Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sandomierz walczy ze skutkami powodzi. Pomaga tylko Szczecin [wideo]

Anna Maciejewska
Konrad z Nowogardu i Daria ze Szczecina doskonale dogadywali się przyporządkowaniu jednej z piwnic.
Konrad z Nowogardu i Daria ze Szczecina doskonale dogadywali się przyporządkowaniu jednej z piwnic. Fot. Ks. Tomasz Kancelarczyk
- Właściciel jednego domu zapytał czy przyjdziemy jutro. W jego głosie słychać było nadzieję i równocześnie błaganie - opowiada ks. Tomasz Kancelarczyk z Caritasu. - Ci ludzie zostali bez pomocy. Nie mogli uwierzyć, że przyjechaliśmy aż ze Szczecina, bo nie doczekali się nikogo nawet z drugiej strony mostu.

Chcesz pomóc? Zadzwoń

Chcesz pomóc? Zadzwoń

Zorganizowanie wyjazdu autokarem ze Szczecina to koszt ok. 8 tys. zł. Wolontariusze chętni do wyjazdu na pewno by się znaleźli, ale z braku funduszy może to być już niemożliwe. To może być ostatnia szansa dla tych, którzy chcą jeszcze pomóc. Najbliższy wyjazd jest w poniedziałek. Wystarczy tylko zatelefonować do ks. Tomasza Kancelarczyka pod numer 608 75 21 42, by pojechać pomagać.

W poniedziałek szykuje się kolejny wyjazd 30 osób ze Szczecina i okolic, którzy przez tydzień będą pomagać, tym którzy ucierpieli podczas powodzi w Sandomierzu. Ostatnia grupa właśnie wróciła z tego miasta. Mimo dwunastu godzin, które musieli spędzić w autokarze, spania w śpiworach, na materacach i przede wszystkim ciężkiej pracy, wiedzą że warto było pojechać.

- To, co tam zobaczyliśmy, bardzo nas poruszyło - mówi ks. Tomasz. - Ci ludzie są pozostawieni sami sobie. Brakuje wolontariuszy, którzy pomogliby im w sprzątaniu, a co ważniejsze podnieśliby tych ludzi na duchu. Nasze czerwone koszulki Caritasu wzbudziły wśród powodzian poczucie, że jest ktoś, kto chce im pomóc.

Młodzież zawiozła też dary: środki chemiczne, poduszki i śpiwory - rzeczy przyniesione przez szczecinian oraz kupione przez Caritas.

Młodzi ludzie pochodzą z różnych parafii, zakątków Szczecina i okolic. Bez wahania poświęcili tydzień swoich wakacji na charytatywną pomoc. Jak się okazało wyjazd był dla nich ważną życiową lekcją.

- To był straszny widok - opowiada Natalia Kruczek z Dobrej Szczecińskiej. - Centrum miasta jest ładne, spokojne i nie ma w nim śladu tragedii, która się w pobliżu rozgrywała. Ludzie wypoczywają, spacerują turyści. Wystarczy przejechać przez most, żeby zobaczyć zupełnie inny świat. Nie ma ptaków, nie widać mieszkańców. Przed domami stoją tylko sterty zabrudzonych mebli, urządzeń. Widać oblepione szlamem płoty i drzewa w sadach, które teraz wyglądają jak wysypiska. I ten smród.

Jedna kobieta opowiadała wolontariuszom, że w ogrodzie miała tylko drzewka i trawę. Teraz na jej posesji leżą drewniane belki, cała plandeka z drewnem i mnóstwo śmieci.

- Bywa, że można znaleźć jakieś łóżko czy deskę klozetową, która zatrzymała się na gałęziach - wtrąca ks. Tomasz. - Znaleziona po powodzi wiatrówka, dosłownie rozpadała się w rękach. Na jednym z cmentarzy w okolicy Sandomierza pod wpływem wody na wierzch wypłynęły trumny. Nie sposób opisać tego widoku.

Dużo się mówiło o tym miejscu, kiedy była powódź. Teraz gdzieniegdzie przy ulicy, na chodnikach nadal jest mokro. Nie ma już jednak zagrożenia dla ludzi, jest prąd i gaz, ale jak zapewniają nasi wolontariusze, teraz jest tam najwięcej do zrobienia.

- Trzeba wywozić muł z piwnic, bywa, że trzeba było przeciskać się przez małe okienka - wspomina Karolina Walczykiewicz z Pomorzan. - Zapach był nie do zniesienia. Wynosiliśmy wszystko wiadrami, zdarzało się znajdować też martwe zwierzęta.

Ksiądz Tomasz podkreśla, że nikogo więcej do pomocy tam nie ma.

- Spotkaliśmy jakieś dwie osoby z Warszawy, była też grupa z Trójmiasta - mówi ksiądz. - Ludzi, którzy poświęcili urlop, by pomagać jest niewielu. Kiedy ludzie, którym pomagaliśmy słyszeli, że jesteśmy ze Szczecina nie mogli wyjść z podziwu. Prawie z najdalszego krańca Polski przyjechaliśmy właśnie do nich. Dajemy pomoc swoją pracą, ale także wsparcie psychiczne. Ludzie tam są załamani. Niektórzy próbowali nawet targnąć się na własne życie.

Młodzież robiła porządki w budynkach, zbijała zamoknięty tynk, zrywała zniszczone ocieplenie.

- Kto nie był tam na miejscu nie wie jak wiele jest tam do zrobienia - dodaje Karolina. - Sprzątanie będzie trwało jeszcze miesiącami. Najważniejsze, to zdążyć przed zimą.

- Pomoc naszej grupy to kropla w morzu - dodaje Kancelarczyk. - Na miarę sił i możliwości naszych wolontariuszy pracowaliśmy od godz. 9 do 16. W ciągu jednego dnia udało się może uporządkować jedno gospodarstwo, posesję domku. Tu powinno przyjechać kilkaset osób, żeby uradzić temu wszystkiemu. Nie rozumiem, dlaczego nikt się do tego nie kwapi.

Powodzianie są przygnębieni, ale potrafią być wdzięczni za każdą pomoc. Wielu z nich nie mogło puścić wolontariuszy bez dowodu tej wdzięczności. Młodzi ludzie nie przyjmowali pieniędzy. W zamian za to mieszkańcy zabierali ich na lody.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński