Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Samotne psiaki czekają na nowy dom

Anna Folkman
Dziś nakarmienie zwierząt, porządki w boksach zajmują około pół godziny. Potem można zabrać zwierzaki na spacery. Kiedy podopiecznych było około 80, wolontariusze spędzali tam po kilka godzin każdego dnia.
Dziś nakarmienie zwierząt, porządki w boksach zajmują około pół godziny. Potem można zabrać zwierzaki na spacery. Kiedy podopiecznych było około 80, wolontariusze spędzali tam po kilka godzin każdego dnia. Andrzej Szkocki
Pół godziny drogi od Szczecina, na jednym z podwórek z rozpadającym się domem w ośmiu boksach siedzi teraz osiem zziębniętych i samotnych psiaków. To prawda, że każdego dnia ktoś odwiedza je z miską pełną jedzenia i świeżą wodą. Dzięki temu żyją. Po radosnych odwiedzinach nocą zostają same i marzą, by zostać czyimś przyjacielem.

Tak to się zaczęło

Trzy lata temu Katarzyna Piotrowska obejrzała z koleżanką reportaż w telewizji. Opowiadał o losie starszego małżeństwa z Drogoradza, które opiekuje się kilkudziesięcioma zwierzętami. W niszczejącym domu mieszkali pan Jan i pani Gienia. On cierpiący na nowotwór, ona z chorobą Alzheimera, bez zainteresowania ze strony rodziny, bliskich czy sąsiadów.

- Postanowiłyśmy tam pojechać. Widok warunków życia gospodarzy i zwierząt był bardzo przykry - opowiada pani Katarzyna. - Okazało się, że są starszymi i schorowanymi osobami. Mieszkają w rozpadającym się domu pełnym zwierzęcych odchodów, bez toalety, wody, którą trzeba było czerpać ze studni. Nie potrafili sobie zapewnić podstawowych potrzeb, co dopiero czworonogom.

Na posesji, w domu, w zbitych z desek budach i kojcach żyło około 80 zwierząt. Niektóre psy były przywiązane na krótkich łańcuchach a 30 kotów w ogóle nie było wypuszczanych na podwórze.

- Nie sposób było tak porostu pojechać stamtąd - dodaje pani Kasia. - To był obraz niecodzienny dla nas - ludzi mieszkających w mieście, pracujących, żyjących normalnie. Obraz nędzy i nieszczęścia tak wielkiego, że nie dało się o nim zapomnieć.

Po wizycie w Drogoradzu pani Kasia i jej koleżanka Alicja postanowiły pomóc. Zaangażowały swoich znajomych, w prasie pojawiły się pierwsze artykuły o ich działaniu - zaczęli zgłaszać się kolejni ochotnicy. Do dziś w grupie na stałe jest kilka osób.

Zwierzęta były dla nich jak dzieci

Pan Jan zbierał psy, które były przywiązane gdzieś w lesie, przygarniał te skatowane, wyrzucone przez ludzi. Chciał dobrze, ale nie był w stanie zapewnić im odpowiedniej opieki.

- Jeździliśmy do dziadków 30 kilometrów z zakupami, obiadami, odzieżą. Zabieraliśmy babcię do siebie, by mogła się umyć, w święta ubieraliśmy im choinkę - wspomina pani Kasia. - Równocześnie budowaliśmy psom boksy, wzmacnialiśmy te, które postawiła Gmina Police, pozbywaliśmy się krótkich łańcuchów, leczyliśmy chore zwierzęta. Im i ich właścicielom przywracaliśmy wiarę w ludzi. Staruszkami opiekowała się także pomoc społeczna, na wizyty przychodziła pielęgniarka.

Dziadek, jak mówią na pana Jana opiekunowie rowerem jeździł kilka kilometrów do Polic. Z powodu choroby nie mógł się wyprostować, ale musiał przecież przywieść jakąś żywność dla siebie i pani Gieni, także zwierzętom. Czworonogi były dla niego i jego żony jak potomstwo. Nigdy nie mieli swoich dzieci.

Młodzi ludzie, którzy zaczęli odwiedzać Drogoradz karmili zwierzaki, sprzątali im boksy i wychodzili z nimi na spacery niezależnie od pory roku i samopoczucia. Praca przy 80 czworonogach zajmowała kilka godzin dziennie. Na bok odłożyli planowanie wakacji, hobby. Jeden z nich pan Tomek wstawał ok. 5 rano, by ugotować ciepły posiłek dla czworonogów, owijał garnek w koc i pędził do Drogoradza. Przez trzy lata z pasją pomagali zwierzętom i ich opiekunom. Kiedy zdobyli zaufanie pana Jana stopniowo przekazywali zwierzęta do adopcji. Najpierw czworonożnych przyjaciół przygarnęli znajomi, rodzina. Każdy z wolontariuszy ma już w domu pupili, więc szukali innych sposobów. Z pomocą przyszło Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Zwierzaki trafiły do ogłoszeń adopcyjnych TOZ-u.

Nadzieja w dobrych ludziach

Pierwszym psem, który z krótkiego łańcucha, brudnego i zimnego boksu znalazł się na kanapie nowych właścicieli był Bruno. Imieniem tego rocznego wilczura nazwano stronę internetową z informacjami na temat tego, co działo i dzieje się w Drogoradzu - www.brunoispolka.pl

- Dziadek zawsze zauważył, że nie ma jakiegoś psa czy kota - wtrąca pani Kasia. - W pewnym momencie nawet nie pytaliśmy się, czy możemy znaleźć któremuś dom. Po prostu to robiliśmy. Potem pokazywaliśmy zdjęcia zwierzaków u nowych właścicieli, udowadnialiśmy, że jest im lepiej niż na podwórku.

Od jakiegoś czasu staruszkowie są w domu opieki, a budynek w Drogoradzu, w którym mieszkali grozi zawaleniem. Niedawno okazało się, że wolontariusze i zwierzęta muszą opuścić teren. Starostwo rozwiązuje umowę najmu z panem Janem, właśnie ze względu na stan techniczny budynku. Czas eksmisji to trzy miesiące. Wolontariusze są przerażeni, przecież nadal schronienie znajduje tam jeszcze osiem psów i jeden kot.

- Nie zależy nam, żeby robić tam przytulisko. Poświęciliśmy swój czas, pieniądze na jedzenie, benzynę, zaangażowaliśmy się emocjonalnie w pomoc i chcemy sprawę doprowadzić do końca - podkreśla pani Katarzyna. - Gdyby nie nasze zainteresowanie starostwo zostałoby teraz z prawie setką zwierząt. Potrzebujemy tylko trochę czasu, by tym, co zostały znaleźć domy.

Czasami w ciągu tygodnia do adopcji trafiają trzy psy, bywa, że cisza jest przez pół roku.

- Na wszystkie sposoby poszukujemy ludzi, którzy przygarnęliby ostatnie zwierzaki - mówi pani Katarzyna. - One są naprawdę kochane. Są zdrowie, potrzebują tylko miłości i ciepła. Nie chcemy, by Filip, Misio, Gamoń czy Hela trafili do schroniska. Tam warunki są gorsze niż te, które po trzech latach starań zapewniliśmy im w Drogoradzu. Ta praca nie może pójść na marne. Wierzymy, że są dobrzy ludzie, którzy je adoptują.

Chcesz pomóc?
Zadzwoń i zapytaj o szczegóły - Kasia 515 081 565, Ala - 501 264 932. Zaglądnij też na stronę internetową www.brunoispolka.pl

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński