Obie młode kobiety stoją po przeciwnych stronach ideowej barykady. Kaja Godek, to działaczka pro-life, zwolenniczka całkowitego zakazu aborcji, matka trojga dzieci: syna z zespołem Downa i dwóch córek. Monika Tichy, to aktywistka na rzecz osób LGBT+, współorganizatorka Marszu Równości, mama niepełnosprawnego 14-latka.
Rozpoczęty proces karny dotyczy przestępstwa znieważenia i zniewagi. Kaja Godek twierdzi, że została znieważona słowami, jakie Monika Tichy wypowiedziała 22 października podczas manifestacji w Szczecinie po wyroku Trybunału Konstytucyjnego dotyczącego przerywania ciąży.
- Powiedz, co zrobiłaś dla tysięcy niepełnosprawnych dzieci w Polsce. Nic nie zrobiłaś, więc wypierd..., dalej kur... Jeb...Godek - krzyczała Tichy.
Nazwała też Godek "szmatą".
Kaja Godek pojawiła się w szczecińskim sądzie z lekkim opóźnieniem. Jej pełnomocnik nie zgodził się na upublicznienie procesu. Wcześniej mówiła, że słowa Tichy odebrała jako nawoływanie do linczu.
- Proces pokaże, czy w Polsce można bronić życia nienarodzonych dzieci i mieć te same prawa, co inni obywatele, czy też jest przyzwolenie na to, by obrońców życia traktować gorzej, hejtować, nawoływać do linczu na nich, podburzać tłum - komentowała tę sprawę Godek.
Wcześniej w ramach ugody zaproponowała Monice Tichy wpłacenie tysiąca złotych na cele związane obroną życia i przeprosiny.
- Mogłam uniknąć tego procesu, wpłacając tysiąc złotych i publikując przeprosiny. Niemniej fakt, że tylko ja zostałam pozwana, pozwala przypuszczać że ma to być proces pokazowy, w którym osądzona będę de facto nie ja, ale cały ruch oporu, cały zryw października 2020. I właśnie dlatego nie zdecydowałam się na ugodę - mówiła Monika Tichy.
Kiedy przed sądem trwała rozprawa, przed budynkiem manifestowali zwolennicy obu stron. Doszło do policyjnej interwencji.