Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sąsiedzi mają dość

Wioletta Mordasiewicz
Pan Ryszard ciągle puka do drzwi sąsiada i prosi go o spokój. Ale to nie pomaga. Podobnie jak interwencja policji.
Pan Ryszard ciągle puka do drzwi sąsiada i prosi go o spokój. Ale to nie pomaga. Podobnie jak interwencja policji. Wioletta Mordasiewicz
Mieszkańcy bloku na os. Zachód mają dość sąsiada, urządzającego nocne libacje alkoholowe. Z jego mieszkania fetor wydobywa się na klatkę schodową.

- Nie ma na niego siły - skarży się pan Ryszard, który kupił mieszkanie na parterze, a znajdujące się pod uciążliwym lokatorem w bloku B6 na os. Zachód. - Niedawno się wprowadziłem. Myślałem, że spędzę tu stare lata w spokoju. Gdybym wiedział, że w tej klatce mieszka ktoś taki, na pewno znalazłbym mieszkanie gdzie indziej. To, co on nam zgotował, to istny horror.

Stargardzianie narzekają, że lokator z pierwszego piętra pije alkohol i zaprasza na libacje kolegów. Hałas, przekleństwa i krzyki - to wszystko jest tam podobno na porządku dziennym. I nocnym. Zbigniew S. mieszka sam. Po śmierci matki rozpił się na dobre. Nie dba o mieszkanie.

- Mamy z nim krzyż pański - opowiada sąsiadka z góry. - Śmierdzi od niego na kilometr. Fetor z jego mieszkania wydostaje się na klatkę schodową. Żeby przejść, trzeba zatykać nos. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że jego lokal to wylęgarnia robactwa, które przełazi do innych mieszkań. Z karaluchami nie dajemy sobie rady.

Interwencje nie pomagają

Sąsiedzi wiele razy zwracali uwagę mężczyźnie na jego niestosowne zachowanie. Często pukają do jego drzwi. Interweniują na policji i w straży miejskiej. Służby te zapowiadają częstsze kontrole, ale żadne upomnienia i karanie mandatami nie pomaga.

Uciążliwy lokator przeprasza, a następnego dnia znowu pije z kolegami i zakłóca spokój. W związku z tym, że przestał opłacać rachunki, odcięto mu prąd. Wieczorami i w nocy amatorzy tanich trunków siedzą przy zapalonych świecach. Lokatorzy żyją w strachu, że kiedyś tamci zasną i spalą cały blok.

Zbigniew S. nie płaci czynszu. Ma zadłużenie w spółdzielni na ponad 7 tys. zł.. Pisma z prośbą o pomoc dostaje od mieszkańców bloku B6 prezes Spółdzielni Mieszkaniowej w Stargardzie. Ten informuje policję i strażników miejskich. I koło się zamyka.

Zapukaliśmy do drzwi uciążliwego sąsiada. Otworzył nam brodaty, zaniedbany mężczyzna około pięćdziesiątki. Wraz z otwarciem drzwi z mieszkania buchnęła mieszanina fetoru z alkoholem. Ze środka dobiegały głosy innych mężczyzn.

- Inni sąsiedzi też hałasują - mówi Zbigniew S. - Puszczają głośno muzykę. Obiecuję, że będzie ciszej. A poza tym, ja jestem tu do marca. Potem wyprowadzam się do Kluczewa.

- Czy nie ma na niego jakiegoś sposobu? - pytają rozżaleni stargardzianie. - Przecież on nie dość, że uprzykrza nam życie to jeszcze stwarza ogromne zagrożenie. Niech ktoś w końcu zrobi z nim porządek!

Nie można eksmitować

Jednak usunięcie z mieszkania lokatora okazuje się nie być sprawą prostą. Ponieważ mieszkanie, które zajmuje, jest własnościowe. I uzyskanie wyroku o eksmisję jest niemożliwe. W grę wchodzi tylko licytacja. Ale status prawny lokalu nie jest uregulowany, ponieważ matka mężczyzny nie zostawiła testamentu. A spadkobierców jest kilku.

- W lipcu ub.r. spółdzielnia wystąpiła do sądu o stwierdzenie nabycia spadku - informuje Robert Zdobylak, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej w Stargardzie. - Odbyła się już jedna sprawa. Gdy zostanie ona zakończona spółdzielnia wystąpi przeciwko spadkobiercom. Gdy opłaty nadal nie będą regulowane, będzie można wnosić o zlicytowanie lokalu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński