Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodziny załogi Rozgwiazdy: Musimy znać prawdę

KRYSTYNA POHL
Rodzice i siostra Krzysztofa Pajki.
Rodzice i siostra Krzysztofa Pajki.
Danuta Kutrzeba ciągle ma w komórce zdjęcie, jakie kilka godzin przed zatonięciem pogłębiarki Rozgwiazda przysłał jej mąż, Tadeusz. Był jednym z członków pięcioosobowej załogi. Wszyscy zginęli.

Na zdjęciu widać wzburzone morze i w dali holownik. Zanim zrobił to zdjęcie komórką, rozmawiali. Był czwartek, 16 października.

Mieli przeczekać na Helu

- Mówił mi, że pogoda jest straszna, fale są na trzy metry i ledwie płyną - wspomina
pani Danuta. - Bardzo się zdenerwowałam, bo pamiętam naszą rozmowę we wtorek, 14 października, gdy wypływali z Gdańska. Już wtedy powiedział, że prognozy
są niedobre i mają dopłynąć tylko do Helu i tam przeczekać złą pogodę. A potem
zadzwonił z morza, że jednak płyną.

Pogłębiarkę Rozgwiazda z dwiema szalandami po bokach (barki motorowe do wywożenia urobku pogłębiarskiego) holował z Gdańska do Świnoujścia holownik Stefan. Pogłębiarka, to - mówiąc obrazowo - stalowy ponton o długości 50 m i szerokości 12 wyposażony w pomieszczenia załogowe i urządzenia do wyciągania urobku. 17 października przed godz. 7 rano zerwał się hol, a pogłębiarka wywróciła się i zatonęła.

Ta cisza była nie do zniesienia

Tadeusz Kutrzeba 20 lat pracował na Rozgwieździe. Był marynarzem i mistrzem
pogłębiarskim, czyli bagermistrzem. Bardzo lubił swoją pracę, powtarzał, że Rozgwiazda to jego drugi dom.

Jak zwykle w czasie jego pobytu na pogłębiarce rozmawiali każdego dnia. Ostatni
raz po południu, w czwartek. Powiedział, że teraz będą już płynąć szybciej, bo wyszedł po nich duży holownik ze Świnoujścia. Jeszcze prosił, żeby przypomniała Dawidkowi, to wnuk, że jak dziadek wróci, to pojadą na grzyby, umawiali się na nie od dawna.

Nie dzwonił więcej, ona też nie, bo nie chciała mu przeszkadzać.

- Ale ta cisza w piątek rano była nie do zniesienia - opowiada wdowa. - Nie mogłam
sobie znaleźć miejsca. Kilka razy wybierałam numer. Odzywał się głos, że abonent
jest poza zasięgiem. Mój Boże, on już był wtedy poza zasięgiem wszystkiego. Zaczęłam się niepokoić, bo to już była godzina dziesiąta. I wtedy koleżanka z pracy usłyszała w radiu, że pod Kołobrzegiem zatonęła jakaś pogłębiarka. Wiedziałam, że to Rozgwiazda.

Już nie zostanie kapitanem

W rodzinie Pajków tragiczną wiadomość przyniosła rodzicom córka Mirosława, siostra Krzysztofa.

-To był najtrudniejszy moment w moim życiu - przyznaje. - Musiałam rodzicom powiedzieć, że ich ukochany syn, a mój brat, nie żyje. Że zginął na Rozgwieździe,
która była jego pasją, na której pracował ponad trzydzieści lat, z którą wiązał swoją przyszłość, bo miał zostać kapitanem jednostki.

Kamienica, w której mieszkają Pajkowie, stoi na wzgórzu, nad Odrą. Z okien mieszkania rozciąga się widok na rzekę, przepływające nią statki. W tym mieszkaniu 49 lat temu przyszedł na świat Krzysztof Pajka.

- Kiedy Rozgwiazda wpływała albo wypływała ze Szczecina, Krzyś dzwonił i my machaliśmy mu z okna - opowiada przez łzy matka, Regina. - Lubiłam patrzeć
na rzekę. Teraz odwracam wzrok, bo woda zabrała mi to, co najdroższe.

Mirka nie od razu uwierzyła w śmierć brata. Miała nadzieję, że jednak żyje, bo pamiętała, że parę lat temu, gdy Rozgwiazda płynęła do Kłajpedy, złapał ich silny sztorm. Zatonął litewski holownik, a oni wyszli cało i szczęśliwie dotarli do portu. Ale nadzieja szybko umarła.

Byłam jak przezroczysta

- Tylko w przypadku Krzysztofa i Jarka Leszczyńskiego Bóg się zlitował i morze
chociaż ciała oddało - wzdycha żona Katarzyna. - Mogliśmy Krzysia pochować.

Katarzyna Pajka o katastrofie Rozgwiazdy dowiedziała się w piątek rano z telewizji.
Mieszka w Kamieniu Pomorskim i natychmiast zadzwoniła do Gdańska, do Przedsiębiorstwa Robót Czerpalnych i Pogłębiarskich, armatora pogłębiarki.

- A tam nic nie wiedzieli, kazali czekać w domu na informację, zostawiłam numer
telefonu, ale nie oddzwonili - opowiada Katarzyna Pajka. - Nie mogłam bezczynnie siedzieć i natychmiast pojechałam do Kołobrzegu. Akurat holownik Tajfun przywiózł
dwa ciała. Rozpoznałam Krzysztofa. Był ktoś z firmy z Gdańska, ale ani nie podszedł,
ani się nie przedstawił. Byłam dla nich jak przezroczysta.

Pajkowie byli małżeństwem 21 lat. Gdy on miał dwutygodniową wachtę na pogłębiarce, niemalże każdego dnia z sobą rozmawiali.

- Tym razem te rozmowy były częstsze, tak jakby przeczuwał, że to ostatnie - zastanawia się Katarzyna. - Bardzo mi go brakuje.

Cyganka prawdę mówiła

PRZEKŁADAJĄ AKCJĘ

Wciąż nie wydobyto trzech ciał załogi pogłębiarki Rozgwiazda, których uważa się za zaginionych. Wrak zbadano tylko sonarem, aby ustalić jego położenie.
- Jesteśmy przygotowani do wysłania tam nurków - mówi Piotr Hinz, pełnomocnik zarządu Przedsiębiorstwa
Robót Czerpalnych i Podwodnych z Gdańska, które jest właścicielem pogłębiarki. - Niestety, pogoda wciąż nie
pozwala nam na przeprowadzenie akcji. W miniony piątek chcieliśmy podjąć kolejną próbę. Jednostka nie mogła jednak wyjść nawet poza główki portu. Zdajemy sobie sprawę, że rodziny czekają na ciała swoich bliskich. Nie możemy jednak narażać życia nurków.
Jak mówi nasz rozmówca, akcja będzie wznowiona, jak
tylko pogoda na to pozwoli.

To samo powtarzają rodzice i siostra.

- Był naszą radością - mówią Pajkowie. - Był taki uczynny, kochany, wnosił tyle radości w nasze życie. Kiedy tylko miał wolne, przyjeżdżał, pogadał, czasem coś
ugotował, bo to lubił, i pędził do żony, córek Agnieszki i Magdy, i do ukochanego
wnusia Michasia. Rodzina zawsze była dla niego najważniejsza, lubił mieć nas
wszystkich przy sobie. Latem wsadzał nas do samochodu i zawoził nad morze.

- Kiedy Krzyś miał parę lat, Cyganka mi powiedziała, abym go trzymała z daleka
od wody - wspomina pani Regina. - I ja go nie puszczałam na kolonie, gdy były nad morzem lub nad jeziorem. Ale jego od małego ciągnęło do wody i pracę na tej nieszczęsnej pogłębiarce sam sobie wybrał. Po rodzinie była dla niego najważniejsza.

Już nie zobaczy żonkili

Ciała Kazimierza Węgielskiego, kierownika pogłębiarki, morze nie oddało. W dniu
Wszystkich Świętych rodzina przy pomniku "Tym, którzy nie powrócili z orza",
złożyła kwiaty, zapaliła znicze i postawiła tabliczkę z napisem "Rozgwiazda". Tabliczkę już ktoś ukradł.

Na półkach starannie ustawione książki historyczne i wojenne. One, działka i spadochroniarstwo to były największe pasje Kazimierza Węgielskiego. A po miłości
do żony Anny, miłość do 5-letniego wnuka Jana Kazimierza.

Gdy wracał z dwutygodniowej pracy na pogłębiarce, to często najpierw jechał
do przedszkola, by przywitać się z wnukiem. Na działce zasadził 300 cebulek tulipanów, żonkili, krokusów. Cieszył się, że akurat zakwitną wiosną, gdy on już przejdzie na emeryturę.

- W domu od razu biegł do kuchni i spędzał tam całe godziny, bo mówił, że jedzenie
musi być dopieszczone - opowiada córka Marta, studentka politechniki. - Kochał
piec, gotować i robił to genialnie. Do mnie jeszcze nie dotarło, że już nigdy taty nie zobaczę, nie usłyszę jego śmiechu, nie zjem jego sernika.

Anna przed rozpaczą ucieka w pisanie wierszy. Pisze je od dawna. Ten napisała parę dni przed śmiercią męża. Nie zdążył przeczytać. "Czego chcieć więcej od dłoni przyjaznej/ ciepłego uścisku, uśmiechu na co dzień. /W rozterkach życia słonecznych promieni/ Tak razem idziemy".

Znali się lat czterdzieści, a od 34 byli małżeństwem. Zostali rodzicami dwóch córek
Agnieszki i Marty.

Pytania bez odpowiedzi

- Ta wywrócona pogłębiarka wywróciła też do góry nogami nasze życie - mówi
z rozpaczą Anna. - Nie spocznę, dopóki się nie dowiem, kto i dlaczego wysłał naszych mężów na pewną śmierć. Dlaczego port w Ustce nie udzielił schronienia pogłębiarce, mimo że było wiadomo, jak zła była pogoda? Rozmawiałam z mężem każdego dnia i wiem, jaki koszmar przeżywali. Dlaczego nie ratowano załogi 16 października, gdy odpięły się szalandy, bo zerwały się liny? Mamy tyle pytań i żadnej odpowiedzi, nawet tej najważniejszej: kiedy zostaną wydobyte ciała naszych mężów?

O to codziennie pyta też Danuta Kutrzeba. Gdy chce rozmawiać z prezesem, nieodmiennie słyszy, że jest na ważnej naradzie. Wysyła sms-y i też nie ma odpowiedzi.

- Nasi mężowie po kilkadziesiąt lat przepracowali w tej firmie, a armator nawet
się nie zdobył na to, by do pięciu rodzin zadzwonić z kondolencjami - mówi z goryczą
Danuta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński