Szef świnoujskich ratowników Edward Janczak opowiada o pewnym ojcu, który nie przypilnował swojego syna.
- Wpadł do nas i od progu z wielką buzią, że jego syn zaginął, a my siedzimy i nic nie robimy - mówi pan Edward. - Tymczasem chłopiec był już pod naszą opieką. Czekał na rodziców przy jednym ze stanowisk ratowników.
W zdenerwowaniu ojciec pewnie nie usłyszał komunikatu nadanego przez plażowy radiowęzeł. W tym samym czasie, gdy robił awanturę w centrum ratowników, jego żona właśnie odebrała syna.
- Jak mu o tym powiedziałem, to nawet nie przeprosił - mówi Edward Janczak. - Bez słowa odwrócił się na pięcie i odszedł. Rozumiem, że był bardzo zdenerwowany. W końcu bał się o swoje dziecko. To zrozumiałe i nikt z nas nie miał do niego pretensji o te krzyki. Ale na końcu mógł jednak powiedzieć, to magiczne słowo przepraszam, prawda?
Często jednak rodzice czy opiekunowie serdecznie dziękują ratownikom.
W słoneczną pogodę na szerokiej świnoujskiej plaży wypoczywa nawet 40-50 tys. osób. Wystarczy chwila nieuwagi i dziecko znika z pola widzenia.
- Często idzie brzegiem morza, albo kąpie się i nawet nie zauważy, kiedy prądy i fale zniosą je spory kawałek w bok od miejsca, gdzie są rodzice - mówi świnoujscy ratownicy. - Morze jest zdradliwe. To nie jezioro.
Gdy tylko dziecko trafia do ratowników, ci natychmiast przez krótkofalówki podają informacje do centrum dowodzenia. Tu odbiera ją właśnie pan Edward.
- Każde dziecko zapisuję w zeszycie - mówi. - Ile ma lat, jak ma na imię i nazwisko, skąd przyjechało, jak jest ubrane. Potem taką informację przekazuję przez megafon. Często ciężko od dziecka coś wydobyć, tak bardzo jest wystraszone. Ale powolutku i wreszcie wydusi chociaż jak się nazywa i ile ma lat.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?