Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śni mi się płonący autokar

Emilia Chanczewska
Krystyna Leśniańska ma na zdjęciach uwiecznionych wszystkich uczestników lipcowej pielgrzymki. Często wraca do nich myślami, szczególnie teraz, w okresie Wszystkich Świętych.
Krystyna Leśniańska ma na zdjęciach uwiecznionych wszystkich uczestników lipcowej pielgrzymki. Często wraca do nich myślami, szczególnie teraz, w okresie Wszystkich Świętych. Emilia Chanczewska
Rozmowa z Krystyną Leśniańską, stargardzianką, która ocalała z katastrofy pod Grenoble.

- Trzy i pół miesiąca minęło od tragedii jaka rozegrała się na francuskiej drodze. Jak dziś pani się czuje?

- Jeszcze nie doszłam do siebie. W psychice pozostał ślad. Śni mi się pożar autokaru, spalone dzieci, kikuty. Z okna mojego pokoju widzę przystanek, z którego odjeżdżał autokar na pielgrzymkę. Gdy patrzę w to miejsce, wciąż widzę całą naszą grupę. Myślę o tym, co się stało. Chodzę na rehabilitację. Mam cztery zabiegi: laser, ćwiczenia indywidualne, ćwiczenia barku i masaż suchy. Łagodzą ból lewego barku. Gdy leciałam przez okno, poraniłam sobie całą lewą stronę. Miałam w kilku miejscach złamaną lewą rękę, w środku mam blachę i 9 śrub. Zaraz po wypadku była całkiem bezwładna. Myślałam, że będzie musiała być amputowana. Jestem pod stałą opieką lekarza ze Szczecina. Czekają mnie jeszcze dwa lub trzy zabiegi. Muszę mieć wyjęte kawałki szkła, które wbiły mi się pod pachą i w wewnętrzną stronę dolnej wargi, bo w szpitalu w Grenoble widocznie tego nie zauważyli. Na brzuchu miałam bardzo głęboką ranę, wciąż bardzo mnie boli.

- To prawdziwy cud, że pani żyje.

- Cudem jest, że przeżyłam, cudem jest to, że ze mną leciała moja torebka z dokumentami. Była obok mnie, choć leżałam bardzo daleko od autobusu. Cudem jest też to, że spaliły się moje rzeczy, a ocalał aparat ze zdjęciami, którymi mogę się teraz podzielić z innymi.

- Na naszych łamach wypowiadała się pani mama. Mówiła o swojej modlitwie i przekonaniu, że pani żyje, gdy nadeszła wiadomość o wypadku. Sama zmarła zaledwie kilka tygodni potem...

- Na początku października przypadały 90 urodziny mamy. Planowaliśmy huczne obchody. Zmarła wcześniej, 29 sierpnia. Z pomocą rodziny zorganizowałam pogrzeb. Ksiądz mi powiedział, że żyję, bo to jakby mama mnie wyrzuciła przez okno autokaru. Wiem, że modliła się, by Pan Bóg mnie nie zabierał, tylko ją.

- Jak pani traktuje swoje ocalenie?

- Nie ukrywam, że jestem osobą bardzo wierzącą. Skoro Pan Bóg darował mi życie, to znaczy, że mam misję do spełnienia. Gorąco dziękuję za ocalone życie. Modlę się codziennie za osoby, które niestety tragicznie zginęły i za powrót do zdrowia tych, co przeżyli. Wiem, że kilka osób wymaga dłuższej rehabilitacji.

- Na pewno szczególnie przeżywa pani okres Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny.

- To dni refleksji i zadumy. To, co się stało jeszcze bardziej pogłębia myśl o tych, co odeszli. Wracają wspomnienia. Zapalę znicze za wszystkich pielgrzymów, pomodlę się. Chodziłam na msze pogrzebowe, ale całe przepłakałam, byłam wtedy w złym stanie psychicznym.

- Czy można znaleźć słowa otuchy dla tych, których pozostawili zmarli pielgrzymi?

- Dla osób wierzących wytłumaczenie jest takie, że oni już są szczęśliwi i będą pomagać żyjącym, wspierać ich w trudnych chwilach. Ból zostanie na zawsze, do końca życia. Trzeba z tym żyć, widocznie taka była wola boska.

- Wiem, że pani dużo widziała i dobrze pamięta wypadek.

- Wszystko pamiętam! Czułam jak autokar nabiera prędkości, jak łapie pobocze i lecimy w dół. Byłam świadoma tego, że lecimy w przepaść. Wypadłam przez okno. Leżałam bardzo daleko od autokaru. Wokół był krajobraz jak po bitwie. To jest przeżycie bardzo głęboko zakorzenione w mojej psychice, jak śmierć bliskiej osoby.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński