Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sędziuje nawet po zawale

Rozmawiał: Dariusz Jachno
W ubiegłym tygodniu minęło 30 lat od kiedy Antoni Dancewicz, znany szczeciński sędzia piłkarski, rozpoczął karierę arbitra. Od tego czasu "gwizdał" w ponad 2300 spotkaniach! Jako sędzia główny dotarł do III ligi, chorągiewką machał na boiskach II ligi.

Głos: Pamięta pan swój pierwszy mecz?

Antoni Dancewicz: Dokładnie tak, jakby to się działo dwa lata temu. Miałem wówczas 19 lat. Sędziowałem na linii, a głównym arbitrem był Krzysztof Lewanowicz, były dyrektor MKS Pogoń. Chrobry Szczecin zremisował z reprezentacją Szczecina 2:2.

- Co zadecydowało, że został pan arbitrem, a nie sportowcem - wyczynowcem?

A.D.: Trenowałem kolarstwo w Ogniwie Szczecin i piłkę ręczną w zespole juniorów Pogoni. Gdy moja siostra wyszła za mąż za Bolesława Stacewicza, piłkarza i kapitana Dębu Dębno, postanowiłem mu jakoś dorównać. Na karierę piłkarską było już za późno, postanowiłem się zatem zapisać na kurs sędziowski. Po kilku latach spotkaliśmy się na boisku. On grał z Wartą Poznań mecz Pucharu Polski, ja biegałem na linii. Rodzinne koneksje nic nie pomogły. Żadnego spalonego nie puściłem i Warta pewnie wygrała.

- Z kim panu się najlepiej sędziowało?

A.D.: Moim pierwszym nauczycielem był Krzysztof Lewanowicz, a potem Krzysztof Czemarmazowicz. W naszej trójce sędziowskiej był też obecny szef szczecińskich arbitrów Jacek Kubiak. Jak widać miałem się od kogo uczyć.

- Pana kariera arbitra głównego zatrzymała się jednak na III lidze.

- A.D.: Byłem cztery razy nominowany do awansu do II ligi. Nie udało się, raz odpadłem w rywalizacji m.in. z Michałem Listkiewiczem. Wprawdzie nie do końca wykorzystałem swoją szansę, ale i tak jestem zadowolony ze swojej kariery. Duża w tym zasługa rodziny, żony Grażyny i córki Izy. Obie moje panie niezwykle przychylnie zapatrywały się na moją pasję.

- Kilka lat temu pana przygoda sędziowska została nagle przerwana...

A.D.: - Przeszedłem zawał serca. Tylko dzięki wspaniałej opiece kardiologicznej takich fachowców jak pani profesor Zdzisława Kornacewicz-Jach, czy doktora Jarosława Gorącego ponownie wróciłem na boiska. Po zawale można jeszcze dziarsko biegać po murawie, czego jestem najlepszym przykładem. Za rok zawieszam jednak buty na kołku. Kończę 50 lat i w myśl przepisów PZPN zostaję obserwatorem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński