Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ratownicy: Uważajcie na dzieci na plaży

Hanna Nowak-Lachowska
PODPIS(Edward) – W ciągu całego, tylko jednego sezonu gubi się nawet pół tysiąca dzieci. Na szczęście znajdujemy ich rodziców – mówi szef świnoujskich ratowników Edward Janczak.
PODPIS(Edward) – W ciągu całego, tylko jednego sezonu gubi się nawet pół tysiąca dzieci. Na szczęście znajdujemy ich rodziców – mówi szef świnoujskich ratowników Edward Janczak. Fot. Anna Starosta
Gubiące się na plaży dzieci to największa zmora świnoujskich ratowników. Dziennie nawet do dziesięciu maluchów szuka swoich rodziców czy opiekunów. Niektórzy rodzice nawet nie podziękują ratownikom.

Szef świnoujskich ratowników Edward Janczak opowiada o pewnym ojcu, który nie przypilnował swojego syna.

- Wpadł do nas i od progu z wielką buzią, że jego syn zaginął, a my siedzimy i nic nie robimy - mówi pan Edward. - Tymczasem chłopiec był już pod naszą opieką. Czekał na rodziców przy jednym ze stanowisk ratowników.

W zdenerwowaniu ojciec pewnie nie usłyszał komunikatu nadanego przez plażowy radiowęzeł. W tym samym czasie, gdy robił awanturę w centrum ratowników, jego żona właśnie odebrała syna.

- Jak mu o tym powiedziałem, to nawet nie przeprosił - mówi Edward Janczak. - Bez słowa odwrócił się na pięcie i odszedł. Rozumiem, że był bardzo zdenerwowany. W końcu bał się o swoje dziecko. To zrozumiałe i nikt z nas nie miał do niego pretensji o te krzyki. Ale na końcu mógł jednak powiedzieć, to magiczne słowo przepraszam, prawda?

Często jednak rodzice czy opiekunowie serdecznie dziękują ratownikom.

W słoneczną pogodę na szerokiej świnoujskiej plaży wypoczywa nawet 40-50 tys. osób. Wystarczy chwila nieuwagi i dziecko znika z pola widzenia.

- Często idzie brzegiem morza, albo kąpie się i nawet nie zauważy, kiedy prądy i fale zniosą je spory kawałek w bok od miejsca, gdzie są rodzice - mówi świnoujscy ratownicy. - Morze jest zdradliwe. To nie jezioro.

Gdy tylko dziecko trafia do ratowników, ci natychmiast przez krótkofalówki podają informacje do centrum dowodzenia. Tu odbiera ją właśnie pan Edward.

- Każde dziecko zapisuję w zeszycie - mówi. - Ile ma lat, jak ma na imię i nazwisko, skąd przyjechało, jak jest ubrane. Potem taką informację przekazuję przez megafon. Często ciężko od dziecka coś wydobyć, tak bardzo jest wystraszone. Ale powolutku i wreszcie wydusi chociaż jak się nazywa i ile ma lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński