spokojnie mogłyby konkurować z projektami światowymi.

Kiedy bierzesz na warsztat stary mebel, próbujesz sobie wyobrażać jego historię?
- Bez tego nie zaczynam pracy. Dwa lata temu w Akademii Sztuki odbywała się CUBETURA, czyli Studenckie Triennale Architektury Wnętrz, w ramach którego zostałem zaproszony do poprowadzenia warsztatów z renowacji mebli. Zamówiłem w ciemno, u zaprzyjaźnionego pana Józka z Łodzi piętnaście starych krzeseł dla uczestników. Rozpakowując przesyłki, obok patyczaków i famegów znalazłem pomalowanego trzema warstwami farby olejnej gięciaka. Od razu wyczułem, że może być to coś wartego szczególnej uwagi. Na spodzie siedziska znalazłem naklejkę produkcyjną w języku rosyjskim. Nie oddałem tego krzesła na warsztaty, bo wymagało potężnych nakładów pracy i czasu. Poprosiłem znajomego, który zna język rosyjski, żeby pomógł mi przetłumaczyć napisy. Okazało się, że alfabet, którym wypisana jest plakietka, pochodzi z czasów carskiej Rosji. Choć jedyne, co udało się odczytać, to nazwisko Henryk Nowak, poznałem pochodzenie mebla i odrestaurowałem go.

Jak to się stało, że „poczułeś” meble?
- Już w czasach gimnazjum próbowałem szlifować i przerabiać. Podobało mi się to. Moi rodzice kupili sobie wtedy szezlong z lat dwudziestych na sprężynach, w ładnej tapicerce, z mieniącego się na złoto pluszu w geometryczny wzór. Ze starości pękały w nim pasy i trzeba było wymienić je na nowe. To było dla mnie coś! Później, kiedy studiowałem architekturę wnętrz, nosiłem zdjęcia tego mebla w komputerze i podpytywałem profesorów o to, skąd może pochodzić. Słysząc, że w środku jest końskie włosie i trawa morska, nie miałem pojęcia, o co chodzi, ale wszystko wnikliwie studiowałem, wkręcając się w temat i przy okazji wyszukując nowych obiektów. Wydało mi się to tak ciekawe, że teraz mam w domu ponad 100 krzeseł i foteli, 6 stołów jadalnych, 5 kredensów...

I pochodzą z różnych okresów?
- Oczywiście. Mam kilka egzemplarzy wspomnianego 366, czyli lata sześćdziesiąte. Mam dwa lub trzy krzesła Aga-B i osiem hałasów – to lata siedemdziesiąte. Mam całe mnóstwo krzeseł thonetowskich z różnych fabryk, w tym z oryginalnymi sygnaturami. To z kolei daty z końca XIX wieku. Ostatnio kupiłem skrzynię od zegara wiszącego w stylu eklektycznym. Jest nowa, zrobiona z litego dębu i sklejki, jedynie wygląda jak stara. Wybrałem ją celowo, bo zamierzam ją mocno zmodyfikować i szkoda byłoby mi pracować w ten sposób na zabytku. Kiedyś wylicytowałem za 9 zł dziewiętnastowieczny świecznik cerkiewny z XIX wieku. Znalazłem też fragment stuletniego skrzydła drzwiowego, które wygląda, jakby zostało złamane na kolanie a za grosze kupiłem niedawno dwie staruteńkie kute umywalki z miejscem na miednicę i dzbanek z wodą.

Jak to zrobić, żeby przedmioty z różnych epok połączyć tak, żeby stworzyły ciekawe wnętrze?
- Przy projektowaniu bogatego w formy wnętrza, powinniśmy zadecydować, co jest tłem, a co wychodzi na pierwszy plan. Jeżeli mamy rzeźbiony kredens, który ma w sobie mnóstwo detalu, to - szczególnie w małym wnętrzu - warto zestawić go z innymi elementami tak, żeby z nim nie konkurowały. Można też działać kolorem jako narzędziem wydzielającym strefy, modyfikować optycznie pomieszczenie lub zbudować w nim barwny motyw przewodni. Ja lubię wnętrza eklektyczne, w których pozornie nic nie ma prawa do siebie pasować. Sam śpię w trzystuletnim orzechowym łożu wylicytowanym na aukcji za parę złotych, obok którego mam gramofon z 1973 roku, stojący na szafce z lat sześćdziesiątych. W salonie z kolei eklektyczna sofa połączona jest ze wspomnianymi już 366, fotelem z Ikei i „jamnikiem” - stolikiem kawowym z lat siedemdziesiątych lakierowym na wysoki połysk. Takie zestawienia bywają dla niektórych nie do przyjęcia, ale uważam, że szczęśliwie wszystko udało mi się spiąć w spójną całość.

Czy to prawda, że ludzie boją się kolorów?
- Często tak jest. Lubimy korzystać z bezpieczników w postaci beżu.

Ostatnio ciągle słyszę, że ludzie sobie robią mieszkania w szarości i bieli z dodatkiem czarnego dla kontrastu.
- Być może to jakaś moda. Moim zdaniem wpływ na takie tendencje ma fakt, że w sieciowych sklepach z wyposażeniem wnętrz prezentuje się gotowe propozycje i wypuszcza się katalogi pełne rozwiązań „na czasie”. Ja wiem, że wystawa to nie rzeczywistość i w takim miejscu chodzi o sprzedaż, ale ktoś robiący remont raz na 10 lat, kto nie śledzi na co dzień branżowych nowinek, nie musi tego tak postrzegać. Część odbiorców widzi sklepową wystawę zbudowaną z czerni i bieli jako bazę inspiracji i posortowanych kolorystycznie produktów, a dla części to jedyny słuszny wzór, który należy skopiować 1:1. Włącza się wtedy myślenie, że jak wszystko do siebie dopasuję i na wszystkich białych rzeczach, będę miał czarne kropki lub prążki, będzie okej.

Podobno mężczyźni lepiej się sprawdzają jako kucharze, fryzjerzy, projektanci mody. Czy z projektantami wnętrz też tak jest?
- Wydaje mi się, że dobry projekt to zasługa świetnego architekta, bez względu na to czy to kobieta czy mężczyzna. Mówi się „patrz, to wnętrze jest takie męskie”, albo „znajdujemy się w bardzo kobiecym, delikatnym wnętrzu”. Dobry architekt w moim mniemaniu musi operować szeroką wiedzą i całym wachlarzem możliwości oraz narzędzi umożliwiających mu tworzenie nawet bardzo różniących się od siebie koncepcji. Oczywiście – może być tak, że licząc na wnętrze przeładowane stalą i surowym drewnem udamy się prędzej do architekta mężczyzny, a o mieszkanie dla księżniczki w pierwszej kolejności poprosimy panią architekt, ale to tak naprawdę zawód – podobnie jak i te wymienione w pytaniu – w którym kluczem do sukcesu jest poznanie potrzeb klienta i zaproponowanie trafiającej w punkt odpowiedzi na nie.

W jakim kierunku idą najnowsze trendy, jeśli chodzi o wnętrza?
- Słyszałem, że wraca moda na złoto. Lubimy też to, co naturalne, czasem nawet z niedoskonałościami. Dużo pracy mają firmy zbierające i restaurujące stare przemysłowe lampy. Oprócz tego korzystamy z faktu, że nie ma problemu z dostępem do wzorów znanych na całym świecie. Za jednym kliknięciem można kupić LC4 Le Corbusiera czy Lounge Chair Eamesów i wstawić sobie do mieszkania. Wciąż sporo słyszy się o stylu skandynawskim. W Polsce pojawiają się wznowienia. Część mebli zaprojektowanych w PRL ze względu na brak możliwości technologicznych nie mogło być produkowanych dawniej, a dzisiaj już możemy to robić. Świetnym przykładem jest RM58 Romana Modzelewskiego. Cieszy mnie to, że coraz częściej dba się o to, żeby starocie wstawiane do wnętrz, odnawiane były z zachowaniem ich oryginalnych cech wizualnych. Mamy dzięki temu szansę oglądać je takimi, jakimi widział je dawniej projektant.

Paweł Machomet

Magister sztuki, architekt wnętrz i projektant mebli.

Wykładowca Akademii Sztuki w Szczecinie na Wydziale Sztuk Wizualnych. Dyplom w 2013 roku na Wydziale Sztuk Wizualnych Akademii Sztuki w Szczecinie na kierunku Architektura Wnętrz. W 2015 roku dyplom na Wydziale Architektury i Wzornictwa Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu na kierunku Projektowanie Mebli. Laureat Nagrody Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego za wybitne osiągnięcia artystyczne w roku 2014. Z zamiłowania renowator mebli.

Autor bloga o odnawianiu mebli Rzuć Pan Okiem! nagrodzonego podczas Meetblogin na Łódź Design Festival w roku 2015 jako najlepszy blog o tematyce DIY.

ZOBACZ TEŻ:

Meble od nowa. Kamila i Wojciech Wyrobkowie ofiarowują meblom drugie życie

Ekipa "Dzień Dobry TVN" odwiedziła pracownię Kamili i Wojciecha Wyrobków, którzy zajmują się renowacją starych mebli. - Staramy się nadać im taki nowy płaszczyk, który sprawi, że ktoś będzie chciał je wziąć z powrotem do siebie do domu, żeby mu znowu służyły. Mam takie marzenie, żeby ludzie otworzyli się na te stare, ale nowe, kolorowe meble - przyznała Kamila. Małżeństwo stworzyło także meble zainspirowane kabaretem Łowcy.B, a efekty pracy zostały uwiecznione podczas niecodziennej sesji zdjęciowej.

Wideo: Dzień Dobry TVN

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński