Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sławomir Nitras: Kibicuję Piotrowi Krzystkowi

Marcin Bielecki
- Zrezygnowałem z kandydowania do parlamentu, bo nie chciałem prowadzić czegoś o charakterze wojny - mówi Sławomir Nitras.
- Zrezygnowałem z kandydowania do parlamentu, bo nie chciałem prowadzić czegoś o charakterze wojny - mówi Sławomir Nitras. Marcin Bielecki
Rozmowa z europosłem Sławomirem Nitrasem, szefem szczecińskiej Platformy

- Dlaczego nie ma pana na liście wyborczej? Jeszcze nie dawno rozważał pan powrót do parlamentu.
- Rzeczywiście, poważnie to rozważałem i konsultowałem z wieloma osobami. Tak naprawdę zrezygnowałem, bo nie chciałem prowadzić czegoś o charakterze wojny. Chciałem uniknąć konfrontacji. Kiedy zobaczyłem dużą determinację szefa regionu, żebym nie kandydował, to postanowiłem zejść z pola walki.

- Poszło o zdanie szefa partii, Stanisława Gawłowskiego?
- Tak. Rozmawiałem z nim na ten temat i zapytałem, skąd się to bierze. Znam powody, ale nie chciałbym o nich mówić. To są sprawy, które powinny pozostać wewnątrz Platformy. Nie jest tajemnicą, że starałem się, by ceną za moje niestartowanie był realny wpływ szczecińskiej Platformy na kształt list wyborczych i brak ze strony pana Gawłowskiego działań krzywdzących ludzi. Chodziło o szczecińskich radnych, a także Michała Marcinkiewicza, Jana Olecha, Marcina Zydorowicza. Wydawało mi się, że zawarliśmy taką umowę. Jak widać, tylko mi się wydawało, że takie porozumienie zawarliśmy.

- Czuje się pan oszukamy?
- Nie jestem dzieckiem, to jest polityka. Mam poczucie, że pan Gawłowski nie dotrzymał umowy.

- Czy Bartosz Arłukowicz jako jedynka na liście wyborczej PO do parlamentu, to policzek dla lokalnych struktur, które nie umiały same wyłonić lidera?
- Niewątpliwie Arłukowicz to ciekawa postać. Na pewno jest człowiekiem, który na tle młodych ludzi wchodzących do polityki - i to w wymiarze ogólnopolskim - pozytywnie się wyróżnia. Jest w nim dynamizm, świeżość i wiarygodność widziana oczami wyborców. Jest ciepło przyjmowany przez ludzi, wyborcy mu ufają. Pod tym względem jego obecność w Platformie jest dużym sukcesem, ale też - nie da się tego ukryć - pewną taktyczną zagrywką. Dla nas to duże wzmocnienie, a dla naszej konkurencji - spory kłopot. Kiedy słucham Grzegorza Napieralskiego czy Joachima Brudzińskiego, to zauważam, że do dzisiaj nie potrafią sobie z tym kłopotem poradzić. Arłukowicz jest nietuzinkową postacią i znalezienie tego typu lidera nie jest łatwe. Gdyby pojawił się w Poznaniu, Katowicach, czy w Krakowie, też byłby bardzo silną jedynką. Nie mam wątpliwości, że osiągnie najlepszy wynik w Zachodniopomorskiem. Czy będzie to wynik lepszy niż 65 000 głosów, które jako lider uzyskałem 4 lata temu? Tego nie wiem. Nie będzie to łatwe, ale kibicuję, by mu się udało. Wtedy nie będzie poszkodowanych. Zyska cała Platforma.

- Jak wyglądałaby ułożona przez pana lista PO?
- Na pewno ważnym czynnikiem byłyby wyniki, które osiągnęli kandydaci 4 lata temu. Jeżeli ktoś z 5 miejsca na liście uzyskał 2 wynik, to zasługuje na to, by być obecnie na liście wyżej niż w poprzednich wyborach. To dotyczy na przykład posła Marcinkiewicza. Szczecińska Platforma zaproponowała żeby liderem listy był wojewoda Zydorowicz. Uważam, że nie ma osoby, która w większym stopniu przez ostatnie 4 lata pracowała na opinię o rządzie. Stworzył wizerunek kompetentnego, uczciwego i pracowitego urzędnika. Umieszczenie urzędującego wojewody na ostatnim miejscu listy jest niepoważne i wygląda na policzek wymierzony nie tylko jemu osobiście. Stanowi też wygodny pretekst dla opozycji do ataków na rząd. To nie jest poważna propozycja.
Zakładając, że jedynkę miałby Arłukowicz, w pierwszej trójce stworzonej przeze mnie byłby wojewoda Zydorowicz, a w pierwszej piątce - poseł Marcinkiewicz. Na liście do Senatu byłby najprawdopodobniej Jerzy Sieńko. Ma zdecydowanie większy potencjał wyborczy niż Norbert Obrycki. Jest też osobą blisko współpracującą z panem Gawłowskim i dlatego proponowałbym jego kandydaturę, żeby szukać kompromisu.
Na pewno panie radne: Judyta Lemm i Urszula Pańka znalazłyby się w pierwszej dziesiątce. Obie osiągają bardzo dobre wyniki w wyborach samorządowych. Umieszczenie ich pod koniec listy jest nieporozumieniem, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że wyżej znajdujemy osoby kompletnie anonimowe nawet w strukturach PO.

- Kto został ewidentnie skrzywdzony oprócz pań radnych?
- Panowie Marcinkiewicz, Zydorowicz, Olech. Istnieje zresztą poważne ryzyko, że senator Jan Olech wystartuje do Senatu jako kandydat niezależny i te wybory wygra. To byłoby bardzo niekorzystne dla PO. Jeżeli prześledzi się ilość spotkań w terenie, to senator Olech bije wszystkich na głowę.

- Czy szczecińska Platforma popadła w niełaskę po przegranych wyborach na prezydenta Szczecina, po umieszczeniu w Sejmie Cezarego Atamańczuka?
- Takie sytuacje jak z posłem Atamańczukiem niestety również w Platformie się zdarzają.
- Dlaczego znalazł się na liście?
- Byłem temu przeciwny. Chciałem, by ostatnie miejsce zajął Piotr Muszyński. Przegrałem to głosowanie. Osoby, które chciały umieszczenia posła Atamańczuka na liście twierdziły, że zawsze Platforma miała przedstawiciela mniejszości ukraińskiej. Ten argument zyskał wtedy uznanie Rady Regionu. Jeżeli chodzi o Piotra Krzystka, to Szczecin nie jest jedynym miastem, w którym przegraliśmy wybory prezydenckie. To samo można powiedzieć o Poznaniu, Wrocławiu, Krakowie, Katowicach. W tamtych miastach nikt nie formułuje tego typu ocen. W demokracji nie można zawsze zwyciężać i my w Platformie to wiemy.

- Wierzy pan, że Platforma w Szczecinie dogada się jeszcze z prezydentem i będzie współrządziła miastem?
- To jest źle postawione pytanie. Te cztery minione lata z Piotrem Krzystkiem to nie były łatwe lata. Prezydent Krzystek ma tendencje do zmieniania zdania bez jakichkolwiek konsultacji. Było mi piekielnie ciężko, kiedy z gazet dowiadywałem się o decyzjach prezydenta, które stały kompletnie w poprzek tego, co deklarował w czasie rozmów z nami. A takich przypadków było bez liku. I to dotyczących ważnych spraw. Radni i władze Platformy o tym, że prezydent podjął decyzję o rezygnacji z budowy obwodnicy dowiedzieli się z gazety. Mało tego, kilka tygodni wcześniej usłyszeliśmy od prezydenta, że budowa ta jest priorytetem. Podobnie z dofinansowaniem hali. Prezydent poinformował marszałka województwa, że rezygnuje ze zdobytego przez nas dofinansowania. Na naszych spotkaniach deklarował jedno, a potem robił inaczej.
Przez 4 lata byłem zmuszony, również przed dziennikarzami, tłumaczyć decyzje prezydenta, których nie rozumiałem. Dzisiaj jest mi dużo lżej i sytuacja jest zdrowsza. Prezydent pracuje na własny rachunek i za własne decyzje musi ponosić odpowiedzialność. Czy to oznacza, że nie możemy ze sobą współpracować? Oczywiście nie. Możemy, ja mu naprawdę kibicuję. Nie ma we mnie jakiś złych emocji.

- Platforma w radzie miasta traci radnych.
- Władza przyciąga. Najpierw straciliśmy Jana Stopyrę. Teraz odszedł Władysław Dzikowski. Gdyby to ode mnie zależało, Dzikowski dzisiaj nie byłby radnym. To była decyzja pana Gawłowskiego, by podnieść mu miejsce na liście. Myślę, że pan Gawłowski nie znał radnego Dzikowskiego. Zrobił to pewnie tylko dlatego, że ja go umieściłem niżej. Radny Dzikowski jest osobą specyficzną. Są radni, którzy mają zawsze takie poglądy jak prezydent. O ile o Dzikowskim to wiedziałem, to o panu Stopyrze nie.

- Dzikowski w rozmowie z Głosem stwierdzi, że to pan kazał z nim zrobić porządek.
- Nie wiem co pan radny miał na myśli. Jego koledzy i koleżanki z klubu prosili tylko, by wyjaśnił dlaczego nagrywał bez ich wiedzy ich rozmowy. Uważam, że nikt nie czuje się komfortowo, gdy się go potajemnie nagrywa. Jeżeli pan Dzikowski sobie życzy, to ja nie mam nic przeciwko, by upublicznił te kasety. Może dziennikarzom? Myślę, że chciał kogoś skompromitować ujawniając niezręczną wypowiedź.

- Ktoś jeszcze opuści klub radnych Platformy?
- Nie wydaje mi się.

- W klubie pozostanie Jerzy Sieńko? Pokutowała opinia, że przy PO trzyma go tylko możliwość uzyskania rekomendacji na senatora. Kiedy to marzenie się nie ziściło, może pójdzie za prezydentem.
- To jest niesprawiedliwa ocena. Uważam, że został skrzywdzony przy układaniu list. Stało się to po pojawieniu się posła Arłukowicza na listach. Środowisko PO związane urzędem marszałkowskim wpadło w popłoch po pojawieniu się Bartosza na liście i doszło do wniosku, że Norbert Obrycki może wyborów nie wygrać. Dlatego przesunięto go, za zgodą Stanisława Gawłowskiego, do Senatu kosztem Jerzego Sieńki. Szkoda. Liczę, że podobnie jak w przypadku panów Michała Marcinkiewicza, czy Jana Olecha zmiany dokona jeszcze Zarząd Krajowy PO. Wiem, że zainteresowani skierowali stosowne odwołania do przewodniczącego Donalda Tuska.

Rozmawiała Ynona Husaim - Sobecka

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński