Szybko na pomoc
W nocy z piątku na sobotę dotarł do Stargardu sygnał o potrzebie pomocy w zalanych Niemczech. Już niedzielę, 25 sierpnia, ośmiu żołnierzy z 2 Batalionu Saperów w Stargardzie, jeden ze stargardzkiej 6. Brygady Kawalerii Pancernej i jeden z 12 Dywizji Zmechanizowanej w Szczecinie przegrupowali się do miejsca zbiórki w Szczecinie Podjuchach. Stamtąd wyruszyli do Luenken koło Hamburga. Na miejsce, ze średnią prędkością 40 km na godzinę, dotarli w poniedziałek przed południem. Z 2 BS na pomoc pojechało czterech żołnierzy zawodowych: st. chor. Jarosław Kowalski - dowódca grupy, st. sierż. Jerzy Pietrasz, plut. Tomasz Zieliński i plut. Tomasz Prochera. Pojechali też żołnierze służby zawodowej: st. szer. ndt. Mariusz Paszek, szer. Dawid Skórcz, st. szer. Adam Jancz i st. plut. Zbigniew Prochera.
- Chciałbym podziękować im za dyspozycyjność i pełne poświęcenie - mówi ppłk. Waldemar Zakrzewski, dowódca 2 BSS. - Niektórych trzeba było pościągać z weekendu, z urlopu, z przepustek. To była pierwsza taka akcja za granicą.
Żołnierze pełnili rolę kierowców i operatorów ciężkiego sprzętu: dwóch spycharko-ładowarek, dwóch koparek samochodowych i jednej spycharki. Mają one po 4,30 m wysokości, pod wiaduktami w Niemczech mogą zaś przejeżdżać pojazdy do 4 m wysokości.
- Musieliśmy spuszczać powietrze z kół - mówi st. chor. Jarosław Kowalski. - Pojazdy obniżały się wtedy o 20 cm. Przejeżdżanie pod wiaduktami było bardzo ryzykowne.
Najgorsze minęło
Na zalanym terenie, który znajduje się ponad czterysta kilometrów od Stargardu, najpierw zrobili rekonesans przedstawiciele Ministerstwa Obrony Narodowej. Następnie przyszły rozkazy wyjazdu na pomoc. Pierwsze dwa dni (27 i 28.08) żołnierze, wspólnie z niemieckimi, pracowali w Luenken, przy rozbiórce wałów przeciwpowodziowych. Polacy utworzyli na czas akcji Kompanię Inżynieryjną, Niemcy dowodzeni byli przez majora. 29 sierpnia zostali przegrupowani do Lueneburga, gdzie pracowali przez trzy dni. Na koniec odbył się tam festyn, na którym do białego rana bawiło się w sumie tysiąc ośmiuset przedstawicieli służb mundurowych: żołnierze, strażacy, marynarze, gwardia narodowa, straż porządkowa.
- Gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że najgorsze już minęło - opowiada st. chor. Jarosław Kowalski. - Wały pozasypywały drogi, trzeba je było szybko zlikwidować. Widzieliśmy jedno takie "śmierdzące miejsce", jakie robią się przy powodziach, w pozostałych stan był krytyczny, woda była wysoko.
Nie trzeba było bardzo się spieszyć z usuwaniem szkód, nawet nie pozwalało na to miękkie podłoże. Niektóre prace trzeba było wykonywać ręcznie, maszyny nie wszędzie mogły dotrzeć.
Niemieckie porządki
Stargardzcy saperzy wspominają, że Niemcy mają zupełnie inny rytm pracy. Podczas gdy Polacy porywczo rzucili się do pracy i zasuwali od 8 rano do 22, Niemcy bardziej rozkładali ją w czasie. Wszystko musiało jednak być czysto i dokładnie sprzątnięte, piasek wywieziony co do ziarenka. Pomagali okoliczni cywile, ich żony piekły placki, robiły napoje. Przygotowały też małe "party". Wszyscy cieszyli się, że przyjechali im z pomocą. Na koniec otrzymali dyplom uznania i podziękowanie.
Dogadywali się trochę po niemiecku, trochę po angielsku i rosyjsku. Wśród żołnierzy niemieckich byli też z pochodzenia Polacy. Codziennie mieli wspólne apele.
- Polaków było w sumie sześćdziesięciu - mówi J. Kowalski.
W ostatni dzień odbył się koleżeński mecz w piłkę nożną.
- Nasi wygrali 3:1 - mówi z dumą ppłk Waldemar Zakrzewski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?