Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Statki to jej żywioł

Krystyna Pohl
- Tato nade mną czuwa - mówi Agnieszka Pawłowska.
- Tato nade mną czuwa - mówi Agnieszka Pawłowska. Marcin Bielecki
Morze zabrało jej ojca. Morza w jej życiu miało nie być. Ale przyciągało, kusiło. Nie miała wyboru.

Idzie jak burza. Z marszu pokonuje kolejne etapy morskiej kariery. Agnieszka Pawłowska w 2004 roku ukończyła Akademię Morską w Szczecinie, a niedawno zdała egzamin na chiefa.

Wysoka, smukła, z jasnym uśmiechem na twarzy. Gładzi króciutkie blond włosy i mówi cicho: - Po śmierci taty morze przez długie lata kojarzyło mi się z rozpaczą i bólem. Nawet wakacje i kolonie nad wodą nie sprawiały radości.

Tragiczny rejs

Jest marzec 1988 roku. Agnieszka ma siedem lat. Waldemar Pawłowski, motorzysta, pakuje się przed kolejnym rejsem. Ma zamustrować na grecki zbiornikowiec Athenian Venture. Żona prosi: - Walduś, ja cię proszę, nie jedź, mam złe przeczucia.

On uspokaja: - Uleczko, nie martw się, kochanie, i nie kracz, bo wykraczesz.

22 kwietnia w silnym sztormie doszło do katastrofy. Zbiornikowiec, który z ładunkiem benzyny płynął z Amsterdamu do Nowego Jorku, zatonął około 370 mil od wybrzeży USA. Przełamał się na pół, wybuchł pożar. Część dziobowa od razu poszła na dno, część rufowa długi czas dryfowała. Nikt z całej polskiej załogi się nie uratował. Zginęło 29 osób - 24 marynarzy i pięć żon członków załogi. Osieroconych zostało 43 dzieci, w tym 12 straciło oboje rodziców. Przyczyną tragedii był fatalny stan statku.

Przełamanie

Gdy Agnieszka skończyła szkołę podstawową, ojczym Jacek, bosman na statku handlowym, zabrał ją w dwumiesięczny rejs. Początkowo wzbraniała się, czuła lęk, ale ciekawość zwyciężyła. Rejs był bajkowy. Morze Śródziemne, porty Afryki, Grecji, Cypru.

- Na pokładzie uświadomiłam sobie, jak mały jest człowiek na morzu, jak przerażająca jest morska otchłań - opowiada Agnieszka. - A jednocześnie dostrzegłam, jak piękne jest morze, jak interesujące są porty. Przyglądałam się też marynarskiemu życiu, trochę pomagałam. Pozbyłam się żalu do morza. Ale nie było jeszcze fascynacji pływaniem.

Jednak wybrała morze

Po liceum zamierzała studiować prawo albo dziennikarstwo. Maturę zdawała z angielskiego i historii. Ale jeszcze przed nią, sama nie wie dlaczego, zainteresowała się Akademią Morską (wtedy Wyższą Szkołą Morską w Szczecinie). Dokumenty złożyła tylko w tej uczelni, nikomu nic nie mówiąc. Zdała z wysoką lokatą. Była 9. na liście.

Jak o tym powiedzieć mamie i ojczymowi? - myślała. A ten akurat wrócił z rejsu i dopytywał się o wybór uczelni. Poprosiła, aby usiedli i jednym tchem powiedziała, gdzie będzie studiować. Cisza, która zapadła, trwała wieczność. Potem była litania argumentów przeciw. Chyba dopiero po tygodniu zaakceptowali jej wybór.

- Ojczym od razu zaczął mnie uczyć wiązania węzłów marynarskich - śmieje się Agnieszka. - Dawał mnóstwo rad, przybliżał praktyczną stronę marynarskiego zawodu, pracy na statku.

Ciężka zaprawa

Już po pierwszym roku wyjechała na praktykę. Był to norweski kontenerowiec - chłodnicowiec Nordic Frost, 2300 ton nośności, 13 osób załogi. Wtedy po raz pierwszy pomyślała, że chciałaby pływać, że nie wyobraża sobie życia za biurkiem w jakiejś morskiej firmie.

Po drugim roku studiów trafiła na ten sam statek, ale w stoczni. Przez dwa miesiące wraz z załogą uczestniczyła w jego remoncie. Wiele nauczyła się o konstrukcji statku, o farbach. I miała wielką satysfakcję, gdy poproszono ją o pomoc w wyborze mebli, firanek, wykładzin.

Na tym statku odbyła jeszcze kilka rejsów. W sumie spędziła na nim 13 miesięcy. Gdy w jednym z rejsów zmustrował marynarz, od razu zgłosiła się na ochotnika. Pracowała bez żadnej taryfy ulgowej. Obstukiwała rdzę z pokładu, kładła farbę, jeździła na sztaplarkach, zgłębiała tajniki załadunku statku. Jednocześnie intensywnie uczyła się języka norweskiego. Angielski oczywiście znała biegle. Kompletnie zaskoczyła norweską załogę, gdy któregoś dnia włączyła się do rozmowy po norwesku. Rejs trwał ponad 200 dni. Mówi, że to była dobra szkoła życia i zawodu.

Mierz wysoko, dziewczyno

Prosto ze statku przyjechała na IV rok studiów. Na temat pracy inżynierskiej wybrała "Bezpieczeństwo nawigacji w Kanale Kilońskim". Okazało się, że na uczelni ostatnia praca poświęcona temu kanałowi powstała w 1984 roku. Wiedziała, że nie da się zrobić tematu tylko na bazie literatury i symulatorów. Wzięła 200 euro, wsiadła w autobus i pojechała do Holtenau, gdzie jest śluza i wejście do kanału od strony Bałtyku.

- Gdy przedstawiłam się pilotom i powiedziałam, o co mi chodzi, najpierw byli zaskoczeni, ale po chwili serdecznie mnie przywitali i bardzo pomogli - opowiada Agnieszka. - Razem z nimi pływałam na wszystkich rodzajach statków przechodzących przez kanał. Słuchałam ich uwag, wspomnień, a niektórzy mieli ponad 30-letnią praktykę. Po tygodniu wracałam do Polski z 30 kilogramami materiałów do pracy.

Napisała i obroniła ją na piątkę. Promotor, kpt. ż. w. Adam Wolski był zachwycony. I nie tylko on.

- Mierz wysoko, dziewczyno, wybieraj duże, znane firmy armatorskie - doradzał kapitan absolwentce.

Te słowa miała w uszach, kiedy jechała do Gdyni na spotkanie z przedstawicielem firmy British Petroleum. Po 20 minutach rozmowy miała pracę na tankowcach i gazowcach. I pojawił się ten sam problem, jak o tym powiedzieć w domu. Mama nie odezwała się ani słowem. A ojczym stwierdził, że nie ma serca, by mamę narażać na taki stres. Przekonywała ich trzy tygodnie, tłumacząc, że wybrała firmę, która bezpieczeństwo stawia na pierwszym miejscu, że będzie pracować na nowych statkach.

- Zrozumieli, pogodzili się - mówi Agnieszka. - Mama oddała mnie w opiekę taty. Ja wiem, że on nade mną czuwa.

Tankowce, gazowce i Martyn

Trzy lata temu, w sierpniu, poleciała do Australii i wsiadła na swój pierwszy tankowiec jako asystent nawigator. 115-tysięcznik był nowy i nowoczesny, miał trzy lata. Po dwóch miesiącach dostała awans na III oficera. Potem prawie pół roku pływała na gazowcu LNG, 130 tys. ton nośności. Następnie był produktowiec, tankowiec i znowu gazowiec, ciągle u tego samego armatora, British Petroleum. Na gazowcu dostała kolejny awans - na II oficera. Teraz, po zdanym egzaminie, w kolejnym rejsie może być już chiefem.

W jednym z rejsów poznała miłość swego życia. Martyn jest Anglikiem, kapitanem. Zakochał się w pięknej, dzielnej Agnieszce. Zakochał się w Polsce i tu zamieszkał. Podoba mu się kraj, ludzie, kuchnia. Intensywnie uczy się języka polskiego. Zgodnie z zasadami obowiązującymi u tego armatora, nie mogą pływać razem na jednym statku.

- Tęsknimy za sobą bardzo - przyznaje Agnieszka. - Ale z drugiej strony to dobrze, że pływamy oddzielnie, bo swoje osiągnięcia zawodowe będę mogła zawdzięczać tylko sobie. Staramy się w jednym czasie być na morzu, aby potem razem mieć urlop.

Prawdopodobnie na morzu będzie też pracować Kasia, 15-letnia przyrodnia siostra Agnieszki. Kasia ma duszę artystyczną, jej pasją jest fotografia. Chce być fotografem na dużych statkach wycieczkowych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński