Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rolnik spod Lipian walczy o odszkodowanie. Dziki niszczą jego uprawy

Jacek Słomka [email protected]
Te dziury zrobiły dzikie zwierzęta, a nie krowy czy konie – zapewnia Dariusz Zawadzki. – Jeżeli trzeba będzie, udowodnię to w sądzie.
Te dziury zrobiły dzikie zwierzęta, a nie krowy czy konie – zapewnia Dariusz Zawadzki. – Jeżeli trzeba będzie, udowodnię to w sądzie. Fot. Jacek Słomka
Dariusz Zawadzki, rolnik z niewielkiej wsi w pobliżu Lipian od pół roku prosi Koło Łowieckie "Nemrod" o pomoc w ochronie upraw przed dzikimi zwierzętami. Bezskutecznie. Tymczasem straty już sięgają 150 tysięcy złotych.

Kilkadziesiąt hektarów łąk Zawadzkiego, to uprawy ekologiczne - specjalne nasiona traw, żadnej chemii. To sprawia, że tereny te upodobały sobie dzikie zwierzęta z pobliskich lasów. Rolnik widząc co się dzieje, poprosił członków Koła Łowieckiego "Nemrod", gospodarza lasów sąsiadujących z jego terenem o pomoc w ich przeganianiu.

- Pierwsze pismo wysłałem w październiku - informuje pan Dariusz. - Pozostało bez odpowiedzi. Kolejne w listopadzie. Zwróciłem w nim uwagę, że szkody powiększają się. A stan łąk, z każdym dniem, staje się coraz bardziej tragiczny. Pisałem, że jeżeli sytuacja natychmiast nie ulegnie zmianie, to większość moich łąk nadawać się będzie do ponownego zasiewu. A to wiązać się będzie z pokaźnymi kwotami.

Po tym liście przedstawiciele koła łowieckiego spotkali się z Zawadzkim. Obiecali pomóc. I na tym się skończyło. Dlatego trafił do nich kolejny monit od hodowcy. Jednocześnie sam biegał z kijem po łąkach i odstraszając dziki. Na niewiele to się zdało. Tymczasem sposobów na walkę z nimi jest kilka. Można ustalić dyżury myśliwych. Kilka strzałów skutecznie odstrasza zwierzęta. Rozłożyć odstraszacze zapachowe. Czy chociażby pomóc w ogrodzeniu łąk. Zawadzki chciał to zrobić. Wycenił to na 100 tys. złotych. Prosił koło o pożyczenie 20 tys. zł. Nie zgodziło się. W końcu na jego polach pojawił się rzeczoznawca wyceniający szkody, przysłany przez koło. Zawadzki powołał do tej czynności swojego biegłego.

- Uważam, że rzeczoznawca z ramienia koła robił wszystko, żeby wykazane szkody były jak najmniejsze - tłumaczy Zawadzki. - Przed przystąpieniem do pracy ustaliliśmy pewne szczegóły, które później były ignorowane. A już najdziwniejszym były stwierdzenia, że ogromne dziury na łące zrobiły konie lub krowy.

Prezes "Nemroda" Kazimierz Guźniczak stwierdza: - Była komisja, był biegły. Wszystko przebiegało zgodnie z procedurami. Czekamy na wynik. Zapłacimy odszkodowanie w takiej wysokości, jaką wyliczy fachowiec. Oczywiście pan Zawadzki ma prawo się z tym nie godzić. Wtedy może podać nas do sądu.

Poszkodowany rolnik zapowiada, że jeżeli będzie musiał, to na pewno to uczyni. Mimo, że też jest myśliwym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński