Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śledztwo w sprawie wybuchu w Żydowcach. Bohater ratujący poszkodowanych opowiedział o wydarzeniach z sobotniego popołudnia

Łukasz Czerwiński
Łukasz Czerwiński
Nie milkną echa sobotniej eksplozji domu w Żydowcach. W intrenecie rozpoczęła się zbiórka pieniędzy, a prokuratura prowadzi śledztwo. Poznaliśmy również relację bohatera, który pierwszy pojawił się na miejscu tragedii.

Wciąż nieznana jest dokładna przyczyna wybuchu, ale najbardziej prawdopodobny wydaje się wyciek gazu. W domysłach winna miała być podłączona niedawno kuchenka.

- Ustaleniem przyczyn zdarzenia zajmuje się prokuratura. Po przeszukaniu gruzowiska zakończyliśmy działania w sobotę przed godziną 21 – mówi kpt. Franciszek Goliński z KM PSP.

Rzeczywiście prokuratura wszczęła śledztwo w związku z nieumyślnym sprowadzeniem zagrożenia zdrowia i życia wielu osób oraz mienia wielkich rozmiarów.

- W ramach postępowania ustalamy okoliczności, przesłuchamy świadków i czekamy na opinie biegłych w zakresie pożarnictwa i gazownictwa - mówi rzecznik prokuratury Alicja Macugowska-Kyszka.

Za ten czyn grozi od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności.

ZOBACZ TEŻ:

Rodzina potrzebuje pomocy

Dom i wszystko co się w nim znajdowało, zostało zniszczone podczas eksplozji. Rodzina bez wątpienia potrzebuje wsparcia i to nie tylko w kwestii finansowej. W tym kierunku założona została internetowa zbiórka, która w krótkim czasie osiągnęła już 30 procent kwoty. Pomoc zadeklarowały również lokalne władze.

- Ta najszybsza, doraźna pomoc, to łącznie 6000 złotych. 4800 złotych przekażemy z budżetu wojewody i 1200 złotych z budżetu miasta, ale prezydent musi złożyć odpowiedni wniosek - mówi wojewoda Zbigniew Bogucki.

Kwota nie jest imponująca, ale jak zaznaczył wojewoda, to nie była klęska żywiołowa, dlatego możliwości pomocowe są znacznie mniejsze.

- Będziemy jednak indywidualnie traktować tą sytuację i zobaczymy jak zostanie oceniona. Moi współpracownicy są już w kontakcie z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Rodzinie i kiedy Ci ludzie wyjdą ze szpitala, to jest informacja, że będą mieli zapewniony lokal. Jednak także w tym przypadku musi być wniosek ze strony miasta - informuje wojewoda zachodniopomorski.

"Nie czuję się bohaterem"

Pierwszy na miejscu zdarzenia pojawił się major Andrzej Dołęcki ze sztabu 14 Zachodniopomorskiej Brygady Obrony Terytorialnej, który prywatnie jest sąsiadem poszkodowanych. Zjawił się na miejscu ze swoim nastoletnim synem, a po chwili przybyli się kolejni sąsiedzi.

- Siedziałem w swoim ogrodzie przy bramie i naprawiałem domofon, kiedy gigantyczny wybuch powalił mnie na ziemię. Byłem w odległości około 150 metrów od miejsca zdarzenia. Kiedy spojrzałem w tamtą stronę, zobaczyłem latające fragmenty budynku. Bez namysłu pobiegłem w tamto miejsce - wspomina Andrzej Dołęcki - Pobiegł ze mną mój 13-letni syn Nikodem, z którego jestem bardzo dumny - dodaje.

W tamtym momencie nie targały nim emocje, skupiony na ratowaniu sąsiadów, nie myślał o tym co dzieje się wokół niego. Dziś już drżącym głosem i z napływającymi łzami, opowiadał o tym jak uratował tych ludzi.

- Gdy dotarłem na miejsce, zobaczyłem małą płaczącą dziewczynkę. Natychmiast przekazałem ją koledze, który również dobiegł do pomocy. W płonącej części budynku, zobaczyłem poparzonego mężczyznę, który siedział skulony. Zapytałem go, czy ktoś jeszcze był w budynku. Odpowiedział, że jest tam dziecko, więc rozpocząłem poszukiwania - relacjonuje - Zacząłem rękami odrzucać elementy budowlane i resztki tego co zostało z budynku. Po jakimś czasie zauważyłem leżącą dziewczynkę. Chwyciłem ją za nogi i wtedy zaczęła płakać. Wziąłem ją na ręce, zasłoniłem buzię przed płomieniami i wyciągnąłem z ognia - wspomina Andrzej Dołęcki.

Kiedy udało się uratować dwójkę dzieci, przy pomocy innych sąsiadów odkopali spod gruzów również poszkodowaną kobietę. Wtedy na miejsce przybyły służby.

- W krótkim czasie była już przy nas straż pożarna. Jednego pana nie musieliśmy szukać, ponieważ siła wybuchu wyrzuciła go z budynku na siatkę ogrodzeniową. Nie mógł się ruszać, ale był świadomy i odpowiadał na pytania. Współpraca ze służbami, które dotarły na miejsce, układała się znakomicie. Cieszę się, że Ci ludzie żyją, bo najważniejszym darem jest życie - mówił wzruszony major.

Dziś major Andrzej Dołęcki dziękuję za pomoc innym sąsiadom i podkreśla, że nie czuje się bohaterem, bo dla niego to był naturalny ludzki odruch. Okazało się, że to już szósta historia w jego życiu, kiedy przyszło mu ratować kogoś z niebezpieczeństwa. Podkreśla, że w takiej postawie bez wątpienia pomaga mu doświadczenie, którego nabrał podczas wieloletniej służby w wojsku.

Zrzutka na pomoc ofiarom wybuchu gazu - link

ZOBACZ TEŻ:

Wybuch na Żydowcach. Są poszkodowani! Jedna osoba przetransportowana helikopterem do szpitala

Wybuch gazu w Szczecinie. Jedna osoba poszkodowana w stanie...

Bądź na bieżąco i obserwuj:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński