Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Saryusz-Wolski: Nikt nie zostawia suchej nitki na Komisji Europejskiej za to, jak zorganizowała szczepienia

Agaton Koziński
Agaton Koziński
Marcin Obara
Komisja Europejska liczyła, że przy okazji pandemii i programu wspólnego zakupu szczepień poszerzy zakres swojej władzy o kwestie zdrowotne. Na takie „szczegóły” jak wynegocjowanie dobrej umowy na zakup szczepionki nie starczyło uwagi - mówi Jacek Saryusz-Wolski, eurodeputowany z ramienia PiS

Akcja szczepień przeciw Covid-19 miała być wielkim sukcesem UE, a idzie jak po grudzie. Gdzie jest problem?
Problemem są zakupy szczepionek dokonywane przez KE. Ale proszę pamiętać, że w kwestiach zdrowotnych Unia - a więc także Komisja Europejska - nie ma kompetencji.

Cypryjka Stella Kyriakides jest komisarzem UE ds. zdrowia.
W Parlamencie Europejskim jest też komisja ENVI, której jedną z kompetencji jest zdrowie publiczne. Ale to wszystko na wyrost, Unia kompetencji formalnych w tej materii nie posiada, tak jak nie posiada polityki w tym obszarze. To z kolei sprawiło, że w strukturach unijnych nie ma osób mających doświadczenie w tego typu tematach. Nie ma nikogo, kto na przykład wie, jak negocjować kontrakty publiczno-prywatne z Big Pharma.

Przecież w kategoriach handlu Unia jest światową potęgą. UE podpisuje największe umowy handlowe na świecie. Ma w tej dziedzinie ogromne kompetencje.
Ma kompetencje - ale w zagranicznej polityce handlowej. To całkowicie inna kwestia niż kontrakty związane z zakupem dużej partii szczepionek, czy szerzej z zamówieniami publicznymi. UE w tej dziedzinie nie ma żadnych doświadczeń. Widać to na konkretnych przykładach. Wystarczy porównać kontrakty, jakie z firmą Astra-Zeneca podpisały Bruksela i Londyn - od razu widać, o ile lepsze warunki udało się uzyskać Brytyjczykom niż Unii. To najlepiej pokazuje różnicę, gdy negocjacje prowadzą specjaliści od zamówień publicznych, albo gdy zajmują się tym eksperci od handlu międzynarodowego.

Unia kontrakty na szczepionki pokazywała jako swój duży sukces. Były dowodem, że współpraca w ramach UE ma głęboki sens.
Negocjatorzy z ramienia Unii podeszli do tych kontaktów jak księgowi. Skupiali się przede wszystkim na tym, żeby osiągnąć jak najniższą cenę, a nie na pewności i terminowości dostaw.

Z efektem. Cena wyjściowa jednej szczepionki to było 54 euro. Udało się ją zbić do 16 euro.
Do tego jeszcze negocjowano klauzule odpowiedzialności cywilnej w przypadku, gdyby się okazało, że pojawiają się konsekwencje zdrowotne szczepionek. Jednocześnie zabrakło zabezpieczeń skutecznie zapewniających ciągłość i terminowość dostaw. W efekcie wyszło na to, że Komisja walczyła o „grosze” - bo naprawdę nie jest najważniejsze, czy szczepionka kosztuje 16 czy 50 euro - zamiast skupić się na dostawach. Inaczej zrobił Izrael, który od razu mówił, że cena nie ma znaczenia, natomiast najważniejsze jest tempo dostaw. Nikt nie wie, ile Izrael zapłacił, mówi się, że przebił inne oferty płacąc dwa razy więcej. Ale dziś już właściwie kończy szczepienie swoich obywateli, a większość krajów UE daleko w tyle.

I tak zyskują, bo główne straty to zamknięte gospodarki. Lockdown Unię kosztuje miliardy.
Opóźnienia w szczepieniach w krajach EU biorą się m.in. stąd, że część szczepionek dostarczano hojniejszym kupcom.

Włochy właśnie zablokowały transport do Australii szczepionek wyprodukowanych w Europie.
W tym przypadku Unia sięgnęła po klasyczne rozwiązania stosowane w swym handlu zagranicznym - czyli w tym, w czym jest mocna. W ten sposób naprawia błędy popełnione w obszarze, w którym zabrakło jej kompetencji. Nie zmienia to faktu, że właściwie prowadząc politykę zakupu szczepionek Unia mogła mieć co najmniej takie tempo szczepień jak Wielka Brytania.

W Wielkiej Brytanii ponad 30 proc. obywateli dostało co najmniej jedną szczepionkę. W całej UE - 8 proc.
Unia ponosi ogromne straty z powodu lockdownu, szacuje się je już na ponad 100 mld euro, to 2/3 rocznego budżetu UE. „Bild” podał, że w samych Niemczech z powodu opóźnienia programu szczepień zmarło dodatkowo 27 tys. osób. Takie są koszty błędnej strategii zakupowej przyjętej przez KE.

Cały czas można ją zrewidować.
Po pierwsze szkody już powstały. Po drugie w tej operacji wcale nie chodziło tylko o zakup szczepionek. Proszę zwrócić uwagę, że Komisja od samego początku mówiła, że trzeba stworzyć Europejską Unię Zdrowotną. KE nie kierowała się jedynie chęcią ratowania istnień ludzkich czy miejsc pracy. Jej celem było wykorzystanie kryzysu do tego, żeby poszerzyć swój zakres władzy, zwiększyć swoje kompetencje. A przecież kwestie zdrowotne są traktatowo wyłączną kompetencją państw członkowskich. Tymczasem Komisja wpisała się w kurs, który wyznaczył wcześniej Jean-Claude Juncker, zawłaszczania nowych obszarów pozatraktatowych kompetencji.

Gdzie Pan widzi ten związek przyczynowo-skutkowy?
KE była z założeniem ciałem, które miało reprezentować interes całej Unii. Zmieniało się to stopniowo, ale przyspieszenie zawdzięczamy Junckerowi, który ogłosił, że Komisja jest ciałem politycznym - i od tamtej pory jest ona instytucją ciągle głodną władzy, ciągle dążącą do poszerzenia swoich kompetencji. Wyraźnie widać zapędy uzurpatorskie - a po zmianie przewodniczącego Komisji one wcale nie ustały. Teraz KE liczyła, że poszerzy zakres swojej władzy o kwestie zdrowotne. Na takie „szczegóły” jak wynegocjowanie dobrej umowy na zakup szczepionki nie starczyło uwagi.

Czuć w Europie rozczarowanie tym, że program szczepień idzie tak wolno. Komisja miała być rozwiązaniem, stała się problemem. Jak mogą być tego konsekwencje?
Takie rzeczy można wychwycić badaniami socjologicznymi, ale takich nie było. Nie wykluczałbym jednak, że konsekwencją tego kryzysu będzie obniżenie poziomu zaufania do KE. Dziś nikt nie zostawia suchej nitki na Komisji za to, w jaki sposób zorganizowała program szczepień.

Równolegle Unia chce uruchomić Fundusz Odbudowy Europy, który ma pomóc przełamać kryzys gospodarczy wywołany pandemią. Fundusz powinien ruszyć w czerwcu. Ruszy?
Zgoda na uruchomienie tego funduszu zapadła na szczycie UE w grudniu. Już wtedy mówiono, że Komisja zacznie szukać pieniędzy na rynkach latem tego roku.

Do uruchomienia tych pieniędzy potrzebna jest ratyfikacja przez kraje członkowskie. Do tej pory zrobiło to zaledwie kilka państw.
Mniej niż jedna trzecia państw członkowskich. Wszędzie idzie to powoli. Mówienie, że Polska się pod tym względem wyróżnia, jest nieprawdą. Jeśli przypomnimy sobie historię ratyfikacji tak przełomowych zmian jak ta, to zobaczymy, że to były zawsze długotrwałe procesy. A to jest przełomowa zmiana. Przecież po raz pierwszy w historii wszystkie kraje UE biorą wspólnie kredyt - i będą go wspólnie spłacać. Unia tym funduszem wypływa na zupełnie nieznane wody. On tak mocno łamie wszystkie dotychczasowe reguły funkcjonowania Unii, że z góry było wiadomo, że ratyfikacja nie będzie szybka.

Można sobie wyobrazić, że stanie się elementem debaty przed jesiennymi wyborami w Niemczech. Pewnie CDU/CSU będzie atakowana - z jednej strony przed FDP, z drugiej przez AfD - za to, że zgodziła się żyrować zadłużenie innych państw UE.
Może się tak zdarzyć. Teoretycznie termin ratyfikacji określono na koniec kwietnia, ale wszystko idzie wolno - bo materia trudna, a jeszcze jest Covid.

Ale ostatecznie fundusz zostanie zatwierdzony?
Moim zdaniem tak. Będzie poślizg, pieniądze do poszczególnych krajów zaczną płynąć najwcześniej dopiero po wakacjach. Można było uzgodnić ten program wcześniej, ale najpierw Niemcy się nie zgadzali, potem Berlin nie mógł się porozumieć z Paryżem. Fundusz można było zatwierdzić już wcześniej gdyby nie „skąpcy” i tzw. „praworządność”.

Rok temu wetem groziła Holandia, reprezentująca tzw. klub skąpców.
Wtedy fundusze powiązano z tzw. „praworządnością”, by w ten sposób zyskać bicz na Polskę i Węgry - i w ten sposób jeszcze opóźniono sprawę. Także mówienie, że fundusz wchodzi późno z powodu ratyfikacji to nadużycie. Gdyby się udało go zatwierdzić do kwietnia, byłoby to osiągniecie. Powodem opóźnień jest to, co się działo w poprzednim roku, na poziomie jego negocjacji - bo trzeba było przekonać klub skąpców.

17 marca wybory w Holandii. Myśli Pan, że ratyfikacja funduszu będzie tematem w tamtejszej kampanii?
Na pewno obecny premier Mark Rutte przed tymi wyborami tematu ratyfikacji nawet nie dotknie.

Prawie na pewno będzie premierem też po wyborach. Wtedy to zatwierdzi?
Holandia i reszta klubu skąpców od początku chcieli storpedować ten fundusz. Za wyrażenie na niego zgody otrzymali bardzo dużą nagrodę w postaci różnych ulg i koncesji. Tylko dlatego się zgodzili - ale cały czas trzymają kciuki, by z jakiegoś powodu ten fundusz jednak nie powstał.

Przed nami wybory w Holandii. Cztery lata temu w Europie panowało przekonanie, że wygra je antysystemowy polityk Geert Wilders. Wtedy mu się nie udało - w tym też raczej nie. W Niemczech osłabła AfD, we Francji Marine Le Pen, w USA Donald Trump przegrał wybory. Widać, że antysystemowa fala, która cztery lata temu mocno wzbierała, teraz opada.
Gdy miały miejsce ostatnie wybory do europarlamentu w 2019 r., też spekulowano, że wygrają je partie prawicowe. W końcu tak się nie stało - w oczekiwanej skali, ale jednak partie głównego nurtu wyraźnie osłabły w ich wyniku. Wcześniej rządziła w PE koalicja socjalistów i ludowców z EPL. Teraz mają wspólnie za mało głosów i do koalicji doprosiły liberałów. Partie głównego nurtu dalej rządzą - ale proporcje między nimi i resztą się zmieniły, na korzyść tych drugich.

Tyle że widać, że główny nurt już przestał tracić. W ostatnich latach powoli opadał, ale teraz znalazł twardy grunt pod nogami.
Nie stawiałbym tak jednoznacznych diagnoz. Pamiętam czasy, jak EPL miał powyżej 280 posłów w europarlamencie i rządził w 17 krajach. Teraz, po wyjściu Fideszu, tych posłów będzie niewiele ponad 175, a do tego zaledwie siedmiu szefów rządów. Cień dawnej potęgi.

Dalej są najwięksi.
Wyjście z EPL Fideszu zmienia istotnie dynamikę polityczną PE i całej Unii.

EPL do tej pory chronił Fidesz, bo polityka europejska usuwała im się spod nóg. Teraz widzą, że ten proces się zatrzymał - i dlatego uznali, że mogą się partii Viktora Orbána pozbyć.
Zbyt uproszczony obraz sytuacji pan kreśli. Z odejścia Fideszu najbardziej cieszą się socjaliści i liberałowie, bo EPL sam się osłabił. Ludowcy tracą ze swoich szeregów partię o wyraziście konserwatywnym charakterze, siłą rzeczy przechyla się jeszcze mocniej na lewą stronę. Pojawiają się wręcz komentarze, że ludowcy stają się przystawką lewicy.

Jednak ludowcy są cały czas największą frakcją w europarlamencie.
Zgadza się, ale uważam takie sądy o ich sile za przesadzone. Faktem też jest, że EPL nie jest już partią centroprawicową, tylko centrolewicową - taka jest konsekwencja odejścia Fideszu. Generalnie dziś główny nurt polityczny w Europie jest na lewo od środka sceny politycznej.

To też oddaje specyfikę zmian wyborców w Europie - wśród mieszkańców krajów UE dominują osoby o poglądach lewicowych. Liczba wyborców prawicowych się kurczy.
Tego nie spostrzegam. Widzę natomiast, że główny nurt polityki europejskiej przesuwa się w lewo - odsłaniając coraz mocniej przestrzeń po prawej stronie.

Odsłania przestrzeń, na której jest coraz mniej wyborców.
Nieprawda. Zmiana zachodzi, tylko jest to proces rozłożony na długi czas. Widać było w ostatnich wyborach do PE, jak wzmocniły się partie prawicowe. Nie na tyle, by zmienić układ rządzący, ale w kolejnych wyborach ten proces może się pogłębić. Widać to w kolejnych krajach. Mogę się mylić, ale we Włoszech, gdy premierem przestanie być Mario Draghi, władzę może przejąć koalicja Liga i Bracia Włosi. Wtedy pojawi się kolejny kraj rządzony przez konserwatystów.

W Holandii wygra Rutte, w Niemczech partia Angeli Merkel, we Francji w przyszłym roku Emmanuel Macron. Nie ma Pan wrażenia, że Europa takich konserwatystów jak Pan zwyczajnie się kończy?
To nieuprawniony sąd. Przede wszystkim nie kończy się żadna konserwatywna Europa. Zmienia się jej polityczna reprezentacja. Kiedyś stanowił ją EPL, teraz są nią Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (EKR). Wraz z Fideszem i Ligą, konserwatyści awansowaliby z szóstej na trzecią pozycję w PE, mając 103 członków.

Ludowcy cały czas mają 175 posłów. EKR ma 63. Szósta co do wielkości frakcja w PE.
EPL coraz wyraźniej abdykuje z pozycji konserwatywnych, co sprawia, że przed EKR otwierają się nowe możliwości, by stać się trzecią grupą i zdetronizować liberałów z Renew.

Jak EKR wykorzysta szansę, jaką jest wyjście Fideszu z EPL? Węgrzy dołączą do Pana frakcji?
W PE dużo się zmieni po tym, jak z frakcji ludowców odeszli europosłowie Fideszu. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że dołączy do EKR - tym bardziej, że zaproszenie do naszej frakcji ma od dawna . Nie jest wykluczone też, że Orbán zacznie budować własną frakcję - zasugerował to zresztą w jednym ze swoich listów - z Ligą Salviniego, ale sądze, że to tylko pozycjonowanie przed negocjacjami z EKR-em.

Jak realne jest utworzenie frakcji Orbána i Salviniego?
Musiałoby to się dokonać kosztem grupy Tożsamość i Demokracja, do której należy m.in. Liga Salviniego. Ale też tworzenie nowej frakcji to bardzo skomplikowany proces - choćby od strony technicznej. A na końcu powstanie grupa polityczna bardzo podobna do EKR. Dlatego właśnie sądzę, że ostatecznie Fidesz zdecyduje się dołączyć do nas - na razie zajął pozycję negocjacyjną, by coś ugrać przy wchodzeniu do EKR. A jeśli rzeczywiście Orbán zdecyduje się na ten krok, to dojdzie do zmiany układu sił i w europarlamencie, i w Unii Europejskiej. Wzmocni się także pozycja Europy Środkowej, a osłabieniu ulegnie tandem francusko-niemiecki oraz sojusz ludowców, liberałów, socjalistów.

A co go zastąpi?
Podział mniej partyjny, a bardziej regionalny. Socjaliści już teraz to de facto grupa iberyjska. Ludowcy to blok niemiecki, a liberałowie - francuski. EKR - po dołączeniu Fideszu - stałby się grupą Trójmorza i Włoch.

Albo jeszcze inaczej. Wyjście Fideszu z EPL przyspiesza stworzenie Europy karolińskiej.
To już się dzieje - widać to po tym, jak biczowana jest Europa Środkowa. Europa dwóch prędkości tworzy się na naszych oczach.

Nie pozwalała na to do tej pory Angela Merkel. Ale we wrześniu ona zniknie z niemieckiej polityki. To coś zmieni?
Może ten proces jeszcze przyspieszyć. Ale równocześnie widać proces konsolidacji Europy Środkowej. Ten proces może przyspieszyć, gdyby się okazało, że Fidesz nie przychodzi do EKR-u sam, lecz w towarzystwie współpracujących z nim europosłów węgierskich z Rumunii, Słowacji i ze Słowenii. To by zwiększyło siłę grawitacyjną EKR - i mogłoby sprawić, że mogłoby przyciągnąć Salviniego z jego Ligą, przecież rozmowy EKR z nim przed wyborami 2019 były zaawansowane. Z Salvinim bylibyśmy trzecią co do wielkości grupą w PE.

Salvini - podobnie jak Orbán - jest mocno prorosyjski. To nie byłby problem dla Was?
Orbán jest prorosyjski - ale to polityka wynikająca z kalkulacji politycznej, a nie strategii. Jego flirt z Putinem jest wyrachowany, wynikający ze specyfiki historii i geopolityki Węgier. W ten sposób on równoważy wpływy innych graczy, współpraca z Moskwą pozwala mu ostrzej grać w UE. Może się to nam nie podobać, ale warto to wiedzieć. U Węgrów to bardzie gesty, niż realia, a w przypadku CDU i SPD to strategia i ciężkie realia mierzone Nord Stream 2. Niemcy - robiąc deal z Kremlem przy budowie tego rurociągu - są dużo bardziej prorosyjscy niż Orbán. Mówiąc krótko: współpraca Węgier z Rosją nie będzie w EKR przeszkadzała. Możemy zresztą przyjąć założenie, że politykę zagraniczną wyjmujemy poza nawias, tak jak kiedyś w EPL-ED wyjęto sprawy ustrojowe.

Autor jest publicystą „Wszystko Co Najważniejsze”

Wśród osób, które przechorowały COVID-19 wywołany brytyjską mutacją koronawirusa znajdują się tacy, którzy nawet kilka miesięcy od infekcji nie mogą wyjść na prostą. O jakie powikłania chodzi? Kliknij w przycisk "zobacz galerię" i przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE. LISTA OBJAWÓW >>>

Naukowcy odkryli, że brytyjski wariant koronawirusa powoduje...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Saryusz-Wolski: Nikt nie zostawia suchej nitki na Komisji Europejskiej za to, jak zorganizowała szczepienia - Portal i.pl

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński