Ojca, 48-letniego Tadeusza G., przy pomocy liny asekuracyjnej na brzeg wyciągnęli ratownicy. Jego syna przykryła fala i chłopiec zniknął pod wodą. Nieprzytomnego, dopiero po około 40 minutach poszukiwań, udało się wydobyć na brzeg.
Kąpali się w falach
Zakaz kąpieli
Wczoraj na strzeżonych plażach w Dziwnowie ratownicy wywiesili czerwone flagi. Siła wiatru dochodziła do 5 stopni w skali Beauforta, powodując bardzo silne prądy wsteczne.
W tym czasie na morzu była dość wysoka fala. Na ratowniczej wieży, na sąsiednim, strzeżonym odcinku plaży, powiewała czerwona flaga - znak zakazu kąpieli.
- Ojciec, syn i ich bliski krewny byli na wysokości zakończenia falochronów, mogła to być głębokość około 2 metrów - mówi ratownik, Krzysztof Kozub.
Według relacji ratowników, ojciec zauważył, że wysoka fala nakrywa jego syna. Prawdopodobnie zdążył jeszcze krzyknąć do pływającego w pobliżu szwagra, żeby mu pomógł. Świadkowie twierdza, że ojciec próbował jeszcze w ostatniej chwili złapać syna. Mężczyznom chciał także pomóc wezwany na pomoc kolejny krewny.
- Nie dał jednak rady. Fala wyszarpnęła mu obu mężczyzn z rąk - mówią ratownicy.
Długo szukali
Na pomoc w poszukiwaniu chłopca wezwano dodatkowo ratowników z Pobierowa. Na brzegu czekała też ekipa pogotowia ratunkowego i śmigłowiec sanitarny. Na końcu dotarła łódź Brzegowej Stacji Ratowniczej SAR z płetwonurkami. Do wody chcieli wskakiwać wczasowicze. Turysta z Częstochowy, który jest młodszym ratownikiem WOPR, także chciał pomóc w poszukiwaniach.
- Ten chłopiec długo przebywał pod wodą. Może gdyby kilkunastu rosłych mężczyzn, którzy stali na brzegu utworzyło tyralierę i weszło do wody, można by go było znaleźć szybciej - zastanawiał się Paweł Mazur z Częstochowy.
Kiedy po kilkudziesięciu minutach chłopaka udało się wreszcie wyciągnąć na brzeg. Był nieprzytomny. Godzinna reanimacja nie powiodła się.
Ostatnia kąpiel
Tragedia dotknęła rodzinę w nadzwyczaj niespodziewanych okolicznościach.
- Za kilka godzin, po kilkudniowym wypoczynku, mieliśmy już wracać do domu. Przyszliśmy tylko pożegnać się z morzem - mówił łamiącym się głosem wujek chłopaka.
Uratowany ojciec odmówił lotniczego transportu do szpitala. Razem ze swoją żoną i dwójką krewnych, za parawanem, czuwał przy zwłokach syna. Żalu i wzruszenia nie kryli też ratownicy.
- Prosimy napisać, żeby ludzie nie igrali z żywiołem, jakim jest morze. Bardzo współczujemy tej rodzinie - mówili.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?