Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sirius Star - co się stanie z porwanymi Polakami?

Krystyna Pohl
Wody Somalii i Zatoki Adeńskiej uchodzą za jeden z najniebezpieczniejszych rejonów żeglugowych świata. Tylko w tym roku doszło na tamtych wodach do około stu napadów na statki a 36 zostało uprowadzonych.

Ofiarą somalijskich piratów padły statki handlowe, pasażerskie, jachty, zbiornikowce a także jednostki z pomocą humanitarną.

Ostatni piracki atak zbulwersował świat, bo oto parę dni temu porwany został ogromny tankowiec Sirius Star o nośności 320 tysięcy ton, długości ponad 330 metrów załadowany 2 milionami baryłek ropy.

Po raz pierwszy w historii piractwa uprowadzono aż tak duży statek i po raz pierwszy dokonano ataku tak daleko od lądu. Statek znajdował się na Oceanie Indyjskim, 450 mil morskich (tysiąc km) na południowy wschód od kenijskiego portu Mombasa.

Niewykluczone, że piraci wykorzystali zaskoczenie załogi, która nie spodziewała się napadu tak daleko od Somalii. Atak nastąpił prawdopodobnie przy pomocy porwanego wcześniej nigeryjskiego holownika.

Tankowiec dopłynął do somalijskiego portu Eyl, będącego azylem piratów. Cały czas trwają negocjacje piratów z armatorem odnośnie okupu. Wśród 25-osobowej, międzynarodowej załogi tankowca, jest dwóch Polaków. Dowódcą statku jest polski kapitan z Gryfina. Polakiem jest też elektryk.

Polacy od kilkunastu lat pracują na tankowcach saudyjskiego armatora. W ich zatrudnieniu pośredniczyła szczecińska firma Balteam.

- Ten armator zatrudnia najlepszych specjalistów - zaznacza kpt.ż.w. Sławomir Pietrusiewicz, szef firmy rekrutującej załogi. - Polacy są doświadczonymi marynarzami, przygotowanymi także do takiej trudnej sytuacji.

Statek ma zaledwie 7 miesięcy. Ten supernowoczesny, jeden z największych tankowców świata, wszedł do eksploatacji w kwietniu tego roku. Jest wyposażony we wszystkie najnowocześniejsze urządzenia nawigacyjne i zabezpieczające. Tym bardziej zdumiewa, że na taką jednostkę dostali się piraci.

Atakują nocą

Kapitan Janusz L., który dość często pokonuje ten akwen, mówi, że wcale nie jest to takie trudne.

- W Zatoce Adeńskiej oddzielającej Róg Afryki od półwyspu Arabskiego aż roi się od najróżniejszych łódek rybackich i handlowych żaglowców nazywanych dhow - wspomina kapitan. - Często są one wyposażone w silniki motorowe. Nigdy nie wiadomo, na której są piraci. A ci statek obserwują i potrafią na szybkich motorowych łodziach błyskawicznie do niego podpłynąć i najczęściej od strony rufy dostać się na pokład. Robią to zazwyczaj nocą, za pomocą zarzucanych lin z kotwiczkami. Po nich się wspinają, terroryzują załogę bronią i statek jest ich. A trzeba pamiętać, że tankowiec wypełniony ropą jest głęboko zanurzony. Pokład od poziomu wody dzieli zaledwie kilka metrów. Dlatego tak łatwo na niego się dostać.

Kapitan L. jest przekonany, że i jego statek próbowali napaść piraci.
- Parę lat temu przepływałem Cieśninę Singapurską o połowę mniejszym tankowcem - opowiada. - Z ropą płynęliśmy do Japonii. Na radarze nie było nic niepokojącego, ale marynarz przypadkowo dostrzegł łódź podejrzanie blisko statku. Od razu włączyliśmy reflektory i statkową syrenę. Łódź odpłynęła.

GPS zamiast czarnej bandery

Pirat najczęściej kojarzy się z jednookim, zarośniętym hersztem z hakiem zamiast dłoni i czarną flagą z trupią czaszką. Taki obraz wykreowany przez film można włożyć między bajki. Współcześni piraci są sprawni fizycznie, wyposażeni w telefony sanitarne i odbiorniki GPS.

Są doskonale uzbrojeni w broń automatyczną, wyrzutnie rakiet i granaty. Dobrze też znają statki a ich wybór nie jest przypadkowy. Somalijscy piraci dokonują ataków na statki nie tyle dla rabunku, co dla uzyskania wysokiego okupu, którego domagają się od armatora jednostki.

Z danych Międzynarodowego Biura Morskiego wynika, że obecnie piraci z Somalii przetrzymują 14 różnych statków handlowych z 250 członkami załóg. Wśród nich jest ukraiński statek Faina, który został porwany w sierpniu. Na jego pokładzie były 33 czołgi, setki skrzyń z kałasznikowami oraz amunicją.

Piraci żądają za uwolnienie statku 3 mln dolarów. Gdy porwali statek z pomocą humanitarną (ryż dla głodującej Somalii) negocjacje trwały aż sto dni. Dopiero po tym czasie ryż oraz statek wróciły do właściciela.

Za uwolnienie uprowadzonego w kwietniu francuskiego żaglowca pasażerskiego Le Ponant z 30-osbową załogą piraci dostali 2 mln dolarów. W kilka tygodni później sześciu piratów schwytali francuscy komandosi. We wrześniu komandosi odbili z rąk piratów francuski jacht. Schwytali też kilku piratów.

Tylko w tym roku somalijscy piraci zarobili na okupach około 30 mln dolarów. Zachęceni bezkarnością wybierają coraz większe statki. Nikt nie sądzi, że atak i porwanie tankowca Sirius Star było przypadkowe.

Tylko broni im nie brakuje

Dlaczego właśnie wody Rogu Afryki są tak bardzo zagrożone piractwem? To efekt wojen wstrząsających tym regionem od dziesięcioleci. Somalia, Erytrea, Sudan i Dżibuti, to dziś najbardziej zniszczone kraje świata. Brakuje w nich wszystkiego, jedynie broni jest pod dostatkiem. A jedynym sposobem na zarabianie pieniędzy stała się grabież. Szczególnie sprzyja temu sytuacja w Somalii pogrążonej w domowej wojnie.

Załogi statków są przeszkolone na wypadek ataku pirackiego, wiedzą jak mają się w takiej sytuacji zachować. Żelazna zasada to absolutny spokój, żadnej agresji, żadnych gwałtownych ruchów i podporządkowanie się żądaniom piratów, bo to oni, mimo że mniej liczni od załogi, ale uzbrojeni mają nad nią przewagę. Są też specjalne procedury i zabezpieczenia, które trzeba stosować na niebezpiecznych akwenach.

Alarm dla załogi

Parę lat temu na masowcu płynęłam przez Cieśninę Malakka. To akwen również zagrożony atakami pirackimi. Przed nimi ostrzegały specjalne komunikaty morskie. Załoga była w pełnym pogotowiu. Była noc, więc oświetlony został pokład, zwiększano obsadę wacht, dokładnie zostały pozamykane wszystkie pomieszczenia, na pokładzie przygotowano dodatkowe reflektory oraz armatki wodne. Obserwowano wszystko, co działo się wokół statku. Zagrożeniem mogła być każda niepozornie wyglądająca łódź rybacka. Przeszliśmy.

Każdego roku na morzach całego świata rośnie liczba pirackich napadów na statki. W 2007 roku odnotowano ich ponad 270. W 72 użyto broni palnej. Za zakładników wzięto 292 członków załóg, pięciu zabito, trzech uznano za zaginionych. 64 marynarzy odniosło rany. Przez Zatokę Adeńską, Morze Czerwone, Kanał Sueski wiedzie główny szlak żeglugowy z Europy na Bliski i Daleki Wschód. Trudno założyć, że armatorzy z niego zrezygnują i wybiorą dłuższą trasę wokół Afryki. Wszyscy liczą na to, że po tegorocznych atakach utworzone zostaną międzynarodowe siły do walki z morskim piractwem. Unia Europejska zapowiedziała, że wyśle w rejon Somalii wojskową misję morską. W jej skład mają wchodzić samoloty zwiadowcze i okręty.

Najdłuższe 18 godzin w moim życiu

Kilka lat temu piracki atak na Morzu Południowochińskim przeżył kpt.ż.w. Ryszard Lech ze Szczecina. O piątej rano obudził go łomot do drzwi kabiny. Gdy otworzył, zobaczył wycelowaną lufę pistoletu i usłyszał: "To napad, trzymaj ręce na karku, nie gadaj to przeżyjesz".

Piraci całą załogę zaprowadzili do mesy i powiązali podartymi prześcieradłami. Kapitanowi kazali wskazać wszystkie urządzenia nadawcze. Wskazał, nie miał wyboru. Zniszczyli wszystkie. Potem zażądali pieniędzy z sejfu. Dokładnie wiedzieli gdzie jest.

- Z pistoletem przy głowie trudno grać bohatera - mówi kapitan. - Zabrali całą gotówkę, ponad trzy tysiące dolarów. A potem bezkarnie splądrowali kabinę po kabinie, każde pomieszczenie statku. Zabrali wszystko. Większość załogi została w spodenkach i kombinezonach roboczych. Nie opuścili statku od razu. Koszmar trwał 18 godzin. Najgorsze były ich wrzaski i wymachiwania bronią. Cały czas się bałem, żeby komuś z załogi nie puściły nerwy, żeby nie zrobił czegoś głupiego. To były najdłuższe, najkoszmarniejsze godziny w moim życiu. Dopiero nocą podpłynęły szybkie łodzie, piraci wrzucili na nie skradzione rzeczy i zażądali jeszcze czterech ton paliwa. Przepompowanie było horrorem. Pękały węże, ze strachu trzęsły się ręce a oni poganiali i wrzeszczeli, że będą strzelać. Potem znowu nas związali i odpłynęli. Zanim oswobodziliśmy się z więzów, tankowiec wypełniony 130 tys. ton ropy przez pewien czas dryfował. Załoga była w komplecie, tylko parę osób zostało pobitych.
Jak piraci dostali się na statek? Klasycznie. Najpierw łódkami rybackimi zrobili zamieszanie przed dziobem. Oficer wachtowy zajęty ich wymijaniem nie zauważył łodzi szybko zbliżającej się od strony rufy. Piraci weszli na pokład bez problemu. Załadowany tankowiec był głęboko zanurzony. Od lustra wody do pokładu były tylko dwa metry.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński