Na początku lipca, podczas spaceru, pies uciekł właścicielowi na wydmy i ślad po nim zaginął.
- Minęło tyle czasu... Właściwie to już straciłem nadzieję, że jeszcze się odnajdzie - mówi Lech Nowicki z Międzyzdrojów.
Okazało się, że pies zawędrował aż na Białą Górę. Tam wpadł do niezabezpieczonego dawnego wojskowego bunkra. Dopiero kilka dni temu odnaleźli go strażnicy WPN. Wyciągnęli czworonoga z pułapki i zawieźli do żubrowiska. Tam rozpoznał go jeden z pracowników i powiadomił właściciela.
- To po prostu cud, że Pepi przeżył tam tyle czasu - mówi Lech Nowicki. - Jest bardzo wychudzony, ale dojdzie do siebie. Bardzo, ale to bardzo dziękuję strażnikom z parku narodowego.
Jednocześnie pan Lech chce przestrzec wszystkich, którzy spacerują po Białej Górze.
- Ten bunkier jest głęboki i niezabezpieczony - mówi. - Strach pomyśleć, co byłoby, gdy wpadło do niego na przykład dziecko.