To wniosek z naszej sobotniej wyprawy na drogę numer 10. Na trasie ze Szczecina do granic województwa i z powrotem spędziliśmy pięć godzin. I tylko refleksowi zawdzięczamy, że wróciliśmy z tej wyprawy cali i zdrowi.
Ze Szczecina wyruszyliśmy przed południem. Już za Płonią, na dwujezdniowej trasie do Motańca, poczuliśmy się jak na torze wyścigowym. Na lewym pasie samochody pędziły co najmniej 140 kilometrów na godzinę. My jadąc prawym i trzymając się setki (o 10 kilometrów więcej niż pozwalają przepisy) należeliśmy do maruderów wyprzedzanych nawet przez małe cinquecento.
Kierowcy najwyraźniej wychodzą z założenia, że skoro mają po dwa pasy w jedną stronę, mogą pędzić ile się da.
Za Stargardem nie było lepiej. Wyprzedzanie na ciągłej linii (także podwójnej), przed wzniesieniami i na zakrętach to norma. Tak jak jazda z setką na liczniku przez wsie. Wyprzedzają w ten sposób nie tylko właściciele szybkich, drogich samochodów. Na przekraczaniu ciągłej linii przy wyprzedzaniu przyłapaliśmy także kilka tirów! Jak tragicznym, czołowym zderzeniem może zakończyć się taki manewr nietrudno sobie wyobrazić.
Więcej w papierowym wydaniu "Głosu".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?