Pożar wybuchł w niedzielę wieczorem, na ostatnim piętrze czteropiętrowego bloku przy ul. 9 Maja na Pomorzanach.
- Oglądałem właśnie film w telewizji - mówi Stanisław Książek, sąsiad z tego samego piętra. - Kątem oka przez okno zauważyłem dym. Od razu zorientowałem się, że to u sąsiadów się pali. Natychmiast zadzwoniłem po straż pożarną.
Była godzina 20.30. Pan Stanisław wybiegł na klatkę schodową i próbował dostać się do płonącego mieszkania.
- Drzwi były zamknięte. Oni najprawdopodobniej spali. Obudziło ich moje walenie do drzwi - opowiada pan Stanisław. - Kiedy otworzyli, uderzył mnie taki żrący dym, że aż się zrobiło ciemno przed oczami.
Pan Stanisław zaalarmował pozostałych sąsiadów.
- Żona oglądała telewizor, a ja drzemałem - opowiada Marek Jakubczyk, sąsiad z naprzeciwka. - Nagle obudziło mnie łomotanie w drzwi. Sąsiad krzyczał, że się pali.
Obaj mężczyźni próbowali gasić pożar wodą noszoną w miskach i wiadrach. Ogień przedostał się aż na klatkę schodową. Kiedy na ich piętrze nie można było już wytrzymać, wodę nosili od sąsiadów z piętra niżej.
- Nie było żadnych szans - mówią. - W mieszkaniu wszystko już się zajęło. Temperatura była tak wysoka, że nie dało się wytrzymać.
W chwili wybuchu pożaru w mieszkaniu były cztery osoby: 3-letni chłopiec, jego 21-letnia matka oraz jej 41-letni brat ze znajomą. Dorośli wyszli z płonącego mieszkania. W środku zostało dziecko.
Więcej o tragedii w papierowym wydaniu "Głosu".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?