Sprawa dotyczy znęcania się nad zwierzętami kilka lat temu na terenie zakładu mięsnego Agryf (część grupy Animex) w Szczecinie. Świnie były przeciągane za nogi i uszy, bite poganiaczami w niedozwolone miejsca ciała. Skandal wyszedł na jaw po prywatnym śledztwie obrońców praw zwierząt z organizacji Basta oraz Viva. Przez rok z ukrytej kamery nagrywali to, co dzieje się w rzeźni.
Rok temu większość z dwunastu oskarżonych została skazana. To głównie pracownicy ubojni oraz kierowcy, którzy przywozili świnie do zakładu. W śledztwie większość przyznała się do winy, ale na pierwszej rozprawie w sądzie zmienili zdanie. Wśród skazanych był jeden z dwóch lekarzy weterynarii (drugi został uniewinniony).
Część skazanych usłyszała wtedy kary sześciu miesięcy więzienia w zawieszeniu na rok, grzywny i nawiązki. W tej grupie był weterynarz, który miał przymykać oko na niehumanitarne prowadzenie zwierząt z transportu do rzeźni i nie zgłosił tego organom nadzoru. Według prokuratury lekarze świadomie nie reagowali, gdy pracownicy ubojni ranne zwierzęta pętali łańcuchem i stalową linką za nogi, a następnie wciągarką wkładali zwierzęta na wózek „w pozycji powodujące zbędny ból i cierpienie”. W innym przypadku ranna świnia była wyciągana z samochodu za uszy.
Odwołanie
Od wyroku odwołali się praktycznie wszyscy oskarżeni, prokurator i organizacje, które zainicjowały sprawę. W piątek Sąd Odwoławczy uznał, że sześć osób, w tym dwoje weterynarzy musi mieć ponowny proces.
- Dlatego sąd uchylił nieprawomocne wyroki i nakazał ponowne zbadanie sprawy - wyjaśnia Michał Tomala z Sądu Okręgowego Szczecinie.
Pozostałym oskarżonym sąd zmienił wyroki, głównie łagodząc je. W przypadku czterech osób wyeliminowano zarzut związany ze znęceniem się ze szczególnym okrucieństwem. Dlatego zostali skazanie na grzywny i nawiązki.
- Zostali skazani z łagodniejszego przepisu, bo sąd uznał, że nie doszło do znęcenia się ze szczególnym okrucieństwem - dodaje sędzia Tomala.
Obrona
Oskarżeni bronią się, że w zakładzie nikt nie mówił im, że takimi metodami krzywdzą zwierzęta.
- Zawsze tak robiliśmy i nikt nigdy nie powiedział, że krzywdzimy te zwierzęta. Dopiero, jak nagrania wyszły na jaw, to zmieniono metodę i zwierzęta, które nie mogą chodzić, podnosi się na pasach i macie - mówił jeden z oskarżonych.
- Jakby zwierzę było żywe, to bym nie pozwolił wyciągać go za ucho - zapewniał na procesie jeden z weterynarzy.
Po wybuchu afery Animex wydał oświadczenie, w którym zapewnił, że podchodzi do zwierząt humanitarnie, a nieprawidłowości były „wyjątkowym przypadkiem”.
- Kierownictwo zakładu w Szczecinie przywiązuje dużą wagę do przestrzegania procedur w zakresie dobrostanu zwierząt. Sytuacja, do której się państwo odnosicie, była wyjątkowym przypadkiem. Pracownik, który naruszył obowiązujące zasady, został zidentyfikowany i nie pracuje już - napisano w oświadczeniu.
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?