Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sądzą bestialstwo

Krzysztof Flasiński, 3 lutego 2005 r.
Oskarżeni nie mogą ze sobą rozmawiać. W sądzie siedzieli w najbardziej oddalonych miejscach sali. Po rozprawie zostaną odwiezieni do aresztów śledczych w różnych miastach.
Oskarżeni nie mogą ze sobą rozmawiać. W sądzie siedzieli w najbardziej oddalonych miejscach sali. Po rozprawie zostaną odwiezieni do aresztów śledczych w różnych miastach. Marcin Bielecki
Podczas śledztwa opowiadał, jak reanimował czteromiesięcznego chłopczyka. To właśnie wtedy złamał mu żebra, uszkodził odbyt. Ciosem w brzuch naruszył narządy wewnętrzne. Złamał czaszkę uderzając dziecko w głowę.

Mężczyzna oskarżony o zabójstwo swego czteromiesięcznego synka nie chciał odpowiadać na pytania sądu. Jedyne słowo wypowiedziane z własnej woli to: "hieny" - pod adresem dziennikarzy.

Ciąży też na nim zarzut dokonania na dziecku czynu lubieżnego ze szczególnym okrucieństwem.

Przed szczecińskim sądem rozpoczął się wczoraj proces rodziców Aleksa: Grzegorza M. i Elżbiety P. Prawie rok temu mężczyzna przyniósł dziecko do szpitala przy ul. Wojciecha w Szczecinie.

Niemowlę już nie żyło. Było tak zimne, że na skali termometru zabrakło kresek. Dziecko miało złamane kości czaszki, stłuczony mózg, liczne siniaki, połamane żebra i prawą nóżkę. Lekarz zawiadomił policję.

Kobieta odpowie za nieudzielanie pomocy i znęcanie się nad synem. Nie pomogła dziecku i nie zapewniła mu pomocy lekarskiej.

Oskarżeni podczas odczytywania zarzutów byli spokojni. Dopiero, gdy prokurator dotarł do "doprowadzenia do obcowania płciowego", Grzegorz M. pokiwał przecząco głową. Mężczyzna mówił cicho.

Stwierdził, że nie będzie odpowiadał na żadne pytania. Pewniejszym głosem mówiła Elżbieta P. Przez całą rozprawę zasłaniała twarz gazetą. Rozpłakała się, kiedy sąd odczytywał relację Grzegorza M. o rzekomej reanimacji syna. Także ona odmówiła składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania. Sąd zdecydował się więc odczytać wyjaśnienia oskarżonych złożone podczas śledztwa.

Grzegorz M. wyjaśniał, że tydzień przed śmiercią Aleksa był w ciągu narkotykowym. Przyjmował amfetaminę nawet dwa razy dziennie. Twierdzi, że dziecko wypadło mu z rąk. Później starał się nastawić nóżkę, która wydawała mu się bezwładna. Słyszał odgłosy "jakby strzelały stawy w palcach".

- Wtedy wydawało mi się, że robię to, co powinienem. To było schizofreniczne. Teraz, na trzeźwo wiem, że połamałem mu żebra. To było zachowanie nieracjonalne. To było jakieś opętanie - wyjaśniał Grzegorz M. w śledztwie. - Nie wiem, dlaczego nie wezwałem lekarza. Czekałem, aż Ela wróci do domu. Myślałem, że jeśli tego nie zrobię, Aleks nie umrze. Nie wiem dlaczego tak myślałem.

Wchodząc po przerwie na salę rozpraw, Grzegorz M. rzucił się w stronę dziennikarzy, usiłując kopnąć operatora kamery. Krzyknął "hieny".

Za zabójstwo i gwałt ze szczególnym okrucieństwem grozi kara dożywotniego więzienia. Za znęcanie można iść do więzienia na pięć lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński