Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radek Kowalczyk szykuje się do morderczego wyścigu

Andrzej Kus [email protected]
Radek Kowalczyk (z prawej) oparcie znajduje w swoim przyjacielu Tomku Starmachu, który również czekał będzie najpierw na Maderze, a później na mecie w Brazylii.
Radek Kowalczyk (z prawej) oparcie znajduje w swoim przyjacielu Tomku Starmachu, który również czekał będzie najpierw na Maderze, a później na mecie w Brazylii. Adam Słomski
- Ten rejs przejdzie do historii - mówi żeglarz Radek Kowalczyk, który jako jedyny Polak wystartuje w regatach Mini Transat. - 40 dni w ekstremalnie trudnych warunkach samotnie będzie płynął przez Atlantyk. Tam może się zdarzyć wszystko.

Łódź Radka Kowalczyka ma 6,5 metra długości, powierzchnię żagli 130 metrów kwadratowych. Budował ją sześć lat i spędził w warsztacie trzy tysiące godzin. Wszystko po to, by spełnić marzenie życia: wystartować w oceanicznych regatach samotniczych Mini Transat. 25 września wypłynie z Francji do Brazylii. W piątek zaprasza wszystkich mieszkańców na chrzest swojej łodzi, który odbędzie się przy ulicy Kapitańskiej 2 w Szczecinie.

- Aktualnie jest rozebrana na trzy części, w piątek będzie gotowa - opowiada Radek. - Żagle będą nowe, wykonane ze specjalnego laminatu. Dzięki temu nie będą się rozciągały, bo są bardzo lekkie. Maszt jest odchudzany z materiałów stalowych, by również był lżejszy. Również kadłub jest unowocześniany i malowany. To wszystko wpłynie na prędkość łodzi.

Na oceanie moc jachtu porównywalna jest do mocy bolidu formuły 1. W regatach przez osiem tysięcy kilometrów ściga się 80 takich jednostek. Nie mają żadnego połączenia z lądem. Dwie godziny przed startem żeglarze-śmiałkowie oddają komputery i telefony. Na łodzi jest tylko przycisk alarmowy, który sygnałem satelitarnym przekazuje sygnał o zagrożeniu i przekazuje namiary jednostki. W przypadku zagrożenia na pomoc trzeba czekać wiele godzin.

- Po tygodniu dobijemy do Madery, a później już bez przystanków do Brazylii. Przez 40 dni nie można liczyć na żadną pomoc medyczną. Jest to czas, gdy dzień w dzień ostro walczymy z czasem i zmęczeniem. Można pozwolić sobie tylko na kilkuminutowe drzemki. To jak ciągła siłownia. Potrzeba dużo mocy. Po kilku dniach boli kręgosłup, dokuczają mięśnie. Bywają dni, że nie można nawet się posilić, bo nie ma na to czasu - opowiada Radek.

Przed Radkiem jeszcze mnóstwo szkoleń i testów. Jednym z nich jest nauka, jak sobie poradzić 40 dni bez prawdziwego snu. Na oceanie warunki pozwalają na kilkunastominutowe drzemki. Radek musi przyzwyczaić mózg do prawidłowego funkcjonowania w trudnych warunkach. Wpływa również na to odpowiednia dieta. Na niewielkiej łodzi znajdą się wyłącznie jedzenie liofilizowane.

- Startujemy 25 września. Dwa tygodnie wcześniej wyjeżdżamy do Francji, by się przygotowywać - opowiada przyjaciel Radka z drużyny Tomasz Starmach. - W takim rejsie może się zdarzyć wszystko, jest ekstremalnie niebezpieczny. Każdy, kto dopłynie do mety jest zwycięzcą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński