Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spacer po zakazanym lesie – wystawa Tomasza Lazara w TRAFO

Agata Maksymiuk
Agata Maksymiuk
„Morze drzew”, czyli nowy projekt Tomasza Lazara, wystawiany do końca marca w TRAFO, to furtka do jednego z najpiękniejszych i jednocześnie najstraszniejszych miejsc na ziemi. Instalacja została tak przygotowana by odbiorca naprawdę mógł wejść w głąb Lasu. Jak się w nim nie zgubić? Zapytaliśmy autora.

Rozmawiała: Agata Maksymiuk

Zbiorowy grób samobójców, tysiące ludzkich dramatów… łatwo przekroczyć granice. Prawo moralne nie zabrania pokazywania takich miejsc, jak Las Aokigahara?
- Moim zdaniem wszystko można pokazać, ale istotna jest forma w jakiej to zrobimy. Nie wolno przekraczać granic etyki i estetyki. Po za tym, nie tylko rozlew krwi wywołuje u widza emocje. Japoński Las Samobójców to obraz konsekwencji życia ponad normę, życia na 150 proc. możliwości, osiągniecia stanu, w którym człowiek przestaje dawać sobie radę z samym sobą i jedynym rozwiązaniem jest śmierć. Myślę, że takie miejsca powinno się pokazywać.

Nie tak dawno amerykański bloger nagrał ciało wisielca w Lesie Samobójców. To chyba najgorsze z możliwych posunięć.
- Sytuacja, o której mówisz, była po prostu głupia. Tak popularna w Internecie osoba ma nad sobą cały sztab ludzi pracujących nad PR. Decyzja o publikacji tego materiału jest niepojęta.

Łatwo odnaleźć ciała, pamiątki czy inne pozostałości po osobach, które oddały tam życie?
- Chodząc po Lesie, dość często odnajdywałem pozostałości po ludziach - ubrania, walizki, bieliznę, książki.
Znalazłem też szubienicę. Widziałem rozstawione obozowisko, leżała na nim książka i tabletki nasenne. Były też obozowiska z pustymi blistrami po tabletach. Obok nie było żadnej szubienicy, pewnie ktoś się tam otruł. W Lesie najpopularniejsze są trzy rodzaje samobójstw. Pierwszy to powieszenie, drugi – zażycie leków usypiających, trzeci – picie wybielacza. To ostatnie jest najbardziej bolesne, ale wybielacze też znajdywałem. Ciała nie znalazłem żadnego, choć byłem na to przygotowany. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że byłoby to trudnie doświadczenie.
Japońskie władze przestały publikować statystyki dotyczące liczby samobójstw w Lesie, żeby nie zachęcać.

Podczas realizacji tego projektu spędziłeś w Japonii prawie dwa miesiące – udało Ci się dociec natury tego problemu?
- U Japończyków Las Samobójców jest nacechowany wielopoziomowo. Z jednej strony to miejsce związane z niespełnioną miłością. Seichō Matsumoto napisał książkę „Kuroi Jukai”, opowiadającą o nieszczęśliwej miłości zakochanych, którzy postanawiają skończyć swoje życie właśnie w tym Lesie. Z kolei Wataru Tsurumi opublikował „The Complete Manual of Suicide”. W książce opisane są wszystkie typy samobójstw - od najprostszych po najtrudniejsze. Generalnie historia odbierania sobie życia w Japonii jest bardzo romantyczna. W naszej kulturze, w religii katolickiej osoby, które się zabiją są potępione. W Japonii jest inaczej, to wybór jakiego się dokonuje. To kolejny argument, dla którego uważam, że warto obrazować ten temat.

Ile czasu spędziłeś w samym Lasie?
- Łącznie 12 dni. Odbyłem tam pięć podróży. Zazwyczaj spacer zaczynałem między 8 a 9 rano. Kończyłem, kiedy zaczynało się ściemniać, między 16 a 17. Za każdym razem robiłem dziesiątki kilometrów pieszo. Wędrówka po Lesie nie jest łatwa, jego podłoże jest zbudowane z zastygniętej magmy.

Podobno łatwo tam zostać na zawsze, nawet jeśli nie jest to zamierzone. Spacerowałeś samotnie czy miałeś wsparcie?
- Było ze mną dwóch przewodników, którzy od 20 lat regularnie przeczesują Las i zaprzyjaźniony fotograf, który pełnił rolę tłumacza. Obecna w podłożu magma zawiera ferromagnetyki zakłócające sygnał GPS, nie można liczyć na pomoc elektroniki. Nawet klasyczne kompasy wariują. Do tego roślinność jest bardzo gęsta. Wchodząc w głąb lasu, robi się naprawdę niebezpiecznie. Przewodnicy opowiadali, że jakiś czas temu do Lasu weszła ekipa filmowa z Wielkiej Brytanii i nigdy nie wyszła. Nie wiadomo co się stało z tymi ludźmi. Problemem Lasu jest też to, że w podłożu jest wiele dziur, kraterów, z których dawniej wypływała magma. Część z nich jest zasłonięta mchem. Wystarczy jeden nieuważny krok, by znaleźć się 2-3 m pod ziemią. Ja sam wpadłem do dziury aż po pachwiny. Samotny spacer to duże ryzyko. Po za tym, mając przewodników można zobaczyć i pokazać więcej.

Myślisz, że udało Ci się pokazać „więcej”?
- Tworząc ten projekt na pewno nie chodziło mi o to, by kogokolwiek przerazić. Chciałem ukazać najbardziej urzekającą stronę lasu… zderzenie dramatyzmu z pięknem. Byłem w dwóch rejonach, które przypominały filmowe Rivendell. Krajobraz był porośnięty mchem i delikatnie oprószony śniegiem, w iglakach mrozu odbijało się światło. Patrząc na ten widok odpowiedź na pytanie – dlaczego ci ludzie wybrali akurat to miejsce, nasuwa się sama.

Nie masz obaw, że twój projekt stanie się natchnieniem do popełnienia samobójstwa? Niektórym wystarczy najdrobniejszy bodziec. To delikatny temat.
- To bardzo delikatny temat i tak go potraktowałem. Myślę, że ten materiał w żaden sposób nie ma znamion zachęcających do odbierania sobie życia. Bardziej mówimy tu o skłanianiu do refleksji, zadawaniu pytań. A jeśli ktoś będzie chciał tam dotrzeć naprawdę, to i tak dotrze.

„Wychodząc z lasu” w TRAFO zobaczymy jeszcze jedną Twoją wystawę „Pamiętnik gaijina”, gdzie obnażasz najbardziej ukryte elementy ludzkiej natury. Czy projekty powinniśmy czytać jeden w kontekście drugo?
- Tematy na pewno się ze sobą przenikają. Zresztą cała wystawa nosi tytuł „生死 -しょうし”, co oznacza życie i śmierć. To cykl nieustannego wędrowania. Nocne życie dotyczy życia, las - śmierci. Czy prace się ze sobą łączą? Na pewno. W nocy Japończycy dają upust swoim emocjom. W lesie Japończycy dają upust swoim demonom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński